Tien-Shan Relacja prasowa 08.08.2007 godz. 19.56
Poranna kąpiel w rzece, oddalonej o metr od naszego legowiska, dobrze nam robi. Odkąd w Disco ostatecznie przestały się otwierać tylne drzwi ( naprawdę zamek stanął na amen ), śpimy na glebie , korzystając z gościnności plandeki Jurka i Roberta. Na szczęście temperatury coraz wyższe i niebo gwiaździste nad nami. Do południa zwiedzamy zabytkowe meczety w Samarkandzie. Są przepiękne i jest ich tu mnóstwo. W każdym sklepy z pamiątkami i kantory, nawet Narodowy Bank, w którym oszukano nas na kursie wymiany. Sniadanio-obiad w miejscowej restauracji – zapoznajemy się ze specjałami uzbeckiej kuchni, bo dalej już tylko autostrada do Taszkientu i żar z nieba. Pełni energii, wzniecamy awanturę na największej stacji benzynowej, gdzie pracownicy próbowali nam wmówić, ze zatankowaliśmy do standardowego zbiornika Discovery ,85 litrów ropy. Kwitki z kasy fiskalnej produkują na poczekaniu, w obecności przyprowadzonego z posterunku milicjanta, wreszcie płacimy właściwą cenę. Przejazd przez autostradę daje nam zaledwie blade pojęcie o Uzbekistanie. Drogi dobre, za oknami zielone pola, melioracja czyni cuda w miejscach, gdzie naturalnie istniał step. Miejscowi przyjaźnie nastawieni. Taszkient – czyste, nowoczesne miasto. Zaraz za miastem przejście graniczne, na którym tłumy ludzi walczą o przedostanie się do Kazachstanu. Tysiące ludzi tłoczących się na upale i celnicy, okładający bardziej niesfornych pałami. My odprawiamy się w okienku VIP, mimo tego trwa to kilka godzin. Zapał celników wspomagamy pamiątkowymi czapeczkami wyprawy, natychmiast zakładają zamiast swoich, fajnie wygląda logo Warn zamiast państwowego godła. 20 minut przed zamknięciem granicy , wyjeżdżamy. Adam z Grażyną , którzy jadą kilka godzin za nami, już nie zdążyli. To nieczęsty przypadek zamykanie głównego przejścia granicznego na noc. Nocleg na łączce niedaleko granicy. Przy kolacji, korzystając z łączności satelitarnej, dla rozrywki czytamy relacje i recenzje konkurencyjnej wyprawy. Jesteśmy pod
wrażeniem wrażenia, jakie wielkie wrażenie robią cztery auta terenowe uczestników.
Tien-Shan Relacja prasowa 09.08.2007 godz. 21.50
Dzisiaj przygrzało tak, że nawet Komandir przywdział krótkie gatki. Temperatura w cieniu ( naszych aut, bo innego cienia na kazachskim stepie brak ) przekroczyła 46,6 stopni. 10 stopni różnicy miedzy nami a otoczeniem wywołało duże zamieszanie w naszej lodowce. Oj , był tam dziś ruch, bo to jedyna wciąż działająca lodówka na wyprawie. Przejeżdżamy przez Shimkient, Turkistan, przed zachodem słońca dojeżdżamy do przedmieść Kyzylordy na nocleg. Wycieńczeni upałem, kąpiemy się w błotnistej rzece. Dziś , bez trudu , dogonili nas Adam i Grażyna, znowu więc obozujemy w cztery auta, dwa namioty i plandeka i jest bardzo wesoło.
Tien-Shan Relacja prasowa 10.08.2007 godz. 21.00
KOMPLETNY SKŁAD EKSPEDYCJI POZDRAWIA Z PLAŻY MORZA ARALSKIEGO.
Plaża bardzo szeroka i długa po horyzont. Na niej wszystkie sześc. aut Tien Shan Off-road Expedition i zadowolone załogi. Swietna widoczność, zachodzące słońce i Morze Aralskie. Wszyscy opowiadają o swoich przygodach. Nie dam rady opisać wszystkich awarii , jakie dotykały auta uczestników. Ostatecznie wszyscy sobie z nimi poradzili i tylko nasza pęknięta sprężyna i przedni most Adama oraz tylny hamulec Andrzeja wydają się nie mieć szans na naprawę przed powrotem do kraju. Dzisiejszy dzień zaczęliśmy od poszukiwań na bazarze w Kyzylordzie śrub drobnozwojnych do zamocowanie straconego wczoraj zacisku hamulcowego. Kwitnie tu handel używanymi śrubami z rozbiórki aut i innych urządzeń. Kiedy szukaliśmy najazdu, aby uzupełnić brakujące śruby ( pożyczyliśmy wczoraj po jednaj z tylnych zacisków, aby zamocować przedni ) , pojawił się problem zwarcie w elektryce i małego pożaru pod maską. Okleiliśmy kable taśmą przetrwania, przymocowaliśmy zaciski hamulcowe i.... złamaliśmy sprężynę przedniego zawieszenia. Dobrze, że temperatura spadła dziś o 30 stopni, więc łatwiej zmusić się do wpełznięcia pod rozgrzane auto . Ale nic nie jest w stanie popsuć nastroju tego kulminacyjnego wieczoru nad Morzem Aralskim. Jesteśmy w okolicy miejscowości Kokaral , która do niedawna położona była nad morzem, teraz w otwartym stepie, nieco zapomniana i zasypana piaskami naniesionymi przez burze. Jedna z takich burz była tu dzisiaj, zaraz po tym , jak na plaży zameldowali się Marek z Agnieszką i Andrzej z Walentiną . My jechaliśmy od rana śladami tej burzy i doświadczyliśmy, jak potrafi zmienić się step z pylistego w błotnisty. Było dużo zabawy, gdyż warstwa śliskiego blotka stanowi wspaniały podkład do ćwiczenia kontrolowanych poślizgów. Tymczasem Adam z Grażyną znów się opóźniali , nie zdążyli przejechać za nami przez most pontonowy na rzece Syrdariya, który chwilę po naszej przeprawie zatonął pod naporem kombajnu gąsienicowego. Trzy takie pojazdy próbowały przekroczyć most przed naszym przyjazdem, jednak wymusiliśmy na nich pierwszeństwo, dzięki czemu zaoszczędziliśmy 60 km objazdu.
|