Krzysztof Hołowczyc: - Za nami jeden z najdłuższych etapów tegorocznego Dakaru. Jestem bardzo zadowolony z dzisiejszego dnia. Nie mieliśmy żadnych przygód, jechaliśmy cały czas równym tempem, bez niepotrzebnego ryzyka. Startowaliśmy dziś z 17. pozycji, a skończyliśmy na 9.miejscu, więc jutro będziemy mieli zdecydowanie lepszą pozycję startową. Dzisiaj było dużo stromych, kamienistych podjazdów, na których sporo traciliśmy do aut fabrycznych. Ostatecznie straciliśmy 25 minut na prawie 500 kilometrach szalenie wymagającej trasy, a więc całkiem przyzwoicie. Najważniejsze, że złapałem te właściwe „dakarowe” tempo, i że nasza Navara nie sprawie prawie żadnych kłopotów technicznych, a przecież codziennie różne kłopoty techniczne prześladują faworytów. Dziś szansę na swoje 10. zwycięstwo pogrzebał Peterhansel, którego kłopoty z silnikiem BMW kosztowały ponad 2 godziny straty. Ponownie kłopoty miał też de Villiers. A za nami dopiero 5 z 14 etapów. Jeszcze wszystko przed nami.
Jakub Przygoński: - Początek był bardzo ciężki. Przez mgłę nie dało się jechać, bo gogle były całe mokre. Pobrudziły mi się rękawiczki, więc nawet nie mogłem przecierać gogli podczas jazdy. Zdjąłem je, czego nigdy się nie robi. Podczas Dakaru mi się to nie zdarzyło. Minąłem jednego zawodnika, on też miał zdjęte gogle. Pomyślałem sobie, że widocznie nie da się jechać inaczej, bo nie ma żadnej widoczności. Od setnego kilometra zaczęło mi się dobrze jechać. Na tankowaniu przeczyściłem gogle i ustawiłem wszystko tak jak być powinno. Od tego czasu wszystko poszło dobrze. Jestem bardzo zadowolony.
Jacek Czachor: - Starałem się jechać tyle, ile potrafię. Błędów nie robiłem. Na więcej nie starczyło sił, motocykla i umiejętności. Odcinek był bardzo trudny i brzydki. Trasa w ogóle mi się nie podobała. Dużo fesz-feszu. Ani to kurz, ani piasek. Biała spalona ziemia, luźne kamienie. Dużo wymytych rzek. Trzeba było bardzo uważać, by nic sobie nie zrobić. Dużo jazdy fizycznej, na stojąco.
Marek Dąbrowski: - Bardzo ciężki etap. Na początku jechałem w kurzu. Kiedyś, gdy motocykle nie miały zwężki wykorzystywało się nadwyżkę mocy i przelatywało przez ten kurz. Teraz, gdy mamy założony restryktor jest to też możliwe, ale w kurzu trzeba spędzić trzy razy więcej czasu, więc lepiej nie ryzykować, bo ta pustynia i drogi są pełne kamieni. Trzeba było sobie odpuścić wyprzedzanie. Później wzywałem helikopter do jednego z zawodników i parę minut postałem. Bardzo trudny etap.
Robert Szustkowski: - Etap był trudny z otwartymi, ale skalistymi odcinkami, które przechodziły płynnie w wielkie tereny o trudnej nawierzchni typu fesh-fesh. Podczas tego odcinka musieliśmy się maksymalnie koncentrować, był też niezwykle wyczerpujący fizycznie. Jedziemy konsekwentnie i rozważnie, oczywiście w wymiarze sportowym, tak jak założyliśmy na początku rajdu. Jako debiutant chciałbym się znaleźć na mecie, więc czasami trzeba hamować emocje. Walczymy oczywiście o jak najlepszy wynik, ale przed nami, myślę, kilka niezwykle trudnych i decydujących etapów, więc trzeba dobrze rozkładać siły. Najważniejsze, że dobrze rozumiemy się z Jarkiem, i czuję że drzemie w nas spory potencjał na przyszłość.
Rafał Marton: - Etap był praktycznie cały w dziurach, dużo kamieni a później kurzu. Jest potwornie gorąco, upał doskwierał dzisiaj chyba wszystkim. Po drodze mijaliśmy pełno aut, które pozostały na trasie z pourywanymi kołami, dużo załóg miało też problemy z temperaturą w silnikach z powodu upału. Dla naszej ciężarówki ten etap był dosyć ciężki, nie mogliśmy za szybko jechać w tym dziurawym terenie, w dodatku MAN jest obciążony częściami, więc nie chcieliśmy ryzykować.
fot. orlenteam.pl
(PR)
Zobacz:
|