Akcesoria i wyposażenie
australijskiej firmy ARB znajdziesz w ofercie naszego sklepu 4x4.


Tuleje zawieszenia


Bagażniki dachowe

[2010-11-18]
Campus Australia Expedition - wyszykowanie samochodów i w drogę!
 
14 listopada po męczącej, prawie dwu dniowej podróży ekipa Campus Australia Expedition w końcu dotarła do upragnionego celu, czyli Cairs. Przywitała ich całkiem ładna pogoda, a temperatura była wręcz wymarzona, oscylowała w granicach 30°C. Ponieważ przylecieli w niedzielę nie byli w stanie odebrać samochodu, więc udali się na spacer po nie znanym jeszcze Jackowi mieście.

Celem dnia następnego było odebranie samochodu i ruszenie w drogę, lecz sprawy trochę się skomplikowały. Okazało się, że członkowie wyprawy muszą jeszcze raz zarejestrować samochód, tym razem w Qensland, ponieważ stara rejestracja z West Australia niestety straciła ważność. Na badaniu technicznym okazało się ponadto, że auto nie ma stopu i migacza, więc cała procedura przełożona została na dzień następny, a resztę popołudnia uczestnicy ekspedycji spędzili na kompleksowym robieniu zaopatrzenia przed wyjazdem na off-raod.

Następnego ranka bez przeszkód odbyło się badanie techniczne, a po kolejnych dwóch godzinach uczestnicy otrzymali dokument wielkości formatu A4 stwierdzający, że mogą poruszać się po Australii. Ponieważ Pan diagnosta nie była stanie pod warstwą błota i zabezpieczenia antykorozyjnego odczytać numerów na ramie, stwierdził, że ponieważ auto ma klatkę bezpieczeństwa to może go podciągnąć pod samochód rajdowy, a dla takich maszyn nie są  wymagane podwójne numery identyfikacyjne. Niniejszym poczciwy Land Rover nabrał mocy w Australii stając się Rally Expedition Car. Pełni dumy z uprgrade'u samochodu Michał i Jacek wyruszyli w stronę lasów deszczowych na Cape Tribulation, skąd zamierzali zaatakować dwa arcytrudne offroadowe szlaki. Pierwszy to Bloomfield track prowadzący przez ponad 50 kilometrów przez Daintree National Park. Szlak ten wiedzie krańcem jednego z najstarszych lasów deszczowych, czasami stromo pnąc się w górę i w dół, a miejscami schodzi na piękne tropikalne plaże. Szlak ten kończy się w aborygeńskiej komunie o wdzięcznej nazwie Wujal Wujan. Koniec tego szlaku jest również początkiem najbardziej znanego z terenowych trudności szlaku CREB Track, którym członkowie ekspedycji zamierzają powrócić do miejscowości Daintree.

Ulewa, która przyszła następnej nocy, okazała się okropna. Ponieważ kemping, na którym Michał i Jacek nocowali, okazał się całkowicie do ich dyspozycji rozbili namiot w …zadaszonej kuchni co uratowało ich przed spaniem w akompaniamencie ciężkich kropel deszczu uderzających w namiot. Na szczęście rano się rozpogodziło i mogli zabrać się za sprawdzenie samochodu przed wyruszeniem w prawdziwy off-raod. Jak zwykle nie obyło się bez niespodzianek, okazało się że nie działa wyciągarka. Usunięcie usterki okazało się jednak bardzo proste…. panowie w serwisie Land Rovera po prostu nie podłączyli wyciągarki do akumulatora. W czasie naprawy pojawił się za to niespodziewany gość… gość przez którego ginie więcej ludzi w Australii niż od ataku krokodyli.  Był to wielki Kazuar. Na szczęście jego zamiary ograniczyły się do wyżebrania paru kromek tostowego pieczywa. Dzięki temu Jacek miał rzadką okazję do zrobienia sesji zdjęciowej temu pięknemu wielkiemu i groźnemu ptakowi.

Po tak miłym poranku ruszyli w drogę. Szlak Bloomfield track nie okazał się trudny, wręcz śmiało można go nazwać „bułką z masłem”. Po drodze próbowali dowiedzieć się czegokolwiek o CREB track’u, ale informacje uzyskane od napotkanych osób nie napawały ich optymizmem, ponieważ wszyscy zgodnie twierdzili, że jest zamknięty. To jednak nie zniechęciło obu członków ekspedycji do dalszej podróży. Po dotarciu do aborygeńskiej komuny Wujal Wujan, gdzie właśnie zaczyna się CREB track, udali się na miejscowy posterunek policji. Tam przemiły aborygeński funkcjonariusz potwierdził, że szlak jest faktycznie zamknięty, ale po dłuższej rozmowie i obejrzeniu wyposażenie samochodu (w tym sprawdzeniu czy wyciągarka działa oraz czy telefon satelitarny jest sprawny) Michał z Jackiem dostali telefony alarmowe, pod które mieli w „razie czego” dzwonić, i błogosławieństwo na podróż zamkniętym szlakiem. CREB track przez pierwsze 20 kilometrów okazał się być bardzo zniszczoną drogą, jednak bez jakiś ekstremalnych niespodzianek. Prawdziwe piekło zaczęło się po minięciu jedynej i ostatniej osady aborygeńskiej o dziwnej nazwie „China Camp”

Po paru kilometrach jazdy uczestnicy wyprawy wiedzieli już dlaczego ten szlak jest zamknięty. Niesamowicie strome zjazdy i podjazdy oraz glina pokrywająca szlak mająca konsystencję masła sprawiały, że ciężko było Jackowi wspinać się z aparatem fotograficznym, nie mówiąc już o wjeżdżaniu samochodem. Jak to zwykle bywa tam, gdzie w żaden sposób nie daje się wjechać mając zapięte wszystkie blokady… nie ma również drzew. Ciężka praca z wbijaniem kotwicy w gliniaste podłoże przyniosła jednak efekt. Kilkadziesiąt metrów pokonanych na wyciągarce zbliżyło obu podróżników do końca ciężkiej drogi. W sumie przejechanie 54 kilometrów zajęło im zaledwie 8 godzin.  Po zjechaniu z gór czekała ich natomiast jeszcze jedna wielka niewiadoma - musieli pokonać w bród rzekę Daintree. Szczęśliwie rzeka nie była zbyt głęboka i przeprawa poszła gładko, mimo umieszczonej na brzegu tabliczki z ostrzeżeniem o krokodylach. 

Miejsce na nocleg Michał i Jacek znaleźli ok. 140 kilometrów dalej przy słynnym wodospadzie i zaporze wodnej Tinnaroo.

ZOBACZ TAKŻE:

Campus Australia Expedition 2
12 listopada - 7 grudnia 2010

 

 
 
 
 
fot. cae
 
 

Dostępne galerie z imprezy:
1. fot. cae
2. fot. cae
3. fot. cae
4. fot. cae
5. fot. cae
6. fot. cae
7. fot. cae
8. fot. cae


-lista galerii-

<< powrót


KOMENTARZE Tylko zalogowani użytkownicy mogą
rozpoczynać nową dyskusję.






X