Akcesoria i wyposażenie
australijskiej firmy ARB znajdziesz w ofercie naszego sklepu 4x4.


Tuleje zawieszenia


Bagażniki dachowe

[2010-12-02]
Campus Australia Expedition II - Pierwsza poważna awaria...
 
26. listopada minął ekipie Campus Australia Expedition na spokojnym poznawaniu okolic Nowry, robieniu fotek i ogólnym szwendaniu się. Zwiedzili Bastion Point, a na wieczór rozbili obóz u ujścia rzeki wpadającej do oceanu. Rano ruszyli z misją zrobienia off-road’owego szlaku z Mallacooty do Cann River. Sam szlak okazał się dość ciekawy na tyle, że nawet musieli wyjeżdżać z rzeki przy pomocy niezawodnej wyciągarki WARN. Na początku prowadził szutrową drogą obok dawnego lotniska wojskowego z czasów II Wojny Światowej. Dalej nie było już tak niewinnie, szlak zmienił nazwę na Betka Track i doprowadził Michała z Jackiem do prawdziwego raju off-road’erów, czyli Cicada Trial. Ta ścieżka była przejezdna tylko i wyłącznie dla prawdziwych aut terenowych i dała chłopakom mnóstwo frajdy. Po południu postanowili dotrzeć do Cape Conran, niestety nie było tam żadnego fajnego miejsca na nocleg. Zdecydowali więc przedrzeć się szlakiem wzdłuż oceanu do Pearl Point, gdzie liczyli na urokliwy kemping. Rzeczywiście miejsce było super i z niesamowitą plażą, niestety kiedy tam dotarli zaczęła się wichura i lunęła z czarnego nieba ściana zimnego deszczu, więc plany zrobienia ogniska legły w gruzach.

Poranek 28. listopada przywitał ich jeszcze większą wichurą, więc czym prędzej uciekli w głąb lądu licząc na polepszenie pogody. Popołudniem dotarli do miejscowości Orbost. Po uzupełnieniu paliwa i uzyskaniu informacji na temat ciekawych tras ruszyli do Snowy River National Park. W miejscowości Bonang dalszą drogę przerwał uczestnikom wyprawy dziwny odgłos o bliżej nieustalonej lokalizacji. Ten dźwięk nie rokował dobrych nadziei, więc postanowili zawrócić do miasteczka, z którego wyruszyli. Już po paruset metrach dym z okolic przedniego koła zlokalizował problem. Natychmiastowa akcja gaśnicza dymiącej i rozgrzanej niesamowicie piasty koła przy pomocy zapasów wody mineralnej powiodła się. Nie pozostało im więc nic innego, jak rozebrać piastę stojąc na górskiej drodze. Robota była fatalna – zapieczone od temperatury śruby i przeszywająco zimny deszcz wlewający się pod ubranie. Kiedy już udało się Michałowi rozebrać piastę widok, który tam zastał, przyprawił go o ciarki. Łożysko zewnętrze wyleciało w kawałkach, a nakrętka od łożyska i blokada, która powinna je trzymać, luźno leżały w zabieraku półosi. Jedynym ratunkiem możliwym do wykonania było włożenie wewnętrznej części z zapasowego łożyska i zjechanie powolutku z zawrotną prędkością 15-20 km/h 85 kilometrów do miasteczka Orbost. Po prawie pięciu godzinach w środku nocy Michał z Jackiem zbliżyli się do granic miasta. Umęczeni i przemarznięci jak najszybciej poszli spać.

Rano 29. listopada powykręcani niczym chiński alfabet już o 7:30 ruszyli żółwim tempem to pobliskiego miasteczka Orbost licząc na cud. Na mapie GPS mieli zaznaczone dwa warsztaty, jadąc do pierwszego z nich udało im się wypatrzeć w bocznej uliczce Range Rovera bez tablic rejestracyjnych co stanowiło dobry znak szczególnie, że stał obok rozbieranego właśnie Nissana Patrola. Tym sposobem uczestnicy wyprawy zostali nagłymi gośćmi przemiłego Buszmena, który prowadził coś w stylu szrotu samochodowego w skali mini. Na szczęście okazało się, że jest w domu. Początek rozmowy nie napawał Michała z Jackiem optymizmem ponieważ okazało się, że Range jest sprzedany. Jednakże busz-mechanik okazał się niesamowicie przyjazny i z chęcią pomógł członkom ekspedycji. Po schłodzeniu wodą rozgrzanej prawie do czerwoności piasty wszyscy rzucili się do pracy, a  Australijskiego przyjaciela udało się przekonać, że dużo szybciej i lepiej będzie wymienić całą piastę na tę z jego samochodu. Wszystko wyglądało super do momentu przymiarki zapasowego przegubu, który był w częściach zapasowych członków wyprawy. Okazał się za krótki. Podjęli więc decyzję, że pojadą dalej autem tylnio napędowym. Przednia półoś z ukręconym przegubem i zdemontowany wał napędowy powędrowały do bagażnika.  Załoga lżejsza o 500 dolarów australijskich ruszyła dalej w trasę. Trzeba przyznać że Pan spisał się na medal i gdyby nie jego pomoc i części Michał z Jackiem byliby w nie najciekawszym położeniu.  Dalsza trasa tego dnia przebiegała już bez najmniejszych zakłóceń. Wieczorem uczestnicy wyprawy rozbili obozowisko nad rzeką Mitchell.

Zobacz także:


Campus Australia Expedition 2
12 listopada - 7 grudnia 2010

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
     
 
fot. cae
 
 

Dostępne galerie z imprezy:
1. fot. cae
2. fot. cae
3. fot. cae
4. fot. cae
5. fot. cae
6. fot. cae
7. fot. cae
8. fot. cae


-lista galerii-

<< powrót


KOMENTARZE Tylko zalogowani użytkownicy mogą
rozpoczynać nową dyskusję.






X