Akcesoria i wyposażenie
australijskiej firmy ARB znajdziesz w ofercie naszego sklepu 4x4.
Tuleje zawieszenia
Bagażniki dachowe
[2012-01-08]
Dakar 2012 – podsumowanie sobotniego, VII etapu.
Na kilku ostatnich etapach rywalizacja w klasie samochodów rajdu Dakar 2012 zamieniła się w teatr jednego aktora. Choć klasyfikacja generalna tego nie pokazuje wyraźnie, obecnie niemal wszystko zależy od postawy Nassera Al-Attiyaha. Katarczyk, o ile nie przeszkadza mu w tym jego Hummer, dosłownie frunie nad trasą, ustanawiając znakomite międzyczasy. Jeśli szczęście mu na dodatek sprzyja – wygrywa, ale gdy zawodzi go auto – wygrywają inni.
Al-Attiyah nie ma wyboru – w wyniku pechowych zdarzeń w klasyfikacji generalnej obecnie odgradza go od prowadzącego Stephane’a Peterhansela (który nie zwykł jeździć wolno) kilkudziesięciominutowa przepaść. By ją zniwelować, musi wycisnąć ze swej rajdówki maksimum możliwości. Ale czy jego samochód wytrzyma jeszcze tydzień tak brutalnego traktowania?
W sobotę wytrzymał – w Hummerze H3 nic się nie psuło, a Al-Attiyah, który na etap ruszył jako 11. kierowca, błyskawicznie zaczął zbliżać się do poprzedzających go załóg. Na ostatnich 200 kilometrach jednego z najcięższych etapów tegorocznego Dakaru (ponad 400-kilometrowej pętli Copiapo-Copiapo), jakby nic sobie nie robiąc z trudności trasy, wyprzedził aż 5 samochodów. I to nie byle jakich, min.: Toyotę De Villiersa, Great Walla Sousy oraz MINI Leal Dos Santosa i Novitskiy’ego. Czas, który osiągnął na mecie, dał mu ponad 7,5-minutowe zwycięstwo nad swym kolegą z zespołu Gordonem i blisko 8-minutowe nad Peterhanselem. Krzysztof Hołowczyc stracił do niego kwadrans. Na półmetku rajdu (po sobotnim etapie w niedzielę zawodnicy mają wolne) Al-Attiyah wciąż traci do „Petera” prawie 43 minuty, co oznacza, że kolejne etapy zapowiadają się fascynująco.
- Naszym celem jest odzyskiwanie 7-8 minut każdego dnia – mówi zwycięzca Dakaru 2011. – Dziś poszło perfekcyjnie. Będziemy robić wszystko co w naszej mocy, by powtórzyć ten wyczyn na wszystkich etapach od poniedziałku aż do końca. Nie mamy innego wyjścia, jeśli chcemy wciąż wygrać Dakar.
Dość znaczna strata „Hołka”, który mimo to utrzymał pozycję wicelidera rajdu (choć niebezpiecznie zbliżył się do niego Robby Gordon), nie wynikała z gorszej jazdy naszego kierowcy, ale ze specyfiki terenu, w którym nasz kierowca niezbyt gustuje, oraz dwóch przebitych opon.
- Niespecjalnie lubię takie odcinki – mówił na mecie kierowca Orlen Teamu. – Początek był dość fajny i techniczny, ale w dalszej części pojawiły się otwarte przestrzenie. Tam już jechaliśmy, ile tylko się dało. To specyficzna próba dla psychiki, kto dłużej wytrzyma i kto nie wpadnie w dziurę na niego czekającą. W obecnej sytuacji, bardzo agresywnego natarcia Hummerów, muszę się rozpędzać w miejscach, które niezbyt lubię i czuję. Nie ma innej opcji, żeby wygrać. Cieszę się jednak, że cały etap przejechaliśmy bez spuszczania powietrza z kół. To naprawdę były już pełne wydmy, mieliśmy 2,6 atmosfery z tyłu, gdybym miał mniej samochód szedłby jak przecinak, ale nie chcieliśmy tracić czasu. Bardzo mnie cieszy dzisiejsza czwarta pozycja. Złapaliśmy dwa kapcie, kiedy wyprzedzaliśmy quada. Jechaliśmy w jego kurzu, chcieliśmy go ominąć i uderzyliśmy w kamień. Na szczęście nic się nie stało zawieszeniu, uszkodziliśmy tylko koła. Jak się okazało, dwa. Wymieniliśmy jedno, ale drugie też zaczęło tracić powietrze. Jesteśmy na mecie, rajd jest już w połowie, a my mamy pozycję wicelidera.
Już o zmroku na metę etapu dotarły dwie inne polskie załogi: Piotr Beaupre i Jacek Lisicki osiągnęli 48. czas, choć po drodze wykręcali jeszcze lepsze wyniki. Zmagający się na tym etapie z awariami swego Mitsubishi Adam Małysz i Rafał Marton finiszowali z 54. czasem.
W klasie motocykli trwa walka nerwów pomiędzy liderem Cyrilem Despresem i wiceliderem Markiem Comą. W sobotę Coma startujący jako drugi dogonił szybko Despresa i odtąd obaj motocykliści jechali razem, nie potrafiąc już uciec rywalowi. Wspólnie wpadli również na metę, co oznacza, że Coma odrobił 2 minuty. Na mecie daleki był jednak od hurraoptymizmu: - Obaj znamy swoją strategię znakomicie i wiemy, że jeśli ja odrobię dziś 2 minuty, następnego dnia Cyril je odzyska… - rozważał. – Ciężko zmienić tę sytuację, kiedy jedziemy po tej samej trasie. Tak czy siak na półmetku jestem drugi w klasyfikacji generalnej, wszystko idzie gładko i póki co jest to mój dobry rajd.
Za plecami Wielkiej Trójki trwa walka o miejsce trzecie. Tym razem szybszy był Paulo Gonçalves, który o minutę zbliżył się do zajmującego miejsce na podium „generalki” Héldera Rodriguesa. W skutek upadku z motocykla z rajdu wycofać się musiał jeden z faworytów - Francisco "Chaleco" López. Jacek Czachor finiszował na 19. pozycji, którą – jak mówił – zawdzięcza dobrej nawigacji. Gorszy czas odnotował Marek Dąbrowski, który po drodze nabawił się niestety kontuzji kolana.
Łukasz Łaskawiec walczy poza oficjalną klasyfikacją i na dodatek ma na koncie dużą stratą spowodowaną przez urwane koło, ale mimo to 3. zawodnik Dakaru 2011 wykazuje się niesamowitą ambicją, czego dowodem jest jego 2. lokata na sobotnim etapie. Szybszy od Polaka był tylko lider – Alejandro Patronelli. Rafał Sonik finiszował na miejscu 7. Kiepski dzień w sobotę mieli natomiast pozostali Argentyńczycy zadomowieni już na podium „generalki”. Tomás Maffei stracił ponad 54 minuty i zarazem fotel lidera (spadł na 2. miejsce), a Marcos Patronelli, porządnie zabłądziwszy po drodze, na mecie odnotował blisko 80 minut straty do swego starszego brata.
W klasyfikacji generalnej ciężarówek wciąż prowadzi Gerard De Rooy w Iveco, który był również najszybszym ciężarowcem sobotniego etapu. Holender wspierany przez Polaka, Darka Rodewalda, nie może jednak spocząć na laurach, bowiem po piętach stąpa mu już żądny sukcesu Ales Loprais w Tatrze, który w „generalce” traci do niego tyle, ile potrzeba mniej więcej na wymianę koła (17 minut). Trzecią pozycję zajmuje Hans Stacey w Iveco, a z rywalizacji o podium odpadł Miki Biasion, który w sobotę stracił ponad 6 godzin.
Niestety tuż przed półmetkiem w wyniku awarii turbosprężarki swego Liaza z rajdem pożegnać się musiał Józef Cabała, który osiągał znakomite czasy na pierwszej połowie oesu. Do mety VII etapu dotarli Szustkowscy i Kazberuk (miejsce 38.) oraz Baran, Białowąs i Górecki (47).
Na niedzielę zaplanowano dzień przerwy z zmaganiach, co zawodnicy skrzętnie wykorzystują na odpoczynek, a serwisanci na naprawy. Wielu maruderów wciąż jeszcze walczy na trasie, korzystając z faktu, że meta „sobotniego” etapu zamknięta zostanie dopiero o godzinie 22 czasu polskiego.
A od poniedziałku znów czekają nas wielkie emocji. Etap VIII to aż 477 km w ciężkim terenie z Copiapo do Antofagasty.