Akcesoria i wyposażenie
australijskiej firmy ARB znajdziesz w ofercie naszego sklepu 4x4.


Tuleje zawieszenia


Bagażniki dachowe

[2012-05-05]
Krótkie podsumowanie ostatniego dnia i wyniki rajdu Magam Trophy.
 
Przed piątym, finałowym dniem rywalizacji w klasie Extreme bezpieczną przewagę miała załoga Marcin Łukaszewski/Magdalena Duhanik. Ponad 2 godziny odstępu nad drugim w klasyfikacji Arturem Owczarkiem to bardzo komfortowa sytuacja. Wiadomo było, że tylko poważna awaria może pozbawić ich zwycięstwa. Dość bezpieczna wydawała się również trzecia pozycja podium, na której plasował się Wojciech Poręba. Duże brawa, jako że kierowca ten off-roadem zajmuje się od niedawna, a w Miastku był… po raz pierwszy! W kategorii Adventure po VIII etapie na prowadzenie wyszedł Tomasz Zygarlicki. Arek Szamszon, mimo ponadgodzinnej straty, nie zamierzał jednak rezygnować z walki.

Finałowy dzień zazwyczaj kojarzy się z krótkim popisowym odcinkiem. Ale nie na Magamie. Lista prób oraz pieczątek do zdobycia z pewnością nie napawała optymizmem wymęczonych zawodników a także nie rokowała dobrze ciągnącym resztkami koni mechanicznych samochodom. A tu już na dzień dobry mieliśmy bagienko i kilka trawersów. Na pierwszym etapie do zdobycia było 31 pieczątek! To jednak nie wszystko, po finałowy, X etap wyceniony został na 24 pieczątki. Oznaczało to, że niemożność zaliczania prób (np. z powodu popsutej wyciągarki) wiązałaby się z potężnymi karami...

Artur Owczarek w połowie pierwszego etapu przebił koło, co opóźniło go na kilka minut. Tym bardziej stało się jasne, że bez poważnego błędu rywala będzie musiał zadowolić się “tylko” drugim miejscem. Taka pozycja dla większości kierowców zajmujących się rajdami przeprawowymi w Polsce jest jednak szczytem marzeń. Już od początku bardzo agresywnie zaatakował Arek Szamszon (klasa Adventure). Niczym Marcin Łukaszewski – płynnie, bez asekuracji – pokonywał trawersy wysuwając się na czoło stawki. Dobra passa trwała aż do początku drugiego etapu. Długi, zdradliwy trawers zakończył się dla tej załogi dachowaniem. Ale szybko się pozbierali i kontynuowali walkę. Jazda wzdłuż zbocza niezbyt szczęśliwie zakończyła się dla wielu załóg – dachowali tam m.in. Mariusz Wilk i Zbigniew Peczyński, a nawet jedna z łotewskich załóg. Na szczęście nic nikomu się nie stało i wszyscy powrócili do walki. Końcowe bagienko okazało się wystarczająco twarde i – niekoniecznie bez strat – niemal wszyscy stawili się na mecie. Pierwsze miejsce duetu Łukaszewski/Duhanik nie dziwi, szczególnie że ambitnie walczyli do samego końca. To ich trzecie zwycięstwo z rzędu w tej imprezie, czego nie dokonał do tej pory żaden kierowca! Zwycięstwo w klasie Adventure ostatecznie przypadło Tomaszowi Zygarlickiemu. Gratulujemy nie tylko załogom z czołówki ale wszystkim którzy ukończyli ten rajd, bo to prawdziwe, terenowe wyzwanie.

Marcin Łukaszewski: Magam nigdy nie był łatwy, to prawdziwy maraton przeprawowy. Nie będę ukrywał, że przyjechaliśmy tu z nastawieniem żeby po raz kolejny wygrać, bo współzawodnictwo sportowe jest dla nas najważniejsze. Dlatego solidnie przygotowaliśmy się do tego rajdu. Jak zwykle było ciężko, sporo zwrotów akcji bo to długi rajd i różne kłopoty spotykały na trasie wszystkich. My też mieliśmy jeden krytyczny moment, kiedy utopiliśmy samochód. Przez chwilę myślałem, że to już koniec rajdu, ale udało się osuszyć komputer i odpalić samochód. Wróciliśmy do gry, a to było dla nas nowe doświadczenie, że zawsze trzeba walczyć do końca.

Robert Kufel: Tegoroczna edycja poszła całkiem nieźle. Było sporo przygód technicznych i terenowych – występowało wszystko, co jest esencją tego sportu. Magam nigdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu, tak też było i w tym roku. Tereny i próby były dość wymagające i zróżnicowane. Niektóre odcinki należały do trudnych, inne łatwych więc był czas żeby trochę odetchnąć, ale taka jest specyfika tego rajdu. Po mecie wymienialiśmy między sobą poglądy i z tego co wiem wszystkim się podobało i taka formuła odpowiada zawodnikom. Jeśli Magam Trophy będzie dalej tak dobrze organizowany to sądzę, że frekwencja jeszcze wzrośnie.

Arek Szamszon: W tym roku w klasie Adventure była naprawdę ostra rywalizacja. Zebrały się mocne ekipy, które wywierały presje i deptały sobie po piętach. Walka trwała do ostatnich minut, na mecie czekałem i patrzyłem jak dojadą konkurenci, bo różnice czasowe między nami były bardzo małe. Mieliśmy sporo problemów technicznych. Dwa razy zepsuła nam się wyciągarka, a raz wypadła z samochodu. Łącznie straciliśmy około 7 godzin, a pierwsze miejsce przegraliśmy o kilkadziesiąt minut. Kiedy podróżowaliśmy bez problemów szło nam fantastycznie, słyszeliśmy wiele dobrych słów. Musimy trochę popracować nad samochodem bo z jazdą nie mamy problemów. Mimo przygód jesteśmy zadowoleni, bo tegoroczny Magam Trophy był naprawdę świetny.

<< powrót
Dodaj do:


KOMENTARZE Tylko zalogowani użytkownicy mogą
rozpoczynać nową dyskusję.






X