|
[2013-07-15] |
V Noc Kormorana - podsumowanie i galerie zdjęć. |
|
Kormoran w szpitalu
Lipcowe noce są wybitnie gorące. Najgorętsze zaś są te spędzone w Ełku. Tu bowiem na początku lipca świętuje się Noc Kormorana. W tym roku świętowaliśmy jubileuszowo, bo już po raz piąty. A świętowaliśmy tak hucznie, że już przed startem do rajdu wszyscy bez wyjątku wylądowaliśmy w szpitalu. Jak na offroadowców przystało – w szpitalu na peryferiach.
Ełk – tu wracam! To hasło promujące to śliczne mazurskie miasto doskonale się przyjęło wśród fanów przeprawowego piekiełka spod znaku Adrenalinka.pl. Oni rzeczywiście tu wracają. Trudno bowiem odpuścić sobie prawdziwą przeprawę wśród cudownych krajobrazów połączoną z wypoczynkiem w bazie zlokalizowanej nad jeziorem. Jeśli do tego dodać rywalizację w ramach Polskiej Ligi Przeprawowej, której Noc Kormorana jest III rundą, to nie ma zmiłuj, trzeba jechać! Tak w tym roku pomyślało 39 załóg, które zameldowały się 5 lipca na starcie rajdu.
Od początku uczestnicy V Nocy Kormorana mogli się domyślić, co się święci. Rejestracja w izbie przyjęć czyniła bowiem z nich pacjentów szpitala na peryferiach. Trzeba przyznać, że szpitala dość upiornego, o czym przekonywali się z każdą chwilą. Na odprawie powitał ich ordynator dr Mike, który zapowiedział, że czeka ich operacja niekoniecznie zakończona powodzeniem. Gdy głos zabrał posępny i gotów do amputacji siekierą dowolnych kończyn dr Piotr, było natomiast jasne, że poleje się krew. Na szczęście nad zdrowiem, głównie psychicznym, uczestników tej rzezi czuwać miały trzy wykwalifikowane pielęgniarki: siostra Kalia, siostra Blondyna i ja, czyli siostra Fergie. Wyposażone w strzykawki, stetoskop, ciśnieniomierz i worek pampersów rozpoczęłyśmy dyżur na pobliskim trialu jeszcze przed startem załóg, przez co ominął nas widok szeroko rozdziawionych paszcz. Paszcze te nie były bowiem w stanie uwierzyć, że Franc i Zibi nie jadą Suzuki Kleszczem, który wypoczywał grzecznie na lawecie, a taczką evo 1. Podejrzewać mogę, że wszyscy, którzy mieli okazję obserwować podróż obu panów i ich niecodziennej rajdówki, mogli pomyśleć, że szpital na peryferiach to szpital psychiatryczny. W sumie… to chyba faktycznie był psychiatryk.
Tuż przed Nocą Kormorana odgrażałam się, że nasze pielęgniarskie trio udzieli pacjentom pierwszej i ostatniej pomocy. Słowa dotrzymałam. Pierwsza pomoc obejmowała osłuchanie pilota, czy aby pali na wszystkie gary. W razie potrzeby podawałyśmy wzmacniające niebieskie witaminki. Kierowcom zaś mierzyłyśmy ciśnienie. Tym, którzy mieli je zbyt wysokie, profilaktycznie zakładałyśmy pampersy na wypadek, gdyby podczas pokonywania trialu popuścili. Zakładanie pampersów darowałyśmy jednak najbardziej i zarazem najmniej zciśnieniowanej załodze, czyli Francowi i Zibiemu, którzy od naszego trialu rozpoczynali swoją wędrówkę. W gruncie rzeczy świetnie sobie z trialem poradzili, bo uzyskali czas zaledwie dwa razy dłuższy niż Grat Szerszeń Ignaca. Niemniej Franc na mecie tej próby wyglądał, jakby miał zamiar wyzionąć ducha, jednak doszedł do siebie bez pielęgniarskiej interwencji.
Pogróżki co do udzielania ostatniej pomocy jednak okazały się nie przesadzone. Na naszej próbie bowiem żywota dokonał jeep Lewego i Mela, dla którego trial okazał się pierwszym i ostatnim oddziałem szpitala na peryferiach, który zwiedzili. Chwilę później stwierdzono zgon Kubusia, zamordowanego przez Groszka i Wyspę. Bilans piątkowego poranka to zatem dwa trupy. Po południu natomiast przyjęłyśmy zgłoszenie od Wojtka pilotującego 9mm, iż Rumburak potrzebuje pomocy, gdyż postanowił spocząć przez dłuższą chwilę w M*A*S*H-u. Nie udało nam się skontaktować z ekipą ratunkową, jednak panom udało się o własnych siłach wydostać z tego bagiennego oddziału. Uzyskałyśmy również informację o poważnej kontuzji Koglamogla, którego Wujek Catkiller i Bobon musieli odwieźć na znajdujący się na bazie oddział ratunkowy.
Reszta dyżuru upływała nam leniwie aż do wieczora. Wtedy bowiem nadjechała karawana pacjentów rodem z Podlasia, czyli Gwizdek, Czołg i Kody wraz ze swoją armią pilotów i towarzyszy rajdowej niedoli. Nie obyło się bez propozycji korupcyjnych, a nawet gróźb karalnych pod naszym adresem, żeby choć trochę ponaciągać czasy. W przeciwieństwie do państwowej służby zdrowia, my nie uległyśmy. Refundowany pampers na drogę i jazda! Ku naszemu zdziwieniu Gwizdkowy Patrol Niejazd okazał się szybszy od Ignacowego Grata Szerszenia! Kilka minut później dotarł do nas Małysz, który bez marudzenia dał się ubrać w pampersa, choć musiał go mieć pełnego, kiedy okazało się, że i jego Jimni Evo 6 nie był w stanie dogonić Niejazda. Tuż po tych dramatycznych wydarzeniach na obchód przyjechał ordynator dr Mike. A że nadciągał już zmierzch, to zabrał naszą ekipę pielęgniarską na nocny dyżur na bazie. Tam mogłyśmy się zintegrować z pacjentami szpitala na peryferiach, jednocześnie aplikując sobie środki odkażające i zażywając rehabilitacyjnych nocnych kąpieli w jeziorze.
Sobotni dyżur na trialu rozpoczęłyśmy zdecydowanie zbyt wcześnie. Równie wcześnie zaczęli przybywać pierwsi pacjenci. Oni, w przeciwieństwie do nas, byli chyba dobrze wypoczęci, bo co chwila padały nowe rekordy czasowe na naszym trialu. Jeden z rekordów był jednak zastanawiający. Otóż okazało się, że jeden z jeepów miał widocznie gorszy napęd niż 4 nogi Zibiego i Franca, bo i czas wykręcił prawie dwukrotnie gorszy niż taczka. To pewnie dlatego, że zapomniałyśmy kierowcę zaopatrzyć w pampersa. Załoga jeepa w związku z taką sromotną porażką zażyczyła sobie, by zamiast czasu przejazdu w ich karcie drogowej zamieścić wpis: „wolniejszy od taczki”, co też uczyniłyśmy.
Nie sposób nie wspomnieć o jeszcze jednej załodze, która zawitała w naszej dyżurce. Mariusz i Mieszko, bo o nich mowa, przyjechali do nas już kontuzjowanym Titanikiem (brak wspomagania), ewidentnie postanawiając go całkowicie uśmiercić. Wspomaganie udało się uleczyć protezą użyczoną od innego pacjenta. Okazało się jednak, że Titanicowi dolegały również problemy z sercem. Ponieważ dzielne autko miało już za sobą wizytę na wszystkich szpitalnych oddziałach, jego załoga zdecydowała się go nie oszczędzać na trialu. Efektem czego Titanic w połowie trialu dokonał żywota hucznie i wystrzałowo. Mariusz porzucił zwłoki i własnego pilota, za zgodą ordynatora użyczył czarną Suzuczkę od zaprzyjaźnionej załogi i nią wyruszył na trasę trialu. W jego leśnej części coś stuknęło i brzdęknęło, świadcząc o tym, iż także to auto Mariusz przyprawił o kontuzję. Jak się okazało na mecie, autko nie było mu dłużne, bo urywające się lusterko uszkodziło mu rękę. Trzeba jednak przyznać, że pokonując prawie połowę trialu z bolącą i niemal bezwładną ręką udało się Mariuszowi uzyskać jeden z lepszych czasów. Kontuzjowana kończyna wymagała jednak fachowej interwencji profesjonalnego ratownika, który na szczęście stacjonował w naszym hotelu pielęgniarskim na bazie. Wysłałyśmy po niego demonicznego chirurga doktora Piotra, który akurat prowadził obchód na naszym trialu. Przybyły wkrótce na miejsce zdarzenia ratownik Michał opatrzył zranione przedramię Mariusza i odesłał go do miejskiego szpitala w Ełku. Postawiona tam diagnoza brzmiała: „zmiażdżenie tkanek miękkich”. Brzmi fatalnie, ale sądząc po uśmiechniętej twarzy pacjenta to niewielka cena za zamordowanie jednego i kontuzjowanie drugiego auta z niezłym czasem przy okazji.
Kolejny epizod szpitalnej telenoweli pod tytułem Noc Kormorana to bankiet z ogłoszeniem wyników i wyśmienitym żarełkiem z Dos Patos, czyli restauracji naszego rajdowego kolegi Cichego. Po nim najedzeni i napici pacjenci udali się na regeneracyjny odpoczynek. Około godziny 8:00 rano na bazie zrobił się ruch, zaś około 10:00 wszystko ucichło, a szpital na peryferiach opustoszał. Pozostało zatem zrobić ostatni obchód i zamknąć szpital na cztery spusty.
- siostra Fergie
Noc Kormorana - debiut wagi lekkiej, rajd okiem Franca i Zibiego...
Przygotowania do trzeciej rundy Prestige VT Polska Liga Przeprawowa czyli ełckiej V Nocy Kormorana rozpoczęliśmy z Zibim dokładnie na dwa dni przed rajdem. Taka klasyka gatunku jeżeli chodzi o mazowieckie serwisy terenowe. Mianowicie po krótkiej naradzie co i jak udaliśmy się do wypasionego sklepu z akcesoriami off road czyli Bricoman. Po analizie występujących tam modeli interesującego nas pojazdu doszliśmy do wniosku, że ciekawszą konstrukcją jest tkwiący na placu u Zibiego doskonale znany kierowcy egzemplarz. Szybkie malowanie karoserii i tuning w postaci uchwytu do holowania a także miejsca na dodatkowe napoje oraz koło zapasowe i zostało nam tylko zarejestrować pojazd. W tym celu udaliśmy się go grafików z warszawskiej filmówki i już po kilu godzinach dysponowaliśmy świeżutkimi numerami rejestracyjnymi. Jeszcze tylko ponowna analiza specyfiki rajdu, kolejne odwiedziny w wiodącym sklepie 4x4 ( tym razem Leroy) i pachnące nowością dwa nowe boggerko-maxxisy znalazły miejsce w naszym wypieszczonym bolidzie. Podróż do Ełku upłynęła na obmyślaniu strategii pokonywania trasy i rano w piątek dumni i bladzi stanęliśmy na starcie rajdu. Aby zmylić czujność konkurencji nasz prototyp do końca trzymaliśmy w tajemnicy a dodatkową zmyłką wydawał się fakt, że na lawecie cały czas prezentował się Suzuki Kleszcz i większość uczestników był do końca przekonana, że to właśnie Kleszczem startujemy w imprezie.
Organizatorzy i uczestnicy na początki imprezy byli bardzo zdenerwowani okazało się bowiem, że regulamin nie zabrania startowania naszą konstrukcją ba….. w zasadzie możemy sprawdzić się w dowolnej klasie. Od początku zdecydowaliśmy się na trasę ekstremalną bowiem nasza konstrukcja Turystów rozjechała by zbyt szybko a wszak chodzi o rywalizację w duchu fair play ! Pierwsza próba to około 400-500 metrowy trial szybkościowy. Chwila analizy terenu, obmyślenie punktów zmian i ruszamy z piskiem opon. Pojazd robi jak wściekły niestety nie przewidzieliśmy w konstrukcji dodatkowej chłodnicy a panujący upał ( około 35 st. C ) spowodował, że wykręciliśmy czas aż o 2 minuty i 20 sekund wolniejszy od Gratów ! Nic to - pocieszamy się, że może Graty nie zrobią kompletu fotopunktów i ruszamy w dalszą drogę. Dojazdówki na imprezie liczą ogółem 55 km i po pokonaniu pierwszej z nich liczącej około 3 km a wiodącej obwodnicą Ełku wiemy już, że wcale nie będzie tak łatwo. Kolejna próba to wiodąca ciągowym torfem „Nemocnica”
Spokojnie włączamy reduktor i zanurzamy się (dosłownie !) po szyję w słynnych ełckich torfach. Lekkość konstrukcji, świetne rozłożenie środka ciężkości oraz dwie blokady w postaci idealnie dopasowanego obuwia powodują, że pojazd dosłownie połyka kolejne metry gnoju. Mijamy wklejone załogi i już po pół godzinie meldujemy się na końcu próby. Nasz nowy syntetyk w postaci dwóch taśm alpinistycznych, umieszczony z przodu bolidu wydatnie pomaga przy trudnych zwrotach w błocie a dodatnia wyporność kabiny pozwala nawet przytrzymać się bolidu w miejscu gdzie napędy nie sięgają dna !! Niektórzy proszą nas o pomoc a na odpowiedź: mechanikiem czy elektrykiem ? Reagują tylko wyciągnięciem aparatu fotograficznego. Na kolejnej próbie czyli MASH-u dopada nas pierwsza bolączka- mianowicie na łąkach bezlitośnie tną gzy ! Kierowca ma zajęte obydwie ręce a pilot idący z przodu i ciągnący bolid nie może odganiać złośliwych owadów. Zibi wykonuje więc pierwszy patent rajdowy polegający na zaadaptowaniu kilku taśm i przełożeniu ich przez kark do drugiego drążka kierowniczego. W ten sposób i kierowca i pilot dysponują jedną wolną ręką pozwalającą uwolnić się od natrętnych owadów. Fotopunkty idą nam nadspodziewanie szybko ale martwi fakt, że napędy są cały czas mokre i dręczy obawa czy łożyska nie ulegną zatarciu. Kolejne próby pokonujemy w zawrotnym tempie ale po kolejnych kilometrach dojazdówki okazuje się, że jedyne koło pędowe traci swoją osiowość. Defekt !! I to bardzo poważny ! Większość załóg wycofała by się z rywalizacji lub skorzystała z licznie kręcących się po okolicach serwisów ale nie my. Próbujemy oczyścić łożysko koła poprzez przedmuchanie i naoliwienie naszym super patetntem czyli Somersbee niestety niewiele to pomaga. Na szczęście na końcu kolejnej próby spotykamy lubelskie załogi Smoczka i braci Stachalów i pożyczonych od nich kluczem nr 19 dokręcamy złośliwą ośkę. Zibi pomstuje na mechaników z Mazowsza i coś tam wspomina o braku kontry na śrubach. W tym samym czasie próbę wcześniej takie same pomstowania dochodzą z załogi Rumburaka. U nich również nie przykręcono jednej śrubki a konsekwencją było wyrwanie łoża tylniej windy. Każdy ma więc swoją małą apokalipsę. Kolejna dojazdówka dłuży się niemiłosiernie ale wiemy, że teraz czekają nas trawersy. Dopadamy na nich Ignaca, który swoim Gratem dosłownie wyczynia cuda na kołach w mrocznym wąwozie nazwanym „Szpital na Peryferiach” Nasz pojazd jest jednak zdecydowanie zwrotniejszy a żadne stromizny nie są mu straszne. Trochę obawiamy się pionowych zjazdów, okazuje się jednak, że ogromne zaciski hamulcowe w postaci metalowych drągów ( być może było to Bremo ???) pozwalają na zjazdy na trakcji ze wszystkich stromizn. Kolejna dojazdówka wiedzie przez tereny zamieszkałe przez plemię działkowiczów, którzy z niedowierzaniem oglądają naszą załogę i pojazd. Musimy mieć się na baczności gdyż roadbook wyraźnie ostrzega : v max 15 km/h !!!! nie kurzyć !!!!
Kolejne wąwozy idą nam wspaniale – zgrywamy się już jako załoga. Co chwila następują zmiany na pozycjach tzn, ja kieruję a Zibi pcha lub odwrotnie. Wyprzedzamy wszystkich, których spotkaliśmy pierwszego dnia i lądujemy u pary uroczych sędziów czyli Zuzi i Mateusza. Czas na tankowanie. Zibi wybiera Tigera ( dodatkowe kilka oktanów) ja pozostaje przy klasyce czyli kiełbaska z rożna popijana wodą. Słońce chyli się ku zachodowi i postanawiamy dotrzeć jeszcze na jedną próbę. Byłaby to już ponad połowa trasy. Roadbook informuje, że czekają nas 3 km asfaltu i 1,5 szutrówek. Zaniepokojeni faktem słabego oświetlenia pojazdu – wcześniejsze próby błotne spowodowały bowiem zalanie chińskich ksenonów, włączamy turbo dopalanie. W ferworze truchtu pomijam nawet znak stop stojący przy przejeździe kolejowym ale na szczęście ełcka policja jest wyjątkowo wyrozumiała. Docieramy do triasowo błotnej próby „Siostro basen”. Troszkę szukamy fotopunktów i kiedy słońce już praktycznie zachodzi meldujemy się u sędziów. Jest 22.30 i obmyślamy dalszą strategię. Jechać w non stopie czy decydować się na powrót na bazę i dać odpocząć silnikom ? Zaprzyjaźniony druh Fazi oferuje podwózkę na bazę ( ok. 20 km ) i dzięki niemu już o 23.30 regenerujemy nasze siły w bazie.
W międzyczasie Fazi dzwoni do Malina i informuje go, że Zibi z Francem mają nową furę i dosłownie wymiatają na próbach. Zdenerwowany Malin wypytuje się o szczegóły techniczne- opony, zawiechę, motor. Fazi odpowiada, że jedziemy tak szybko i cicho, że nie zdążył obadać szczegółów ale widział jak na trawersach fura wymiata na jednym kole a w wodzie wydawało mu się, że nawet dryfowała.
Noc mija szybko i po ogólnym przeglądzie i dzięki uprzejmości Faziego wracamy na trasę. Przed nami osławione „Porzeczki” czyli w zasadzie ciąg 5 prób położonych na obszarze gigantycznego Gospodarstwa Szarek. Teren tutaj to właściwie kwintesencja przeprawy. Połacie torfów, kożuchy, bagna i przepiękne wąwozy z kamienną rzeczką. Pokonanie liczącej ponad 5 km trasy na „Porzeczkach” zajmuje nam 4,5 godziny i znowu cali jesteśmy umorusani w błocie i torfie. Kolejna nużąca dojazdówka wiedzie nas do centrum Ełku. Po drodze korzystamy z podwózki załogi Diabła i Marcina z Sochaczewa. Nie jest to obca pomoc gdyż nasi koledzy startują w tej samej klasie co my. Kolejna próba to głębokie jeziorko- wiemy jednak, że pojazd dzięki szczelności kabiny pływa i te trudności nas nie zaskoczą. Robimy wymagane przez roadbook zdjęcie na tle szpitala i podążamy na bazę. Rodbook informuje jeszcze o jednej próbie ale odczytujemy informację, że jest ona tylko dla Turystyka i spokojnie tylko na tylnym napędzie podążamy w stronę bazy. Finiszujemy na pełnym gazie przy czym ja jestem pasażerem a Zibi robi tylko za jeden silnik i napęd. Z niepokojem czekamy na wyniki i okazuje się, ze jesteśmy jedną z czterech załóg, która zdobyła tzw. komplet a dzięki temu, ze zdecydowaliśmy się na klasyfikację w tzw. elektrykach PL 2 ( mieliśmy zapalniczkę z piezoelektrykiem) zajmujemy doskonałe trzecie miejsce. Uściskom i gratulacjom nie ma końca a całości pięknego wieczoru dopełniają nocne Polaków rozmowy nad jeziorem Szelment.
Reasumując debiut wagi lekkiej w polskim off roadzie uważamy za udany a samą imprezę za wspaniałą przygodę w terenie. Mieliśmy czas na to aby pogadać, wzmocnić się fizycznie ale też i solidnie zmęczyć. Najśmieszniejsze jest jednak to, że po kilku godzinach rajdu z naszą taczką mieliśmy dokładnie takie same odczucia jak gdybyśmy jechali samochodem. To samo odczucie fizycznego zmęczenia, znużenie torfem, szukanie fotopunktów, rozkminka drogi na próbach i ciągła walka ze sprzętem. Zapraszamy chętnych do powtórzeń bo to i zdrowiej i weselej a i pięknymi krajobrazami można się dłużej delektować. Dziękując sponsorom czyli firmom SKF, Walter, Prestige VT, Mudmaster Polska, TenSushi, Prograf i Przedrajdem.pl oraz patronom medialnym: terenowo.pl. expedycja.pl. adrenalinka.pl oraz rajdy 4x4 serdecznie zapraszamy na IV rundę eliminacji PLP 2013 czyli WST 1200 Sokółka Challenge, która odbędzie się w połowie września na Podlasiu.
Marcin Francuz
Dane techniczne:
Marka : Taczka evo 1
Producent : niewiadomy, prawdopodobnie Chińska Republika Ludowa
Klatka i malowanie: Serwis Zibcar Stare Babice
Koła: by Leroy Merlin + zapas ok. 3 cali
Silnik : Zibi i Franc po 44 lata i tyleż koni mechanicznych
Paliwo: Tiger, Mammet, woda niegazowana, Sommersby + Chestrfieldy Light’y cienke !
Oświetlenie: Ksenon przód i tył + Tikka Petzl
Napędy: Puma i Adidas + dodatkowa blokada w postacie zatartych gaci.
Windy: 40m liny 8mm+ 2 bloczki i 4 karabinki alpinistyczne oraz 3m taśmy rurowej
Łączność : Kaski Probell + intercomy Icom
Tuning: uchwyty na napoje + dodatkowy zaczep do holowania + off na komary
PS. Trwają już prace nad wersją evo 2 umożliwiającą starty w maratonach szybkościowych. Drżyjcie V8-mki !!!!!
Marcin Francuz
WYNIKI:
PL1
15 - Mariusz Skrocki / Justyna Morawska / Agnieszka Januszczyk / Eryk Skrocki - 57 pkt ( decydował czas)
14 - Kuba Bańkowski / Marek Osiński /Paweł Szeląg / Wiktor Zgodziński - 57 pkt ( decydował czas)
13 - Krzysztof Leszczyński / Szymon Filipowicz - 85 pkt ( decydował czas)
12 - Michał Małolepszy / Marta Małolepsza - 85 pkt ( decydował czas)
11 - Tomasz Bojanowicz / Adam Sobolewski / Michał Rogalski - 85 pkt ( decydował czas)
10 - Zbigniew Kosobudzki / Grzegorz Dobrowolski / Marta Kosobudzka / Krzysztof Dąbrowski - 85 pkt ( decydował czas)
9 - Grzegorz Urbanek / Katarzyna Krawczyk-Urbanek / Robert Kwiatkowski - 85 pkt ( decydował czas)
8 - Jarosław Gawecki / Jacek Bogusz - 85 pkt ( decydował czas)
7 - Marcin Malinowski / Paweł Pojara - 85 pkt ( decydował czas)
6 - Jarosław Karpiuk / Tomasz Kulikowski - 85 pkt ( decydował czas)
5 - Dariusz Grabowski / Krzysztof Kondrasik / Ignacy Karpiuk - 85 pkt ( decydował czas)
4 - Grzegorz Święcki / Sławomir Święcki - 85 pkt ( decydował czas)
3 - Tomasz Gajewski / Iwona Gajewska / Piotr Gajewski - 85 pkt ( decydował czas)
2 - Dariusz Konończuk / Roman Kardasz - 85 pkt ( decydował czas)
1 - Dariusz Federowicz / Adam Kurowski - 85 pkt ( decydował czas)
PL2
11 - Mariusz Stankiewicz / Łukasz Krysiewicz - 8 pkt
10 - Roman i Kacper Terlikowscy - 30 pkt
9 - Krzysztof Piętka / Mariusz Piętka - 44 pkt
8 - Jan Kopiczko / Wojciech Rosiński - 70 pkt
7 - Cezary Góral / Adam Karwowski / Piotr Dragan - 75 pkt
6 - Tomasz Parol / Piotr Kaleta - 83 pkt
5 - Roman Muzyka / Sylwia Zarychło - 90 pkt
4 - Michał Wojciechowski / Marek Soboń / Wojciech Wesołowski - 91 pkt
3 - Marcin Francuz / Zbigniew Popielarczyk - 92 pkt
2 - Marcin Słomka / Damian Trembicki - 99 pkt
1 - Mariusz Terpiłowski / Mieszko Kryński - 101 pkt
PL3
8 - Jarosław Grochowski / Krzysztof Wysocki - 3 pkt
7 - Jarosław Andrzejewski / Wojciech Mejer - 35 pkt
6 - Gerard Stachal / Michał Stachal - 48 pkt
5 - Andrzej Szczygielski / Piotr Zdziebłowski - 87 pkt
4 - Paweł Wołk / Piotr Milewski - 91 pkt
3 - Bogdan Modzelewski / Kamil Modzelewski - 100 pkt
2 - Ignacy Lenkiewicz / Karol Lenkiewicz - 101 pkt ( decydował czas)
1 - Marcin Małolepszy / Łukasz Kożuchowski - 101 pkt ( decydował czas)
Q
3 - Tomasz Jurkun
2 - Jan Jurkun
1 - Damian i Dawid Olszewscy
fot. Marcin Francuz, Aneta Siwiec
|
<< powrót |
|
|
|