Niedzielna
przerwa zaplanowana na odpoczynek w Africa Eco Race 2015 z powodu
burzy piaskowej wydłużyła się do dwóch dni bez rywalizacji. W
poniedziałek zawodnicy NAC Rally Team przejechali trasą dojazdową
do Chami w Mauretanii, pokonując po drodze długi, sześciogodzinny
„oes” na... granicy z Marokiem. Formalności związane z odprawą
okazały się równie trudnym wyzwaniem co walka na pustynnych
wydmach. We wtorek zawodnicy powrócili na rajdowe trasy.
Wtorkowy
etap siódmy z Chami do Azougui miał długość 433 km, a jego trasa
prowadziła w przeważającej mierze po piasku. Zawodnicy NAC Rally
Team mają duże doświadczenie w jeździe pustynnej, ale
mauretańskie wydmy sprawiły im dużą niespodziankę. - Okazało
się, że tutejszy piasek jest kompletnie inny od tego, który znamy
z Maroka, ale na szczęście to nie przeszkodziło naszemu Unimogowi
– mówi Piotr Domownik. – Wystarczyło jeszcze bardziej spuścić
ciśnienie (1,2 atmosfery z przodu i 1 atmosfery z tyłu – schodzić
niżej byłoby już ryzykiem), zapiąć wszystkie blokady, którymi
dysponujemy, i... daliśmy radę! Dzięki temu mogliśmy pospieszyć
z pomocą załodze naszej Toyoty, którą kilka razy trzeba było
wyszarpywać. Gdy Paweł był już bezpieczny, pomogliśmy jeszcze
kilku innym ekipom. Na wydmach spędziliśmy w sumie jakieś dwie
godziny i właściwie zjechaliśmy z nich dopiero o zmierzchu, a
wtedy do mety dzieliło nas jeszcze 95 kilometrów. 40 kilometrów
przez obozem wzięliśmy na hol francuskiego Land Cruisera 120
(głównego rywala naszej załogi). Nam też nie było dziś łatwo –
przegrzewał nam się silnik, więc cały dzień spędziliśmy w
kabinie z... włączonym ogrzewaniem. A dziś temperatura powietrza
sięgała 28 stopni Celsjusza...
Unimog
T4 Piotra Domownika, Janusza Jandrowicza i Michała Unguriana w
Africa Eco Race 2015 występuje w roli pomocnika dla polskiej Toyoty
Land Cruiser T2. Jej załoga – Paweł Molgo i Ernest Górecki jak
dotąd znakomicie radziła sobie samodzielnie, zajmując fotel lidera
rajdu w grupie T2 (samochodów produkcyjnych). We wtorek chętnie
przyjęli pomoc oferowaną przez ich kolegów z zespołu.
-
Etap miał numer siódmy, więc od początku wiedziałem, że coś
będzie z nim nie tak – opowiada Paweł Molgo. – Na naszej drodze
spotkaliśmy wydmy, których nigdy wcześniej w życiu nie widziałem.
Z pozoru wyglądały niewinnie, ale w rzeczywistości były to góry
sypkiego piachu, po którym po prostu nie dało się jechać.
Dotarliśmy do mety, ale duża w tym zasługa naszej załogi Unimoga,
która kilkukrotnie ratowała nas z opresji. Na dzisiejszy etap na
pewno wybraliśmy nie najlepsze opony; sam również nie czuję się
wirtuozem w jeździe po wydmach. Dzisiejszy etap stanowił jednak
większe wyzwanie dla samochodów niż dla umiejętności zawodników.
Dalej trasa prowadziła między niezliczoną ilością pagórków
piachu porośniętych camelgrassem, wśród których musieliśmy
kluczyć. Spotkało nas wiele tzw. „stempli”, czyli krótkich,
parometrowych, pionowych zjazdów, przy których auto, a zwłaszcza
T-dwójka, ląduje na przednim zderzaku. Przy szybszej jeździe
mogłoby to spowodować poważne uszkodzenia samochodu. Cieszymy się,
że jesteśmy w komplecie na mecie, bez większych strat. Dziś
znakomicie zagraliśmy zespołowo. Mamy obecnie znakomitą pozycję
wyjściową do finałowych etapów. Podobno we środę czekają nas
najtrudniejsze wydmy, co na razie przerasta moje wyobrażenie. Tak
więc wszystko jeszcze przed nami!
Po
siódmym etapie Paweł Molgo i Ernest Górecki umocnili się na
prowadzeniu w grupie T2, w której mają już ponad 7 godzin przewagi
nad rywalami. W klasyfikacji wszystkich samochodów (w tym
prototypów) zajmują 9. lokatę. Rozsądna jazda Piotra Domownika,
Janusza Jandrowicza i Michała Unguriana pozwoliła im awansować na
4. miejsce w klasie ciężarówek. We środę Polaków czeka być
może najtrudniejszy etap rajdu – 358 kilometrów jazdy po wydmach
Mauretanii. |