Akcesoria i wyposażenie
australijskiej firmy ARB znajdziesz w ofercie naszego sklepu 4x4.
Tuleje zawieszenia
Bagażniki dachowe
[2015-01-24]
Dakar 2015 - motocykle
79 motocykli, czyli niespełna połowa
ze startujących, dojechała do mety Rajdu Dakar 2015. Ten rajd
zawsze jest morderczym wyzwaniem dla motocyklistów i nie inaczej
było w tym roku. Część z nich zakończyła rajd już na 2. i 3.
etapie, gdzie we znaki dawały im się wysokie temperatury.
Helikoptery medyczne niemal co chwilę musiały udzielać pomocy
wyczerpanym i odwodnionym zawodnikom. Niestety takiej pomocy nie
doczekał Michał Hernik, który zmarł na trasie. Tym, którzy
przetrzymali te nieznośne warunki, organizatorzy zafundowali dwa
etapy maratońskie, z których zwłaszcza pierwszy okazał się
koszmarem dla wielu z nich. A to wszystko za sprawą odcinka
specjalnego prowadzącego przez solnisko Salar de Uyuni (8. etap),
który „pochłonął” kilkanaście maszyn – solna papka, po
której przez ponad 100km jechali motocykliści, dosłownie „zżerała”
elektrykę. Zmieszana z wodą sól pokonała m.in. debiutującego w
Dakarze Mistrza Świata Juniorów, Jakuba Piątka. Na tym etapie
także stracił prowadzenie Joan Barreda Bort, a na fotel lidera
wskoczył Marc Coma, który tę pozycję „dowiózł” do mety.
Walka Barredy Borta i Comy ma wymiar
nie tylko osobisty. Ich potyczka to także starcie dwóch
największych producentów – KTM (Coma) i Hondy.(Barreda Bort). Od
15 lat w Rajdzie Dakar trwa hegemonia „pomarańczowych”, czyli
KTM. Od wielu lat próbuje ją przerwać zespół Hondy. Ten drugi
producent w ubiegłym roku przygotował na Dakar świetny model CRF
450 Rally i mocno liczył na zwycięstwo. Barreda Bort wygrał co
prawda 5 etapów, ale upadki i awarie zepchnęły go ostatecznie na
7. pozycję. W tym roku zawodnicy tego zespołu wystartowali na
ulepszonej wersji modelu CRF 450 Rally, jednak historia z 2014
powtórzyła się – na 8. etapie przewodzący dotąd motocyklowej
stawce Barreda Bort z powodu awarii dojechał na metę odcinka na
holu i z 3-godzinną stratą. O zwycięstwie mógł już zapomnieć.
Jego pozycję zajął natomiast „jeździec” KTMa, Marc Coma.
Fotel lidera utrzymał do końca, zapewniając sobie 5. zwycięstwo w
Rajdzie Dakar: - Jestem w siódmym niebie, to na pewno. Jednak
nawet ostatniego dnia nie można było być spokojnym. Była burza,
zrobiło się błoto, a na pustynnych oponach nie było łatwo. Na
szczęście organizatorzy skrócili odcinek. Nawet dziś to nie był
spacerek. Miałem problem z oponą, więc trzeba było zmienić
taktykę. Musiałem mocno cisnąć, więc osiągnąłem dobre tempo.
Musiałem tak zrobić, by wszystko się dobrze potoczyło. Nasz
przyjazd do Boliwii zapowiedział decydujący moment. Wiedzieliśmy o
tym. Mnie udało się przetrwać Salar de Uyuni. To był kluczowy
moment. Jestem więc bardzo szczęśliwy. Wręcz zachwycony, że
jestem tutaj. To było dzieło życia z całym zespołem, z idealnym
motocyklem… Teraz, po tak dużym wysiłku, przyszedł czas na
relaks i zabawę – mówił na mecie zadowolony Coma.
Rzeczywiście miał co świętować – to już jego 5. zwycięstwo.
Zrównał się on w ten sposób ze swoim największym z
dotychczasowych konkurentów, Cyrilem Despres, który tym razem
jednak dakarowe trasy przemierzał samochodem. Pojawiły się
spekulacje, że w przyszłym roku Coma również zasiądzie za
kierownicą auta – zaprzecza co prawda pogłoskom o podpisaniu
kontraktu z Toyotą, jednak nie wyklucza startu samochodem w
przyszłości. Już jednak wiadomo, że wystartuje w rajdzie na
motocyklu, gdyż chce powalczyć o swoje 6. zwycięstwo, które
zrównałoby go z dotychczasowym motocyklowym rekordzistą, Stephanem
Peterhanselem.
Mimo iż Honda znowu nie wygrała
Dakaru, to odniosła sukces. Drugie miejsce bowiem zajął zawodnik
tego zespołu, Paulo Goncalves. Dakarowe srebro zapewnił sobie
dobrą, równą jazdą. Wygrał co prawda tylko jeden etap (7.), ale
od początku do końca rajdu nie wypadł poza podium motocyklowej
generalki. W przeciwieństwie do ubiegłego roku, gdy jego szanse na
dobry wynik przekreśliło spalenie się motocykla, tym razem udało
mu się utrzymać miejsce na podium aż do mety. 2. lokata w Dakarze
2015 to zdecydowanie najlepszy z jego dotychczasowych rezultatów –
do tej pory jedynie 2 razu udało mu się ten rajd ukończyć w
pierwszej dziesiątce (a dokładnie na 10. miejscu – w 2009 i 2013
roku). W tym roku o tyle Goncalvesowi było trudno walczyć o podium,
że w Maroko uległ wypadkowi, w wyniku którego uszkodził sobie
żebra i ścięgno w ramieniu. W podium zresztą też nie celował –
nastawiał się raczej na „pracę zespołową”. Tymczasem to
właśnie zespół pomógł mu w zdobyciu 2. miejsca: - Jestem
szczęśliwy, że udało mi się tu dotrzeć z drugim miejscem w
klasyfikacji. Zacząłem ten rajd od drugiego miejsca, potem spadłem
na trzecie, a w końcu znów wspiąłem się w górę. Był moment,
kiedy byłem blisko Marca Comy, gdyż dzieliło nas niespełna 5
minut, ale wtedy dostałem karę za zmianę silnika. Joan Barreda
także zaliczył niesamowity rajd i prowadził aż do Uyuni. Trochę
później pomógł mi mój zespołowy kolega Jeremias Israel, który
oddał mi swój silnik i bez którego nie udałoby mi się tu dotrzeć
i zająć drugiego miejsca. To jest więc dla niego. Za rok
powalczymy znowu – opowiadał na mecie Paulo Goncalves.
Na 3. miejsce natomiast wjechał
kolejny motocykl marki KTM – co ciekawe, prowadzony przez
dakarowego debiutanta, Australijczyka Toby’ego Price’a. To jedyny
nowicjusz, któremu udało się stanąć na podium Dakaru 2015.
Jednak już przed rajdem wiadomo było, że ten 27-letni zawodnik
może „namieszać” w motocyklowej stawce. Price „wychował się”
na motocrossie, a następnie przerzucił się na enduro i offroad,
stając się w tej dyscyplinie jedną z gwiazd Antypodów. W 2012 r.
zajął 2. miejsce w największym amerykańskim rajdzie Baja 1000, co
było doskonałym świadectwem jego umiejętności. W ubiegłym roku
dzięki Orlenowi miał okazję wystartować w Rajdzie Maroka, co dało
mu możliwość zmierzenia się między innymi z Marckiem Comą. Na
Dakarze najbardziej obawiał się nawigacji, a za cel stawiał sobie
miejsce w pierwszej piętnastce. Jednak już 1. etap pokazał, że
stać go na więcej – ukończył go na 11. pozycji, a z etapu na
etap piął się w górę. 6. etap udało mu się ukończyć na 2.
miejscu, dzięki czemu znalazł się na 5. miejscu w motocyklowej
generalce. Jego największym rywalem w walce o podium był Pablo
Quintanilla, który do 10. etapu utrzymywał się „oczko” przed
nim. Price wykorzystał złe samopoczucie Quintanilli i związaną z
nim gorszą jazdę Chilijczyka i po 11. etapie (zajął na nim 3.
miejsce) „wskoczył” na jego miejsce na motocyklowym podium. Ten
awans przypieczętował następnie zwycięstwem na 12. odcinku
specjalnym. Na 13. etapie wystarczyło już tylko to 3. miejsce
dowieźć do mety: - Zaczęło padać około 70. kilometra
odcinka. Było wyjątkowo ciężko jechać dalej. Wtedy skrócono
odcinek. Bycie tutaj na 3. miejscu jest szalone! Brak mi słów.
Kiedy 3 czy cztery miesiące temu zdecydowałem się zgłosić do
raju, trochę się denerwowałem. Nie wiedziałem, w co się pakuję.
A teraz jestem na mecie… szczęśliwy – nie do końca mógł
uwierzyć w swój sukces Toby Price na mecie ostatniego etapu rajdu.
Sukces Comy i Price’a to również
sukces marki KTM. Temu producentowi udało się jednak nie tylko
wprowadzić swoje dwa motocykle na podium Dakaru – zdecydowana
większość pierwszej dziesiątki, bo aż 7, to „jeźdźcy”
motocykli tej marki. Ale Honda też może mówić o sukcesie – 2
maszyny tej marki znalazły się w pierwszej dziesiątce stawki (2. i
9. miejsce), a dwa kolejne w następnej dziesiątce (14. i 17.
miejsce). Fantastycznie spisała się jedyna kobieta w zespole Hondy
i zresztą jedyna kobieta śmiało rywalizująca z męską czołówką
dakarowych motocyklistów – Laia Sanz. Nie bez powodu nazywana jest
ona „królową Dakaru” , gdyż od swojego debiutu w tym rajdzie w
2011 (zajęła 39. miejsce) co roku dojeżdża na metę jako
najlepsza wśród kobiet. W 2012 roku nie przeszkodził jej w tym
nawet poważny upadek, w wyniku którego mocno zraniła się w rękę
– z zabandażowaną dłonią dotarła na metę odcinka (4. etap), a
na mecie rajdu ponownie była 39. i jako jedyna motocyklistka ten
rajd ukończyła. W ubiegłym roku za cel postawiła sobie miejsce w
pierwszej 25-tce i osiągnęła go z zapasem, zajmując fenomenalną
16. lokatę. W tym roku natomiast pobiła swój własny rekord,
zajmując 9. miejsce. Od teraz także do niej należy rekord
wszechczasów wśród kobiet – do tej pory nie pobita była
Christine Martin, która w 1981 roku zajęła 10. pozycję. Po 34
latach na tronie zmieniła ją śliczna 29-letnia Katalonka –
„królowa Dakaru” Laia Sanz. Na jej sukces nie pozostała
obojętna konkurencja – Laię chce już „podkupić” KTM.
Podsumowując zmagania motocyklistów
na Dakarze 2015 nie można też nie wspomnieć o zawodnikach jadących
w kategorii „malle-moto”. Nazywani są oni „samotnymi wilkami
Dakaru” ze względu na to, że zdani są całkowicie sami na
siebie. Im nie towarzyszą serwisy, które w ciągu nocy przejrzą i
naprawią każdą część w motocyklu. Jedyne, co mają, to skrzynka
z narzędziami, którą na każdy biwak dowozi im ciężarówka. Dla
nich Dakar to naprawdę ogromne wyzwanie, któremu często nie są w
stanie podołać. Zwłaszcza, gdy są tu pierwszy raz. Takie wyzwanie
podjął między innymi polski motocyklista Maciej Berdysz, który
oprócz skrzynki z narzędziami zabrał… żonę. Niestety nie dane
im było długo się nacieszyć Dakarem. „Wychowanek” Motoklubu
Olsztyn, obecnie mieszkający w Londynie, ukończył zaledwie 2 etapy
– pokonała go awaria motocykla. Ale sztuka dojechania do mety
udała się innemu debiutującemu zawodnikowi z kategorii
„malle-moto”, 50-letniemu Holendrowi Erikowi Klompowi.
Motocyklista z numerem startowym 141 rozpoczął swój pierwszy Dakar
od 147. pozycji. Z etapu na etap ubywało motocyklistów w stawce, a
on dzięki temu piął się w górę i ostatecznie swój debiutancki
Dakar ukończył na 75. miejscu. W ten sposób zrealizował swoje
marzenie: - Kiedy byłem młody, marzyłem o tym, by pojechać na
Dakar. Kiedy dorastasz, zapominasz o tym. W miarę upływu lat znów
zacząłem o tym myśleć. Mając 45 lat uświadomiłem sobie, że
nie osiągnąłem niczego szczególnego, jeśli chodzi o sport i
pomyślałem, że to jest fajne wyzwanie. 5 lat temu zacząłem się
poważnie przygotowywać, a teraz nadszedł mój czas” – mówił
przez Dakarem Klomp. Przystępując do rajdu był jednak świadomy
zarówno trudów Dakaru, jak i swoich ograniczeń: - Oczywiście,
że chciałbym go ukończyć, ale trzeba patrzeć realistycznie: tu
każdy etap jest maratonem. Gdyby było zbyt łatwo, nie byłoby to
wyzwaniem. Chcę sprawdzić, czy mogę zdać ten test. Główną
kwestią jest to, czy moje ciało ciągle będzie dawało radę. To
prawdziwy test mnie samego”. Test ten 50-letni dakarowy
debiutant zdał wręcz śpiewająco, gdyż był jednym z zaledwie
niespełna połowy motocyklistów, którym udało się osiągnąć
metę. Zarówno on, jak i wszyscy ci, którzy pokonując liczącą
ponad 9000km trasę Rajdu Dakar 2015, dotarli do Buenos Aires są
prawdziwymi zwycięzcami, niezależnie od zajętego miejsca.
AM
fot. Red Bull Content Pool
KLASYFIKACJA KOŃCOWA MOTOCYKLI:
1. Marc Coma (ESP)
KTM 46:03.49
2. Paulo Goncalves (PRT) Honda + 16.63
3. Toby
Price (AUS) KTM + 23.14