Akcesoria i wyposażenie
australijskiej firmy ARB znajdziesz w ofercie naszego sklepu 4x4.


Tuleje zawieszenia


Bagażniki dachowe

[2015-01-28]
Dakar 2015 - samochody - podsumowanie
 

Rywalizacja załóg samochodowych w Rajdzie Dakar zwykle budzi największe zainteresowanie. Dzieje się tak nie tylko ze względu na ogromne pieniądze, jakie są angażowane w przygotowanie samochodów i całych zespołów, ale także z tego względu, że to właśnie na tym morderczym rajdzie testowane są najnowsze rozwiązania oraz zupełnie nowe konstrukcje pojazdów. Dlatego też szczególną uwagę przykuwają zmagania aut z klasy T1, czyli ulepszonych. Ich rywalizacja w pewnym sensie ma posmak poszukiwań idealnego auta terenowego.
Ponownie najbliżej tego ideału okazały się być samochody MINI All4 Racing, których w pierwszej dziesiątce Dakaru 2015 znalazło się aż 5, z czego 2 na podium. Po raz czwarty z rzędu to właśnie auto niemieckiego producenta zwyciężyło w tym rajdzie – tym razem za sprawą Nassera Al-Attiyah i Matthieu Baumela. Jednak w tym roku, w przeciwieństwie do ubiegłego, załogom „Miniaków” nie udało się opanować całego dakarowego podium. Producentowi z Bawarii te plany pokrzyżowali Giniel de Villiers i Dirk von Zitzewitz, hołdujący japońskiej myśli technicznej. Załoga Imperial Toyota zajęła 2. miejsce. Niewiele brakowało, by również 3. lokata należała do Toyoty, gdyż aż do 10. etapu utrzymywali ją Yazeed Al-Rajhi i Timo Gottschalk. Ostatecznie jednak to kolejne MINI znalazło się na najniższym stopniu podium, a polscy kibice mogli się cieszyć sukcesem Krzysztofa Hołowczyca i Xaviera Panseri. Połączone siły Imperial Toyota i Overdrive mogą natomiast także uznać tegoroczny Dakar za udany, gdyż w pierwszej dziesiątce widnieją 3 auta japońskiej marki, a na poszczególnych etapach ulepszone Hiluxy również zajmowały czołowe lokaty, swobodnie konkurując z niemieckimi pojazdami.

37. edycja Rajdu Dakar nie sprzyjała pojazdom typu buggy. Piekielnie szybkie na otwartych przestrzeniach, doskonale radzące sobie na wydmach buggy są jednak na tyle szerokie, że problem sprawiają im kręte, wąskie trasy, a tych organizatorzy w tym roku zawodnikom nie szczędzili. Te auta często także trapią awarie – dobitnie przekonała się o tym polska załoga Adam Małysz / Rafał Marton, której samochód doszczętnie spłonął po „wybuchu” amortyzatora. Paliło się również przygotowane przez X-raid buggy Guerlaina Chicherita i Alexa Winocq, jednak im udało się pożar ugasić, ale nękało ich mnóstwo innych awarii.
Najwyżej sklasyfikowanym buggy był natomiast bliźniaczy do SMG Małysza pojazd Ronana Chabota i Gillesa Pillota. Ta załoga zajęła 10. miejsce, choć tylko dwukrotnie udało jej się ukończyć etap w pierwszej dziesiątce (7. i 9. miejsce). Dwa „oczka” wyżej w klasyfikacji samochodów znalazło się natomiast inne auto typu buggy – Peugeot 2008DKR. Od klasycznych buggy dakarówka spod znaku lwa dość mocno się różni, a jej możliwości są znacznie lepsze. Wbrew wielu opiniom, Peugeot może swój pierwszy od ćwierćwiecza Dakar uznać za udany. Ten rajd miał być dla tych pojazdów „poligonem testowym”, a nie rywalizacją o czołowe lokaty. Wspominał o tym najbardziej doświadczony z kierowców zespołu Peugeot-Total, Carlos Sainz:
- To jest totalne wyzwanie. Wszystko jest nowe: zespół, auto, a powiedziałbym nawet, że konstrukcja samochodu. To jest buggy z wymiarami auta 4x4. Idea jest taka, że to buggy ma być mocne w każdym terenie. To właśnie nad koncepcją wszechstronności bardzo ciężko pracowaliśmy. Jak to bywa przy wszystkich nowych projektach, dość późno zaczęliśmy, jednak udało nam się przeprowadzić dwie sesje testowe w Maroko. Oczywiście jest trudno mówić o celach czy ambicjach”.
W kuluarach zaś mówiło się, że te auta nie są w stanie przejechać kilkudziesięciu kilometrów bez awarii, tymczasem na Dakarze przejeżdżały znacznie więcej. Problemów technicznych oczywiście nie brakowało, jednak kiedy Peugeoty jechały, to jechały naprawdę dobrze. Na 13 etapów Stephane Peterhansel ze swoim „etatowym” pilotem, Jeanem Paulem Cottret, aż 8 kończyli w pierwszej dziesiątce (w tym dwukrotnie zajmowali 5. miejsce w klasyfikacji etapowej), a zdarzały się także momenty, że na poszczególnych waypointach prowadzili. Efektem tego było końcowe 11. miejsce w klasyfikacji samochodów, co jak na zupełnie nowe auto jest naprawdę dobrym rezultatem:
- Z natury jestem optymistą, więc raczej patrzę na jasne strony. Dwa z naszych samochodów dotarły do mety, a to trzecie, którego tu nie ma, nie ucierpiało z powodu problemów mechanicznych. Brakowało nam trochę werwy i przygotowania, ale nie mieliśmy żadnych poważnych problemów. Zrobiliśmy pierwszy krok. Udało nam się osiągnąć metę, a odtąd dla nas będzie już tylko lepiej… Mam taką nadzieję. Nie mam żadnego konkretnego problemu. Wiedziałem, że nie wydarzy się żaden cud. W motorsporcie jest tak, że jeśli nie przejedziesz tysięcy kilometrów i nie przetestujesz wszystkiego, w dniu rajdu nie zdarzają się cuda – podsumował swój debiut za kierownicą Peugeota „Monsieur Dakar”, czyli Stephane Peterhansel. Trochę mniej zadowoleni mogą Carlos Sainz i Lucas Cruz, jednak i oni na pierwszych 3 etapach zajmowali miejsca w pierwszej dziesiątce (8., 7., 4.) i po 3. etapie znajdowali się tuż za podium samochodowej generalki – 4. miejsce. Późniejsze problemy natomiast zepchnęły ich na 77. miejsce na 4. etapie i 55. miejsce w klasyfikacji generalnej samochodów, zaś na kolejnym odcinku „zaliczyli” solidną „rolkę” podczas wyprzedzania quada, co skutkowało totalną destrukcją auta oraz wycofaniem się załogi z rajdu. Mimo to udowodnili oni, że 2008DKR to bardzo szybkie auto, które jest w stanie konkurować z MINI czy Toyotą. Do mety natomiast dojechała trzecia para w Peugeocie – Cyril Despres i Gilles Picard. Despres, dla którego Dakar 2015 był debiutanckim za kierownicą samochodu, zajął 34. miejsce w klasyfikacji końcowej, ale na 9. etapie pokazał, że zarówno on, jak i auto, są w stanie walczyć „w czubie”, gdyż etap ten zakończyli z 9. lokatą. Co jednak najważniejsze, załoga Despres / Picard „doprowadziła” swojego Peugeota do mety w Buenos Aires. Tegoroczny, „testowy” Dakar pokazał zaś, że Peugeoty 2008DKR to auta, które mogą konkurować z najlepszymi, a w przyszłym roku z pewnością będą w gronie tych najbardziej liczących się marek:

W 37. Rajdzie Dakar bezkonkurencyjny okazał się Nasser Al-Attiyah, który ponownie pojechał MINI All4 Racing, jednak tym razem wypożyczył je od X-raidu i startując w barwach własnego zespołu, Qatar Rally Team. Katarczyk odniósł swoje drugie zwycięstwo w tym najtrudniejszym na świecie rajdzie. Poprzednie uzyskał w 2011, jadąc Volkswagenem, na którego prawym fotelu zasiadał niemiecki pilot Timo Gottschalk. Tamtą wygraną wspominał na mecie swojego kolejnego zwycięskiego Dakaru 2015: - Jestem zachwycony! Wygrałem Dakar! Pamiętam, że w 2011 meta także była w Baradero, więc jest to dla mnie naprawdę wyjątkowa chwila. To fantastyczne, bo prowadziliśmy od początku i byliśmy w stanie kontrolować przebieg rajdu przez cały czas. Jest wiele osób, którym należą się za to podziękowania. Pojechałem na Dakar będąc w swojej najwyższej formie, zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Potem udało nam się robić swoje dzień po dniu” – cieszył się Al-Attiyah.
Rzeczywiście Katarczyk był najszybszy już na 1. etapie rajdu, choć tę etapową wygraną sędziowie mu odebrali, nakładając na niego 2-minutową karę za przekroczenie prędkości w strefie z ograniczeniem. To jednak nie zrobiło na nim wielkiego wrażenia i już na kolejnym etapie, który także padł jego łupem, pokazał, „kto tu rządzi”. Zdobytego wtedy prowadzenia w rajdzie nie oddał aż do końca, za to przypieczętował je kolejnymi 4 zwycięstwami etapowymi. Na wagę złota była tu perfekcyjna nawigacja nowego pilota Al-Attiyaha, Francuza Matthieu Baumela. W ubiegłym roku Katarczyka pilotował Hiszpan Lucas Cruz, którego pomyłka nawigacyjna sprawiła, że załoga straciła szansę na zwycięstwo. Baumelowi udało się takich błędów uniknąć: -Różnica pomiędzy zeszłym a tym rokiem jest w moim pilocie, Matthieu Baumelu, który stał za zwycięską strategią. Rok temu dostaliśmy godzinną karę, która znacząco nas zepchnęła w dół stawki. Jednak ukończyliśmy rajd na 3. miejscu. To dało nam determinację i wyznaczyło cel w postaci powalczenia o zwycięstwo w 2015 roku. Różnica pomiędzy Matthieu Baumelem a moim poprzednim pilotem (Lucas Cruz – red.) jest taka, że Baumel ma bogate doświadczenie w rajdach i cross country, w przeciwieństwie do Cruza, i dawał mi mnóstwo rad przez cały tegoroczny rajd, co dało mi przewagę i pomogło wygrać kilka etapów, wiedząc, że otwieraliśmy trasę” – chwalił Francuza Al-Attiyah. Baumel faktycznie jest doświadczonym nawigatorem – od wielu lat pełni tę rolę w rajdach „płaskich” (był m.in. pilotem Bryana Bouffiera, Guerlaina Chicherita czy Yazeeda Al-Rajhi), zaś Dakar 2015 był już jego ósmym (jeździł z Guerlainem Chicheritem, Carlosem Sousą, Berrnhardem Ten Brinke). Co ciekawe, Matthieu Baumel w dniu kończącym tegoroczny Dakar obchodził swoje 39. urodziny, zaś jego kierowca od początku rajdu planował zrobić mu wyjątkowy prezent urodzinowy w postaci wygranej. To się udało, choć tak naprawdę zapracowali na to obaj. Kluczowa okazała się atmosfera – Francuz zdradził m.in., że Al-Attiyah każdego dnia opowiadał w aucie kawały. On również jest zadowolony z tej współpracy: - Wszystko było bezstresowe, co w porównaniu z innymi wiele rzeczy ułatwiało, dzięki czemu mogłem się skoncentrować całkowicie na nawigacji. Nasser był fantastyczny: w aucie panowała bardzo spokojna atmosfera, co pozwoliło nam kontrolować przebieg rajdu i prowadzić od startu do mety, nawet na tak trudnych etapach, jak te na znacznych wysokościach. Zwycięstwo jest niesamowitym uczuciem, zwłaszcza zdobyte w dniu urodzin! – cieszył się Baumel. Również Nasser Al-Attiyah ma dodatkowe powody do radości, gdyż odnosząc swoje drugie zwycięstwo w tym najtrudniejszym na świecie rajdzie dołączył do elitarnego grona wielokrotnych triumfatorów Dakaru w kategorii samochodów, w którym znajdują się takie postacie, jak Rene Metge, Ari Vatanen, Pierre Lartigue, Jean-Luis Schlesser, Hiroshi Masuoka i Stephane Peterhansel. Jednak Katarczykowi zwycięstw nigdy dość. Tuż po Dakarze przesiadł się do Forda Fiesty RRC, którym po raz 11 wygrał swój domowy rajd – Rajd Kataru, wchodzący w skład Mistrzostw Bliskiego Wschodu. Cały ten cykl Al-Attiyah wygrywał już 10 razy, a w tych zwycięstwach towarzyszył mu włoski pilot z polską licencją, Giovanni Bernacchini. Od tego roku prawy fotel Fiesty Al-Attiyaha należy natomiast do Matthieu Baumela. W tym zestawie panowie wystartowali także w Rajdzie Meksyku, walcząc o punkty w klasyfikacji WRC2 (w ubiegłym roku Al-Attiyah wygrał rywalizację w WRC2) – wygrali ten wyjątkowo trudny rajd, na dodatek zajęli 7. miejsce w klasyfikacji łącznej, pokonując aż 7 aut WRC! Natomiast już teraz Katarczyk zapowiada, że w przyszłym roku ponownie będzie chciał wygrać Dakar. Kwestię auta, którym o ten kolejny dakarowy sukces będzie walczył, pozostawia na razie otwartą.

Do grona wielokrotnych samochodowych mistrzów Dakaru w tym roku po raz kolejny próbował także dołączyć triumfator Dakaru 2009, Giniel de Villiers. Ten pogodny kierowca z RPA od 2003 roku startuje w Rajdzie Dakar i przez te lata pięciokrotnie stawał na podium – raz wygrał, raz zajął 3. miejsce i aż trzykrotnie był drugi. W tym roku, ponownie jadąc Toyotą Hiluxem w ramach fabrycznego zespołu Imperial Toyota (współpracującego z Overdrive) znów musiał się zadowolić 2. miejscem: - To zawsze jest ulgą, kiedy ukończy się Dakar. Jest to zwieńczenie ogromnej pracy tak wielu ludzi. Każdy chce stanąć na najwyższym stopniu, ale my mamy powód do dumy z tego, co osiągnęliśmy, bo przez dłuższą chwilę podejmowaliśmy walkę z Nasserem. Pojechał najlepszy rajd, świetnie rozegrany. To jest trochę frustrujące, ale takie są rajdy. Kilka lat zajmuje stworzenie auta, które może wygrać Dakar. Po czterech latach istnienia w tym rajdzie Toyota Hilux zrobiła skok, w który włożono mnóstwo pracy – podsumował swój występ w Dakarze 2015 de Villiers. Faktycznie Giniel de Villiers wraz ze swoim wiernym kompanem z prawego fotela, Niemcem Dirkiem von Zitzewitzem, był jedynym, który był w stanie rywalizować z Al-Attiyahem. To właśnie na kierowcę z RPA Katarczyk musiał się oglądać, broniąc swojej pozycji. De Villiers natomiast podążał za nim niemal krok w krok i podobnie jak jego rywal, swoją pozycję w stawce utrzymywał od początku aż do końca rajdu. Do 9. etapu de Villiers i von Zitzewitz wierzyli nawet, że są w stanie wygrać tę edycję Dakaru, jednak pomyłka nawigacyjna, która na tym etapie im się przydarzyła, kosztowała ich nie tylko 15 minut straty do załogi Al-Attiyah / Baumel, ale także pogrzebała szansę na złotego Beduina. Z kolei przewaga kierowcy RPA nad pozostałymi rywalami była na tyle duża, że wystarczyło to 2. miejsce dowieźć do mety. W uzyskaniu i utrzymaniu tego wyniku de Villiersowi i von Zitzewitzowi pomogła bezawaryjność ich ulepszonej Toyoty Hilux: -Ta Toyota wygląda jak poprzednia wersja, ale inne jest rozłożenie masy, a środek ciężkości jest obniżony. Dzięki nowym regulaminom, jest także o 60kg lżejsza –opowiadał jeszcze przed Dakarem de Villiers. Jednak w związku z tym również oczekiwania południowoafrykańskiego kierowcy były wyższe, zwłaszcza po raczej nieudanym dla niego ubiegłorocznym rajdzie (4.miejsce): - Dakar 2014 był bardzo rozczarowujący. Chciałem skończyć na podium, na obojętnie którym stopniu. I moglibyśmy to zrobić. Jednak potrzebny byłby cud, żeby wygrać. Fakt, że wygraliśmy tylko ostatni etap, pokazuje nasz poziom. Teraz mam nadzieję, że wprowadzenie nowych regulaminów nam pomoże. Byłem zaskoczony, jak blisko Mini byliśmy w Maroko, jednak ciężko jest stwierdzić, na jakim oni są etapie – mówił przed Dakarem Giniel de Villiers. Choć założonego celu – wygranej – nie udało mu się osiągnąć, to jednak jego 2. miejsce i niewielka strata do lidera przez znaczną część raju pokazały, że zarówno on, jak i jego Toyota faktycznie są w stanie konkurować z kierowcami MINI.

Bój o 3. miejsce w Dakarze 2015 również toczył się między MINI a Toyotami. Pretendentami do najniższego stopnia podium byli Krzysztof Hołowczyc i Erik Van Loon w MINI oraz Yazeed Al-Rajhi i Bernhard Ten Brinke w Toyotach. Między tymi kierowcami toczyła się najbardziej zawzięta walka o miejsce w pierwszej trójce, bowiem Nasser Al-Attiyah i Giniel de Villiers byli niemal od początku rajdu praktycznie poza zasięgiem. Jako pierwszy na wirtualne podium wskoczył debiutujący w Dakarze Saudyjczyk Yazeed Al-Rajhi i od 3. do 10. etapu tę pozycję utrzymywał, sprawiając sporą niespodziankę dakarowym „starym wyjadaczom”. A tak sobie radził na Dakarze 2015:

 

Al-Rajhi dał się już poznać jako bardzo szybki kierowca . Zaczynał od rajdów „płaskich”, startując najpierw w rajdach z cyklu Mistrzostw Bliskiego Wschodu, gdzie odnosił swoje pierwsze zwycięstwa, a następnie w WRC2, gdzie również kilkukrotnie stawał na podium – między innymi zajął 3. miejsce w ubiegłorocznym Rajdzie Polski. Stopniowo zaczął próbować swoich sił w rajdach cross country i na tym polu również się sprawdził. W ubiegłym roku zajął 3. miejsce w Pucharze Świata FIA w Rajdach Cross Country, a wystarczył mu do tego udział w zaledwie 3 z 10 rund – wygrał je wszystkie, pokonując m. in. Nassera Al-Attiyah. A to właśnie Al-Attiyah namówił go na start w Dakarze. Swój dakarowy debiut Al-Rajhi planował już na 2014 rok – miał w nim startować kupionym od Robby’ego Gordona Hummerem, jednak plany pokrzyżowała mu kontuzja odniesiona w wypadku na Hail International Rally. Ten wiecznie uśmiechnięty Saudyjczyk ma zresztą skłonność do kończenia rajdów na dachu lub przynajmniej awariami. Również 3. miejsce w Dakarze 2015 przeszło mu koło nosa z powodu awarii – zbyt ciężka noga doprowadziła do „zarżnięcia” silnika Overdrive’owego Hiluxa. W tym, że stało się to dopiero na 11. etapie, z pewnością duża jest zasługa pilota Al-Rajhi’ego, Niemca Timo Gottschalka. Gottchalk to doświadczony i perfekcyjny nawigator, który zasiadał na prawym fotelu m.in. Carlosa Sainza, a także Nassera Al-Attiyah, z którym wygrał Dakar 2011. Niemiec potrafi także „okiełznać” nieco zwariowanego Yazeeda Al-Rajhi, czego efektem było zdobycie przez tę parę 3. miejsca w ubiegłorocznym Pucharze Świata FIA w Rajdach Cross Country. Natomiast tuż po Dakarze 2015 Al-Rajhi zamienił Gottschalka na Anglika Michaela Orra, który jest jego partnerem w Fordzie Fiesta RRC, którym Saudyjczyk startuje w rajdach „płaskich”. Podobnie jak Al.-Attiyah, Al.-Rajhi wystartował w Rajdzie Kataru, którego nie ukończył („urwane” zawieszenie), a następnie walczył o punkty w klasyfikacji WRC2 w zimowym Rajdzie Szwecji (zajął tam 4. miejsce). Liczne starty w różnego typu rajdach z pewnością będą mu pomocne jako przygotowanie do przyszłego Dakaru. Jego konkurenci oceniają, że mając już na koncie swoje pierwsze dakarowe doświadczenie, w Rajdzie Dakar 2016 może on być naprawdę groźnym rywalem. Tak również twierdzi Krzysztof Hołowczyc, który na „wypadnięciu” Al-Rajhiego z rajdu wspiął się na 3. lokatę. O polskim kierowcy i jego francuskim pilocie więcej pisaliśmy tutaj:http://rajdy4x4.pl/index.php/ida/268/?aktualnoscID=6593&p=1

Hołowczyc nie zdecydował jeszcze, czy wystartuje w przyszłorocznym Dakarze, natomiast zdradził, że chciałby w tym roku spróbować swoich sił w rallycrossie.

Na pewno w tym roku w rallycrossowych Mistrzostwach Świata wystartuje natomiast inny uczestnik Dakaru i kolega Hołowczyca z zespołu X-raid, francuski kierowca Guerlain Chicherit. W WRX startować będzie oczywiście MINI WRX. Na Dakarze 2015 jechał natomiast pierwszym buggy przygotowanym przez X-raid, a konkretnie przerobionym przez niemiecki zespół buggy Jefferies Racing, którym dwa lata wcześniej dakarowe trasy pokonywał Nasser Al-Attiyah. Nota bene Francuz i Katarczyk w pewnym sensie „wymienili się” – Chicherit wziął auto Al.-Attiyaha, zaś Al-Attiyah pojechał z dawnym pilotem Chicherita – Matthieu Baumelem – z którym Francuz rozpoczynał swoją przygodę z Dakarem. Na tej wymianie zdecydowanie lepiej wyszedł Katarczyk – francuski kierowca bowiem nie do końca może być zadowolony z otrzymanego buggy. Chicherit lepiej czuje się w pojazdach tego typu niż autach 4x4, niemniej jego „Zebra Buggy” przysporzyło mu mnóstwo problemów. Tego kierowcę oraz jego pilota, również Francuza, Alexa Winocq, niemal od początku Dakaru 2015 nękały rozmaite awarie. Silnik, sprzęgło, wspomaganie, elektryka, czy choćby urwany drążek zmiany biegów – to tylko część elementów w aucie Chicherita i Winocqa, które zaszwankowały podczas Dakaru 2015. Panowie tracili mnóstwo czasu na naprawy już od początku raju, jednak ciągle jechali dalej. Natomiast na 5. etapie i to raptem po 3km odcinka specjalnego załoga zgłosiła wycofanie z rajdu, gdyż ich „Zebra” zaczęła się palić. Kilka godzin później okazało się, że panowie uporali się zarówno z pożarem, jak i niezbędnymi naprawami i ruszyli dalej na trasę, kończąc nie tylko ten etap, ale i w konsekwencji cały rajd. Trapiące tę załogę niemal na każdym etapie awarie i konsekwentne ich usuwanie sprawiły, że pilot Guerlaina Chicherita, Alex Winocq, zyskał miano „Mac Gyvera”. Jak mówił, po tym, jak wygrał z ciężką chorobą, nic go nie pokona. Panowie jechali więc z hasłem „Never Give Up” („nigdy się nie poddawaj”) i to hasło doprowadziło ich do mety. Zajęli 45. lokatę, ale udowodnili, że jeśli coś się chce osiągnąć, a w ich przypadku było to dotarcie do Buenos Aires, to jest to możliwe.

Hasło „Never Give Up” towarzyszyło także innemu kierowcy – Holendrowi Tomowi Coronelowi. On również mimo wielu przeciwności losu dotarł do mety, ale miał mniej szczęścia niż Chicherit i Winocq, gdyż nie został sklasyfikowany w rajdzie. Z pewnością jednak stał się jednym z bohaterów Dakaru 2015. Tom to jeden z dakarowych braci bliźniaków – ten mniej związany z Dakarem. Wspólnie z bratem Timem Tom po raz pierwszy wystartował w tym rajdzie w 2009 roku. Zaraz za metą Tom powiedział, że więcej nie wróci na Dakar. I rzeczywiście słowa dotrzymywał – no, może nie do końca, bo choć nie startował, to na kolejnych edycjach Dakaru bywał – w roli reportera telewizji RTL7. Tim natomiast co roku brał udział w rajdzie jako zawodnik. Gdy w 2014 roku zbudował dla brata kopię swojego auta (jednoosobowe buggy z silnikiem Suzuki Hayabusa!), Tom nie mógł mu odmówić startu w Dakarze 2015. Pojechali obaj. Niestety dla bardziej doświadczonego Tima przygoda z tym rajdem skończyła się już na 3. etapie. Tom zaś pozostał w grze, na trasie skazany wyłącznie na siebie. Walczył z awariami, zaliczył rolkę, kilka nocy spędził na trasie, ale nie dość, że się nie poddawał i jechał dalej, to stać go było też na pomoc innym zawodnikom. Taka pomoc niestety się na nim zemściła. Holował jedną z załóg do mety odcinka, omijając kilka waypointów, za co sędziowie wykluczyli go z rywalizacji. Coronel od tej decyzji się odwołał i jechał dalej. Mimo licznych przygód nie poddawał się, choć po kolejnej nocy spędzonej na wydmach (po 9. etapie) w swojej filmowej relacji mówił:- Mam już dość tego Dakaru. Stałem się bardziej mechanikiem niż kierowcą. Nie, już tego nie lubię. To nie jest fajne. Można to zobaczyć na tym filmiku:

Mimo to pokonywał kolejne etapy rajdu, ciesząc się metą każdego z nich. Do mety całego rajdu również dotarł, a tam… dowiedział się, że został wykluczony. Sędziowie nie uznali bowiem jego wcześniejszego odwołania. To nie przekreśliło jego radości z ukończenia rajdu. Tym razem nie mówi też „nie” kolejnym startom w Dakarze. Póki co natomiast rozpoczął sezon wyścigów WTCC, choć pierwszy start – w Argentynie, na autodromie w Termas de Rio Hondo (ten obiekt w styczniu odwiedziła także dakarowa stawka) – nie był dla niego udany. Tom Coronel jednak i tym razem się nie poddaje i już czeka na kolejny wyścig.

Na Dakarze poddawać się też nie mogą załogi startujące w klasie T2, czyli aut seryjnych. Dla nich ten rajd to wyjątkowo ciężka próba i wielu z nich nie dojeżdża do mety. W tym roku dotrzeć do finiszu udało się zaledwie 6 takim załogom. Co ciekawe, 5 z nich to załogi Toyot, szóstym autem T2 na mecie był zaś Ford. Amerykańskim autem podróżowała rosyjska załoga Alexander Terentyev / Aleksei Berkut. Panowie zajęli 1. miejsce (i jedyne) wśród aut seryjnych z napędem benzynowym oraz 64. pozycję w klasyfikacji generalnej samochodów. Terentyev na dakarowe trasy wrócił po 3-letniej przerwie – po raz pierwszy wystartował w 2012 roku, jednak wtedy odpadł z rywalizacji już na 4. etapie, więc w tym roku z pewnością może mówić o sukcesie. Łączny czas, jaki Rosjanie uzyskali na odcinkach specjalnych (z karami), to aż 112:42.28, czyli niemal 3 razy tyle, co liderzy samochodowej stawki, Nasser Al-Attiyah i Matthieu Baumel. To pokazuje, jak ogromną wolę walki mają załogi z klasy T2. Nieco lepiej poradziły sobie natomiast auta z silnikami Diesla, w tym przypadku same Toyoty. Wśród nich najszybszy był Land Cruiser VDJ200 należący do japońsko-francuskiej załogi Jun Mitsuhashi / Alain Guehennec. Wygrali oni w kategorii aut seryjnych z silnikami dieslowskimi, a także w całej klasie T2. Mitsuhashi startuje w Dakarze od 2001, początkowo motocyklem, następnie w samochodach. Do tej pory raz zajął 2. miejsce w T2, a aż trzykrotnie zwyciężał, a do tych zwycięstw w tym roku dorzucił kolejne. W klasyfikacji generalnej samochodów uplasował się w pierwszej połowie stawki – zajął 29. lokatę. Najlepszy z jego dotychczasowych wyników to natomiast 11. miejsce, które wywalczył dokładnie 10 lat temu. Zaledwie o 6 minut od tej japońsko-francuskiej załogi wolniejsza była ekipa francusko-japońska – Nicolas Gibon / Akira Miura. To koledzy Mitsuhashiego i Guehenneca z zespołu Land Cruiser Toyota Auto Body, jadący bliźniaczym autem. Gibon to także dakarowy weteran – tegoroczny Dakar był już 17. w jego karierze. Po raz piąty natomiast zajął on 2. miejsce w klasie T2. 3. lokatę w tej kategorii natomiast wywalczyli sobie Argentyńczycy – Alejandro Yacopini i Daniel Fernando Merlo, którzy podróżowali Hiluxem SW4 4X4 SRV. W klasyfikacji łącznej samochodów zajęli oni 39. miejsce. W ten sposób Yacopini poprawił o „oczko” swój zeszłoroczny wynik, jednak do tej pory najlepiej spisał się w swoim debiutanckim Dakarze w 2010, kiedy zajął 36. miejsce. Natomiast za tegoroczny cel postawił sobie podium w klasie T2 i to udało mu się osiągnąć. Poza podium znaleźli się z kolei Francuzi w Overdrive’owej Toyocie KDJ120 – Nicolas Falloux i Emmanuel Baltes-Mougeot. Dla Fallouxa był to debiut za sterami terenówki, ale nie debiut w Dakarze, gdyż w 2012 i 2013 roku jechał ciężarówką w roli pilota. Na 5. miejscu w klasyfikacji T2 z kolei znalazła się trzyosobowa załoga z Mongolii – Lkhamaa Namchin, Byambadelger Udikhuu i Batbold Surendori. Dla Namchina to także nie był pierwszy start w Dakarze, ale pierwszy za kierownicą auta (Land Cruider VDJ200) – w dwóch poprzednich edycjach tego rajdu startował on na motocyklu, ale nie ukończył żadnego z nich. Natomiast w samochodzie w końcu udało mu się osiągnąć metę. Zajął 62. miejsce wśród wszystkich 67. załóg samochodowych, które zostały sklasyfikowane w rajdzie. Co ważne, ta załoga była pierwszą mongolską załogą samochodową, która wystartowała w Dakarze. Na kartach historii zapiszą się więc także jako pierwsza załoga z Mongolii, która ten rajd ukończyła.


Filmowe podsumowanie Dakaru 2015 – samochody:


AM

fot. X-raid, Red Bull Content Pool


KLASYFIKACJA KOŃCOWA SAMOCHODÓW:

1. Nasser Al-Attiyah (QAT) / Matthieu Baumel (FRA) 40:32.25
2. Giniel de Villiers (ZAF) / Dirk von Zitzewitz (DEU) + 35.34
3. Krzysztof Hołowczyc (POL) / Xavier Panseri (FRA) + 1:32.01
4. Erik Van Loon (NLD) / Wouter Rosegaar (NLD) + 3:01.52
5.
Vladimir Vasiliev (RUS) / Konstantin Zhiltsov (RUS) + 3:12.41
6. Christian Lavieille (FRA) / Pascal Maimon (FRA) + 3:15.58
7. Bernhard Ten Brinke (NLD) / Tom Colsoul (BEL) + 3:42.02
8. Carlos Sousa (PRT) / Paulo Fiuza (PRT) + 3:44.59
9. Aidyn Rakhimbayev (KAZ) / Anton Nikolaev (RUS) + 4:08.44
10. Ronan Chabot (FRA) / Gilles Pillot (FRA) + 4:42.36

<< powrót
Dodaj do:





X