Rozegrany w Katarze Sealine
Cross-Country Rally okazał się wyboisty nie tylko ze względu na
trasy, ale także różne trudności, z którymi musieli się
zmierzyć zawodnicy. W takich trudnych warunkach najlepiej radzili
sobie faworyci, którzy w Katarze powtórzyli swoje dakarowe
zwycięstwa. Polacy natomiast mieli dużo więcej szczęścia niż na
Dakarze, gdyż wszyscy ukończyli ten rajd w czołowych dziesiątkach
swoich klas.
Sealine Cross-Country Rally był 3.
rundą Pucharu Świata FIA oraz 2. rundą Mistrzostw i Pucharu Świata
FIM w Rajdach Cross Country. Rajd ten składał się z pięciu
etapów, podczas których zawodnicy mieli do pokonania niemal 2000km.
Rywalizacja sportowa toczyła się na ponad 1758km, na których
musieli oni walczyć z piaszczystymi wydmami, kamienistymi drogami
oraz skomplikowaną nawigacją. Nie zabrakło zatem problemów w
postaci zakopywania się, przebitych opon czy pomyłek nawigacyjnych.
Zdarzały się też poważniejsze kłopoty – awarie, a także
wypadki. Dwa ostatnie etapy przebiegały zaś w cieniu tragedii, jaką
była śmierć belgijskiego pilota, Jurgena Damena.
MOTOCYKLE
Do udziału w SCCR zgłosiło się 26
motocyklistów. Pierwsza piętnastka zawodników widniejących na
liście startowej okazała się tą stawką, która również
walczyła o miejsca w „top 10” motocyklowej klasyfikacji rajdu.
Nie zawiódł ten, którego można było niemal w ciemno typować na
zwycięzcę tych zmagań, Marc Coma. Wygrał on tylko pierwszy etap,
ale na pozostałych nie wypadł poza etapowe podium, dzięki czemu
ostatecznie zwyciężył: - To było zasłużone zwycięstwo,
zespół wykonał świetną robotę. Dziękuję wszystkim, którzy
sprawili, że było to możliwe. A teraz cieszmy się tą chwilą! –mówił na mecie Coma.
Od 2. miejsca uzyskanego na 1. etapie
swoją walkę o podium w SCCR rozpoczął inny z faworytów – Joan
Barreda Bort. Mimo odrobinę gorszej jazdy na dwóch kolejnych
etapach, wygrane na 4. i 5. etapie umożliwiły mu zdobycie 2.
miejsca w rajdzie. Walkę z tą dwójką Hiszpanów podejmował także
trzeci Hiszpan Jordi Viladoms oraz Austriak Matthias Walkner,
Brytyjczyk Sam Sunderland, Chilijczyk Pablo Quintanilla oraz
Portugalczyk Paulo Goncalves. To właśnie Goncalvesowi, któremu w
udziale przypadło jedno etapowe zwycięstwo, ostatecznie udało się
uzupełnić skład rajdowego podium. Wygrana na 2. etapie to z kolei
jedyne, czym mógł się nacieszyć będący „objawieniem”
tegorocznego Dakaru Matthias Walkner, gdyż w Katarze finiszował z
7. lokatą. Największym pechowcem wśród motocyklistów natomiast w
Katarze był Ruben Faria, który nie ukończył nawet 1. etapu rajdu
i ostatecznie wycofał się z rywalizacji z powodu urazu nadgarstka.
W czołowej dziesiątce, a konkretnie na 9. pozycji, znalazł się
zaś jedyny w motocyklowej stawce Polak, Jakub Piątek. To świetny
występ tego młodego zawodnika, który z rajdu na rajd osiąga coraz
lepsze rezultaty. W Katarze dotrzymywał kroku swoim bardziej
doświadczonym kolegom, utrzymując się przez cały rajd w okolicy
10. miejsca. Nie ustrzegł się on pomyłki nawigacyjnej na 3.
etapie, która kosztowała go cenne minuty, a w efekcie przyniosła
mu 15. miejsce na odcinku oraz spadek z 11. na 12. pozycję w
klasyfikacji generalnej. Już na kolejnym etapie tę stratę odrobił
z nawiązką – przyjechał na metę z 8. czasem, zaliczając skok
na 9. miejsce w generalce: - To był bardzo wymagający rajd.
400-kilometrowe odcinki i ekstremalne warunki dały mi się mocno we
znaki. Jestem zadowolony, że ukończyłem wszystkie etapy i mogłem
rywalizować z najlepszymi motocyklistami cross country. Przede mną
jeszcze dużo nauki zwłaszcza, jeżeli chodzi o nawigację. W
porównaniu z zeszłoroczną edycją Sealine Cross Country Rally,
swój czas przejazdu poprawiłem o dwie godziny. To dobry prognostyk
przed kolejną rundą mistrzostw świata – komentował swój
wynik Jakub Piątek.
Na 12. miejscu SCCR natomiast ukończył
inny „rodzynek” – jedyna kobieta wśród motocyklistów,
Rosjanka Anastasiya Nifontova. Po dwóch rundach Mistrzostw Świata
FIM jest ona jednocześnie jedyna w klasyfikacji kobiet.
QUADY
Wśród quadowców w Katarze toczyły
się dwie podwójne walki – o pierwsze miejsce rywalizowali Rafał
Sonik i Mohammed Abu-Issa, zaś o 3. lokatę „bili się” Kamil
Wiśniewski oraz Nelson Augusto Sanabria. Ku radości polskich
kibiców, obie te bitwy rozstrzygnęły się pomyślnie dla naszych
rodaków. Rafał Sonik spełnił swoje zapowiedzi po przegranym
rajdzie Abu Dhabi Desert Challenge i wziął odwet na swoim młodym
rywalu, pokonując go na jego „ziemi”. Starcie tych dwóch panów
zaczęło się jednak pechowo dla Sonika, który na pierwszym etapie
uszkodził oponę, jednak mimo zachowawczej jazdy finiszował
zaledwie 59 sekund za Katarczykiem. Pozostałe etapy należały już
do Polaka, choć Abu-Issa ciągle „siedział mu na ogonie”.
Przełomowy okazał się 4. etap, który tę „wojenkę”
ostatecznie rozstrzygnął – Katarczyk bowiem urwał koło i do
mety dotarł na holu. To kosztowało go nie tylko ponad półgodzinną
stratę, ale także skutkowało nałożeniem na niego 7,5 godzinnej
kary. Ostatni, 5. etap SCCR dla Sonika oznaczał więc tylko
konieczność dojechania do mety. Mając aż taką przewagę Polak
mógł sobie pozwolić na to, by dać Abu-Issie radość z etapowego
zwycięstwa: - Wygrałem pierwsze dwie edycje tego rajdu w 2012 i
2013 roku. W poprzednim sezonie, na pierwszym etapie wiatr porwał
moją kartę drogową, za co dostałem 5 minut kary. Mimo, że
ścigamy się na dystansie ponad tysiąca kilometrów i spędzamy na
quadach kilkadziesiąt godzin, ta strata okazała się decydująca.
Nie można zwycięstwa czy porażki w sporcie uzasadniać tylko
szczęściem, ale jak widać ma ono duże znaczenie. Taką lekcję
wywożę w tym roku z Kataru. Walczymy z Mohammedem na wszystkich
płaszczyznach, bo liczy się wytrzymałość, umiejętności jazdy,
nawigacja, technika i sprzęt. Ta sytuacja bardzo mi odpowiada, bo
jest mobilizująca. Zmusza mnie do maksymalnego wysiłku i
maksymalnej koncentracji. Bez chwili przerwy, czy wytchnienia. Jest
to oczywiście wyczerpujące, ale daje niezwykłą satysfakcję! –opowiadał Sonik. Polak i Katarczyk po tym rajdzie natomiast
zrównali się punktami w klasyfikacji pucharowej i obaj obecnie
zajmują 1. miejsce. Również drugi z Polaków walczących w
quadowym Pucharze Świata FIM, Kamil Wiśniewski, wygrał swoją
potyczkę o 3. miejsce. Jego przeciwnika, Paragwajczyka Nelsona
Augusto Sanabrię, nękały awarie quada, które skutkowały
ogromnymi karami – uzbierał on ich ponad 158 godzin! Wiśniewski
również nie ustrzegł się kar, gdyż za ominięte waypointy
sędziowie dopisali mu 3 godziny do wyniku. Pomimo, że miał tych
kar mniej niż Mohammed Abu-Issa, to nie wystarczyło to, by
„wskoczyć” na 2. miejsce, natomiast po problemach Sanabrii Kamil
Wiśniewski mógł cieszyć się swoim pierwszym podium w Pucharze
Świata. Tę samą pozycję zajmuje również w pucharowej
klasyfikacji po SCCR.
SAMOCHODY
Samochodowe podium Sealine
Cross-Country Rally ustaliło się już na 1. etapie rajdu i nie
zmieniło się aż do końca zmagań. Nie zawiodło tu trio
najlepszych załóg zeszłorocznego Pucharu Świata FIA, gdyż to
właśnie ci panowie podzielili między siebie pierwsze trzy lokaty.
Niespodzianką nie było zwycięstwo lokalnego bohatera, Nassera
Al-Attiyaha, którego jak zwykle pilotował Matthieu Baumel. Ta
zasiadająca w MINI All4 Racing para objęła prowadzenie na 1.
etapie rajdu i nawet na chwilę nie pozwoliła go sobie odebrać.
Jednak nawet dakarowi mistrzowie nie obeszli się bez problemów –
„dopadały” ich typowe w tym rajdzie kłopoty w postaci
przebitych opon. Na 4. etapie złapali oni aż 3 „kapcie”, ale
stracone przez to 11 minut spowodowało jedynie, że odcinek
ukończyli z 3. lokatą, ze stratą jedynie około 5 minut do
zwycięskiego w tym dniu Yazeeda Al-Rajhi. Wypracowana na pierwszych
trzech etapach ponad 20-minutowa przewaga tej załogi pozwoliła na
„dowiezienie” zwycięstwa do mety SCCR także mimo „oddania”
etapowego zwycięstwa w ostatnim dniu zmagań brazylijskiej parze
Reinaldo Varela / Gustavo Gugelmin (Toyota Hilux). Warto podkreślić,
że Nasser Al-Attiyah i Matthieu Baumel w tym roku wygrywają
wszystkie rajdy, w których startują – zarówno cross country, jak
i „płaskie”. Zwycięstwo w SCCR jest już ich 6. wygraną w tym
roku, choć formalnie 5. gdyż panowie wciąż czekają na wynik
odwołania w sprawie wykluczenia ich z Abu Dhabi Desert Challenge.
Ich dominacja w Katarze jest natomiast bezsprzeczna: - To jest dla
nas świetny rok. Zaczęło się od Dakaru, wygraliśmy wszystkie 6
rajdów. To naprawdę miłe uczucie. Sealine Rally w tym roku jest
zupełnie inny od zeszłorocznego. Bardzo dużo kilometrów – 3
ponad 400-kilometrowe etapy. Naprawdę się cieszę, że wygrałem
tutaj, w Katarze, w mojej ojczyźnie. Wszyscy wiedzą, że to jest
bardzo ciężki rajd, z trudną nawigacją. Trzeba tu być bardzo
mocnym, bo to nie jest lekki rajd. I to właśnie jest kluczem do
naszej wygranej w tych zawodach – my jesteśmy mocni, lubimy
jeździć w trudnych rajdach. Myślę, że wykonaliśmy naprawdę
dobrą robotę – opowiadał o swoim zwycięstwie Al-Attiyah. O
ogromnym pechu mogą mówić natomiast Yazeed Al-Rajhi i Timo
Gottschalk, którzy przez 4 etapy utrzymywali się na 2. pozycji. Na
ostatnim etapie, na kilkadziesiąt kilometrów przed metą ta jadąca
Hiluxem z Overdrive’u para urwała półoś, przez co nie ukończyła
rajdu. Na 2. miejsce po „wypadnięciu” tej załogi z rywalizacji
wskoczyli Rosjanie – Vladimir Vasiliev i Konstantin Zhiltsov (MINI
All4 Racing), jednak od liderów rajdu dzieliła ich niemal
półgodzinna „przepaść”. Na 3. pozycji znaleźli się
natomiast zwycięzcy ostatniego etapu, Brazylijczycy Reinaldo Varela
i Gustavo Gugelmin w Toyocie Hilux Overdrive. Na 4. miejscu
klasyfikacji samochodów w SCCR znalazła się natomiast
czesko-polska załoga Miroslav Zapletal i Maciej Marton w Hummerze H3
Evo 7. Tuż za nimi, na 5. pozycji, uplasowała się natomiast
pierwsza z polskich załóg, Marek Dąbrowski i Jacek Czachor w
overdrive’owym Hiluxie. Panowie przez większość rajdu jechali
bez żadnych problemów – jedynie znaczną część 4. etapu
pokonywali z urwanym drążkiem zmiany biegów, który prowizorycznie
zastąpili… młotkiem. Mimo to załoga Orlen Team może mówić o
dobrym wyniku: - Zrealizowaliśmy swój plan, ukończyliśmy
trudny nawigacyjnie rajd na dobrym, piątym miejscu. Powtórzyliśmy
wynik z Abu Zabi, z czego jesteśmy bardzo zadowoleni, chociaż
pozostaje niedosyt, bo była realna szansa na czwarte miejsce w
klasyfikacji generalnej. Od początku sezonu staramy się optymalnie
ustawić auto i złapać swój rytm. To dla nas bardzo ważny element
przygotowań do przyszłorocznego Dakaru. Przed nami kolejne
rundy eliminacji i szansa na punkty w klasyfikacji pucharowej –
komentował na mecie Marek Dąbrowski.
Trochę mniej szczęścia
miała druga z polskich załóg, Adam Małysz i Rafał Marton, która
po raz drugi „wystąpiła” w MINI All4 Racing. Kilkukrotnie dali
się oni złapać w nawigacyjne pułapki, które zawodnikom
zaserwowali organizatorzy. Mimo to Polacy ukończyli rajd na niezłym
6. miejscu: - Jestem nieźle wykończony tym. Wczoraj jechałem
świetnie i bardzo szybko, a dziś nie mogłem znowu złapać
odpowiedniego tempa. Było tyle pomyłek nawigacyjnych, co mnie
bardzo rozpraszało i denerwowało. Na początku złapaliśmy kapcia,
ale nikt nas nie doszedł więc i tempo było całkiem ok. Potem
jednak po 20 km kręciliśmy się w miejscu, żeby znaleźć właściwą
drogę. W pewnym momencie niedaleko od nas przejechał Mirek
Zapletal. Pojechaliśmy za nim i chciałem go wyprzedzić, ale co mu
„siadałem” na zderzaku, to przeszkoda i nie mogliśmy go
wyprzedzić. Albo był kurz, albo przestrzeliwaliśmy zakręty i
znowu trzeba było robić kółka, żeby odnaleźć drogę. Na każdym
punkcie kontroli przejazdu byliśmy parę sekund w tyle i tak prawie
do samej mety. Pod koniec wyprzedziliśmy Mirka na wydmach, ale potem
o nas dołem objechał. Wysforował się do przodu i tak już zostało
do mety. Nawet gdybym go wyprzedził, nasza sytuacja w tabeli nie
uległaby zmianie. Nie jestem zadowolony z występu w Katarze. Przez
te niepotrzebne błądzenie nie mogę pokazać na co mnie stać ani
na co stać ten samochód. To jest przykre, więc psychika siada i
czuję się podle – mówił zawiedziony Małysz. Ale jeszcze
większe powody do niezadowolenia mają natomiast inne czołowe
załogi X-raidu. Na 3. etapie zajmujący dotychczas pozycję
wicelidera pucharowej klasyfikacji Erik Van Loon i Wouter Rosegaar na
jednym ze skrzyżowań dachowali, a klika minut później, dokładnie
w tym samym miejscu, identyczną przygodę mieli plasujący się
dotąd na 3. miejscu w Pucharze Harry Hunt i Andreas Schulz (mimo
zapisu na liście startowej, to nie Xavier Panseri, a Niemiec
pilotował Brytyjczyka). Oba auta były na tyle uszkodzone, że
załogi musiały wycofać się z rajdu. Z kolei 4. etap okazał się
fatalny dla Naniego Romy, którego nawigował Alex Haro.
Kilkadziesiąt kilometrów po starcie ta załoga zakopała się na
wydmie, zaś próba wydostania się z tej pułapki skutkowała
uszkodzeniem skrzyni biegów, przez co stracili oni szansę na
utrzymanie swojej dobrej, 5. lokaty w rajdzie (ostatecznie znaleźli
się na odległym, 19. miejscu).
Jedynymi kłopotami, jakie trapiły
polską załogę startującą w klasie T2, Roberta Szustkowskiego i
Jarosława Kazberuka, było natomiast zakopywanie się i szwankująca
klimatyzacja w ich Fordzie Raptorze. Natomiast dużo większe
problemy mieli ich najwięksi rywale – Katarczyk Szejk Hamad Eid
Al. Thani oraz zwycięzca klasy T2 w Abu Dhabi, Mansoor Al Helei,
dzięki czemu Polakom udało się ukończyć rajd na 5. miejscu w
klasie: - Rajd oceniamy bardzo pozytywnie. Samochód nie sprawiał
problemów, mechanicy pracowali doskonale, a my nie popełnialiśmy
znaczących błędów. Jedynie organizatorom wystawiłbym ocenę 3+
za niedbałość w przygotowaniu roadbooków. To właśnie
nieścisłości w opisie trasy przyczyniły się do tragicznego
wypadku na samym początku rajdu, a potem problemów tak topowych
kierowców, jak Nani Roma, Yazeed al-Rajhi, Erik van Loon, czy Harry
Hunt – mówił Kazberuk. - Były momenty, kiedy wpadaliśmy
w swoisty trans, a przed oczami pojawiały się mroczki. To wszystko
ze względu na monotonię krajobrazu - ciągnące się po
horyzont przestrzenie pokryte białym piachem i kamieniami. Z
„uśpienia” wybudziła nas ostatnia sekcja. Odcinek specjalny
prowadził pomiędzy turystami i plażowiczami, a brzegiem morza. To
jest chyba możliwe tylko w krajach arabskich. Trasa nie była w
żaden sposób zabezpieczona, więc z jednej strony my pędziliśmy
samochodem, a obok nas grillowali urlopowicze – dodał
Szustkowski. Co ciekawe, w tych nietypowych warunkach wśród
zawodników startujących autami seryjnymi najlepiej poradzili sobie
Rosjanie Maxim Kirpilev i Andrei Rudnitski w Toyocie LC200. Dopiero
„oczko” za nimi w klasyfikacji T2 znaleźli się jadący na
„własnym podwórku” Katarczycy Mohammed Al Hargan i Adel Hussein
Abdulla w Nissanie Patrolu. 3. miejsce w klasie T2 wywalczyli sobie
natomiast Brazylijczycy Marcos Emirio Moraes i Fabio Pedroso w
Fordzie Raptorze.
Cała stawka Mistrzostw i Pucharu
Świata FIM oraz Pucharu Świata FIA w Rajdach Cross Country będzie
miała niewiele czasu na oczyszczenie maszyn z katarskiego piasku,
gdyż już za 2 tygodnie spotkają się oni w Egipcie. Tam 10. maja
rusza Pharaons Rally, podczas którego znów zawodnicy będą musieli
zmagać się z wszechobecnym piaskiem i upałami.
AM
fot.: X-raid Team, Orlen Team, Red Bull Content Pool, Sonik Team
|