Akcesoria i wyposażenie
australijskiej firmy ARB znajdziesz w ofercie naszego sklepu 4x4.
Tuleje zawieszenia
Bagażniki dachowe
[2015-08-19]
Al-Attiyah na tronie, Rajczyk z workiem tytułów - podsumowanie Hungarian Baja
W przeciwieństwie do ubiegłego roku,
kiedy zawodnicy ścigali się po błotnistych węgierskich trasach,
Hungarian Baja 2015 rozgrywała się w upalnej aurze. Pogoda mogła
więc nieco zaskoczyć, natomiast nie są zaskoczeniem wyniki tego
rajdu. „Na medal” spisali się ci zawodnicy, którzy do tych
medali byli typowani. Niewiele zatem zmieniło się także w
klasyfikacjach, w jakich rozgrywana była Hungarian Baja. Poza jednym
ważnym wyjątkiem – Nasser Al-Attiyah i Matthieu Baumel zostali
nowymi liderami Pucharu Świata FIA w Rajdach Cross Country.
Ta
zmiana jednak również nie była niespodzianką. Trochę
niespodziewanych przygód mieli natomiast Polacy, choć tradycyjnie
do naszego kraju puchary przywieźli „nasi” quadowcy. Spośród
nich najwięcej pucharów i tytułów wywiózł z Węgier Damian
Rajczyk.
Hungarian Baja rozgrywana była jako 7.
runda Pucharu Świata FIA w Rajdach Cross Country, 3. runda Pucharu
Świata FIM w Rajdach Baja oraz 4. runda Mistrzostw Europy FIM w
Rajdach Baja. Na tym etapie zmagań można dość trafnie
przewidzieć, jakie nazwiska znajdą się na czołowych lokatach
rajdu. Węgierska rozgrywka okazała się pod tym względem wyjątkowo
przewidywalna, choć wcale nie była to łatwa potyczka.
172-kilometrowy odcinek specjalny, który zawodnicy pokonywali
podczas Hungarian Baja trzykrotnie, był bardzo szybki
(prędkościomierze pokazywały prędkości nawet rzędu
170-180km/h), ale bardzo zdradliwy. Niestety o trudach tego rajdu
przekonała się część Polaków, którzy tłumnie stawili się na
starcie Hungarian Baja. Mimo to polscy kibice mieli powody do radości
– dostarczyli ich „nasi” quadowcy, którzy po raz kolejny
pokazali, że są w rewelacyjnej formie.
MOTOCYKLE
Zdecydowanym faworytem wśród
motocyklistów walczących podczas Hungarian Baja o punkty Pucharu
Świata FIM w Rajdach Baja, był Francuz Adrien Mare (KTM 450 EXC).
To on po dwóch poprzednich rundach zajmował pozycję lidera tej
klasyfikacji i to on również miał największą chrapkę na
zwycięstwo na Węgrzech, które jego dominację w Pucharze by
umocniło. Pod nieobecność swoich największych dotychczasowych
konkurentów – Alessandro Ruoso i Gerarda Farresa (triumfowali oni
odpowiednio w Italian Baja i Baja Aragon) to także on miał
największe szanse na wygraną. Tak też się stało. Mare nie dał
szans swoim rywalom – wygrał wszystkie oesy. W nagrodę dostał
dokładnie to, po co przyjechał: - Jestem bardzo zadowolony i
szczęśliwy. W zeszłym roku, kiedy finiszowałem jako trzeci, już
zdecydowałem, że tu wrócę i spróbuję wygrać. Zrobiłem to!
Udało mi się osiągnąć to, po co przyjechałem i nie da się
zetrzeć uśmiechu z mojej twarzy – mówił na mecie Adrien
Mare. Zadowolony może być także portugalski motocyklista Rui
Oliveira (Yamaha WR 45), który dzięki 2. lokacie zajętej w
Hungarian Baja wskoczył na najniższy stopień podium Pucharu Świata
FIM. Ze swojego wyniku w tej rundzie może być zadowolony także
kolejny Francuz, Brice Barbier (Suzuki 450 RMX), który na Węgrzech
wywalczył sobie 3. miejsce, co dało mu w klasyfikacji pucharowej
awans z 6. lokaty na pozycję wicelidera.
Podczas Hungarian Baja 4 motocyklistów
walczyło o punkty Mistrzostw Europy FIM w Rajdach Baja.
Dotychczasowy lider tej klasyfikacji, Czech Rudolf Lhotsky (Husqvarna
FE 501), nie musiał nawet ukończyć tego rajdu, by utrzymać swoją
pozycję. Tymczasem nie zamierzał się poddawać bez walki –
wywalczył sobie 2. miejsce w rajdzie. Natomiast wicelider
Mistrzostw, Portugalczyk Pedro Bianchi Prata (Honda CRF 450 R), miał
szansę „ugryźć’ Czechowi kilka punktów i tę szansę
wykorzystał, wygrywając Hungarian Baja w tej klasyfikacji. Choć
odebrał w ten sposób Lhotsky’emu zaledwie 6 punktów
(zmniejszając jego przewagę z 66 do 60 punktów), to nie krył
zadowolenia ze swojego wyniku: - Mój motocykl był bardzo
szybki, pracował fantastycznie, a problemy mnie dziś omijały. Mam
nadzieję, że wrócę tu za rok, bo bardzo mi się ten rajd podobał– mówił na mecie Pedro Bianchi Prata. O puchar za 3.
miejsce w Hungarian Baja w tej klasyfikacji oraz o pierwsze punkty w
Mistrzostwach walczyli natomiast Włoch Rafaello Manenti (BMW GS 800)
oraz Węgier Richard Hodola (Yamaha WR 450 F). Zwycięsko z tego
pojedynku wyszedł przedstawiciel gospodarzy, który uzupełnił
podium rajdu, natomiast nie wystarczyło to do „wskoczenia” na
podium w klasyfikacji Mistrzostw – z dorobkiem 35 punktów zajmuje
4. miejsce. Na 3. miejscu pozostaje natomiast nieobecny na Węgrzech
Włoch Claudio Mana (39 punktów).
QUADY / UTV
Quadowcy, podobnie, jak motocykliści,
podczas Hungarian Baja starli się ze sobą w rywalizacji o punkty
Pucharu Świata FIM oraz Mistrzostw Europy FIM. Częściowo „skład
osobowy” obu tych klasyfikacji pokrywał się, gdyż Damian Rajczyk
oraz Adrian i Arkadiusz Bernatowie biorą udział w Pucharze i
Mistrzostwach jednocześnie. Wyłącznie w Mistrzostwach walczyli
natomiast dwaj inni Polacy – Paweł Otwinowski i Maciej Albinowski,
a w kategorii UTV dodatkowo Tadeusz Wiśniewski. To właśnie w tych
sześciu zawodnikach polscy kibice pokładali największe nadzieje,
zaś oni swoich kibiców nie zawiedli, gdyż przywieźli do kraju aż
12 pucharów! Najwięcej, bo aż 4 z nich, „zgarnął” Damian
Rajczyk (Yamaha YFZ) – zwyciężył on bowiem w klasyfikacji quadów
w Pucharze Świata FIM, zajął 2. miejsce w łącznej z
motocyklistami klasyfikacji pucharowej, wygrał także w klasie Q2
oraz klasyfikacji generalnej quadów Mistrzostw Europy FIM. Jakby
tego było mało, to ten „worek” tytułów uzupełnił o awans na
pozycję lidera quadowej stawki Mistrzostw Europy („zdetronizował”
Arkadiusza Bernata), a także umocnił się na prowadzeniu w Pucharze
Świata. Ten rajd będzie więc dobrze wspominał:
- Hungarian
Baja 2015 zaliczam do bardzo udanych startów. Sprzęt przygotowany
przez Stasia Radwańskiego z Motorrad Wałbrzych spisywał sie
perfekcyjnie, dodatkowe konie w Yamaha YFZ dają mega duży fun.
Trasa rajdu była ciekawa, urozmaicona i z wieloma niespodziewanymi
dziurami, pojawiającymi sie w ostatnim momencie. W sobotę na
ostatnim OS po dużym skoku pękła mi rama, przez co również
złamała się rura od tłumika, udało mi sie jednak dojechać do
mety odcinka. Serwis tego wieczoru był bardzo stresujący, ale
dzięki pomocy teamu Overdrive, który pospawał mój tłumik i ramę,
mogłem wystartować w niedzielę. Jestem bardzo zadowolony, że
udało mi sie szczęśliwie ukończyć ten rajd z kompletem punktów.
Do końca sezonu zostały jeszcze dwie rundy: w Portugalii i Maroko.
Mam nadzieję, że te rajdy ukończę szczęśliwie i uda się
utrzymać prowadzenie do końca sezonu – komentuje Damian
Rajczyk.
Komplet 1-2-3 na swoje konto w Hungarian Baja zapisał z
kolei Adrian Bernat (CanAm DS. 450). Zajął on 3. miejsce wśród
pucharowych quadów, 2. miejsce w quadowej stawce Mistrzostw Europy
oraz 1. miejsce w klasie Q1. Spośród quadowców rywalizujących w
ramach Pucharu Świata FIM na Węgrzech od Adriana Bernata szybszy
okazał się Francuz Alexandre Giroud (Yamaha 700), który zajął 2.
miejsce i utrzymał też pozycję wicelidera Pucharu. Młodszy z
braci Bernat natomiast także utrzymał swoje miejsce na pucharowym
podium (3. pozycja), taką lokatę zajmuje też w Mistrzostwach
Europy. Jego starszy brat – Arkadiusz Bernat (CanAm DS. 450) –
podczas sobotnich zmagań na Hungarian Baja borykał się z
problemami elektrycznymi w swoim quadzie (duża strata czasowa na
pierwszym z odcinków i nieukończenie drugiego), natomiast w
niedzielę naprawioną maszyną wyruszył ponownie na trasę, dzięki
czemu udało mu się zająć 5. miejsce w klasyfikacji pucharowej, a
także 4. miejsce w quadowej stawce Mistrzostw Europy oraz 3. miejsce
w klasie Q1, zatem i on wrócił do Polski z pucharem.
Dodatkowo
Adrian i Arkadiusz wywalczyli dla swojego zespołu Bernat Sport
puchar za 1. miejsce w klasyfikacji teamów. Dwa puchary – za
3. miejsce wśród quadowców startujących w Mistrzostwach Europy
oraz 2. lokatę w klasie Q1 – organizatorzy Hungarian Baja wręczyli
natomiast kolejnemu z polskich zawodników, Pawłowi Otwinowskiemu
(Suzuki LTR 450). Z pustymi rękami nie wrócił także Maciej
Albinowski (Yamaha Raptor), choć on może mówić o wielkim pechu,
jaki dopadł go na węgierskich trasach. W sobotę miał on bowiem
wywrotkę, która zmusiła go do zjechania z trasy i próby
naprawienia quada. Maszynę udało się reanimować podczas nocnego
serwisu, gorzej natomiast było z jej kierowcą. Albinowski na
niedzielną trasę wyruszył bowiem z pękniętymi żebrami i
pękniętymi kostkami dłoni. Ten morderczy wysiłek przyniósł mu
niejako na osłodę puchar za 3. miejsce w klasie Q2 w klasyfikacji
Mistrzostw Europy (w łącznej klasyfikacji quadów był 6. – za
Czeszką Olgą Rouckovą).
W jeszcze gorszej sytuacji znalazł się
nasz jedyny reprezentant w klasie S2 (UTV), która także ścigała
się w ramach rozgrywanych podczas Hungarian Baja Mistrzostw Europy.
Tadeusza Wiśniewskiego (Polaris RZR 1000), bo o nim mowa,
prześladowały bowiem problemy z jego pojazdem. Na pierwszym z
sobotnich odcinków Polak zajmował 2. miejsce, zaś już na drugim
„dopadły” go awarie, w tym urwane koło. UTV został naprawiony
i przygotowany do niedzielnych zmagań, ale i tego ostatniego odcinka
nie udało się Wiśniewskiemu ukończyć, gdyż w jego Polarisie
urwał się wahacz i amortyzator. Mimo swoich problemów,
Wiśniewskiego stać było na gest fair play - na ostatnim odcinku
swojemu włoskiemu rywalowi pomógł usunąć awarię sprzęgła.
Włoch dzięki temu pojechał dalej, jednak na 15km przed metą
dachował, w wyniku czego złamał obojczyk i trafił do szpitala.
Los Polaka podzielił Włoch Stefano Cavaciutti (Polaris RZR 1000),
który również nie ukończył rajdu. Do mety natomiast dotarło
dwóch innych Włochów – szybszy z nich okazał się Graziano
Scandola (Polaris RZR 1000), który jako jedyny z kierowców UTV
pokonał wszystkie odcinki Hungarian Baja, co dało mu nie tylko
zwycięstwo w klasie S2 w tym rajdzie, ale także umocnienie się na
pozycji lidera tej klasy w Mistrzostwach Europy FIM. 2. miejsce
uzyskane w Hungarian Baja z kolei umożliwiło zaś Giammarco Fossie
na utrzymanie się na 2. pozycji w Mistrzostwach, Tadeuszowi
Wiśniewskiemu z kolei po tym wyjątkowo nieudanym rajdzie na
pocieszenie pozostaje 3. miejsce, które nadal zajmuje w klasyfikacji
Mistrzostw Europy.
SAMOCHODY
Podczas Hungarian Baja załogi
samochodowe już po raz 7. w tym roku walczyły o punkty Pucharu
Świata FIA w Rajdach Cross Country. Zwycięzca tego rajdu mógł
zdobyć 30 punktów, a tyle by wystarczyło Nasserowi Al-Attiyah i
Matthieu Baumelowi (MINI All4 Racing), by objąć prowadzenie w
Pucharze. Od nieobecnych na Węgrzech dotychczasowych liderów,
Vladimira Vasilieva i Konstantina Zhiltsova dzieliło ich 21 punktów,
stawka więc była oczywista. Al-Attiyah na Hungarian Baja jechał
więc z jednym celem – wygrać. I to katarsko-francuskiej załodze
bez większych problemów, w dodatku w pięknym stylu się udało:
-To była dla nas naprawdę dobra Baja, a w dodatku mogliśmy
objąć prowadzenie w Pucharze Świata. Problem, który dotknął nas
w sobotę rano, szybko został zapomniany, ponieważ mogliśmy
pokazać naszą konkurencyjność już chwilę później. A w
niedzielę postawiłem na bardziej zachowawcze podejście, żeby
uniknąć zbędnego ryzyka. Trasa była wymagająca, a temperatury
były wyjątkowo wysokie – podsumował rajd Nasser
Al-Attiyah. Tym sobotnim problemem, z którym borykała się załoga
MINI All4 Racing, były kłopoty z tarczą hamulcową. Pomimo tej
usterki Al-Attiyahowi i Baumelowi udało się dojechać do mety
odcinka z 13-sekundową przewagą nad drugimi na tym oesie Bernhardem
Ten Brinke i Tomem Colsoulem (Toyota Hilux Overdrive). Na kolejnym
odcinku natomiast pokazali już, co potrafią i „uzbierali” sobie
aż ponad 18 minut przewagi nad Miroslavem Zapletalem i Maciejem
Martonem (Hummer H3 Evo 7), którzy sobotę zakończyli na 2.
pozycji, oraz ponad 22 minuty nad Ten Brinke i Colsoulem, którzy
spadli na 3. lokatę. Mając taki zapas czasowy nad konkurentami
Al-Attiyah mógł sobie pozwolić w niedzielę na „zainkasowanie”
3-minutowej kary za użycie „nadprogramowych” opon, aby nie
ryzykować „złapania kapcia”. Katarczyk nie ryzykował też zbyt
szybką jazdą – ostatni oes ukończył z 2. czasem.
Ta strategia
się opłaciła – Nasser Al-Attiyah zwyciężył Hungarian Baja,
zapisując się w ten sposób w historii tego rajdu, gdyż jako
jedyny do tej pory kierowca wygrywał ten rajd trzykrotnie (wcześniej
w 2008 roku z Tiną Thoerner i w 2014 roku z Matthieu Baumelem).
Al-Attiyah i Baumel, jak można się było spodziewać, okazali się
poza zasięgiem rywali, natomiast walka o 2. lokatę w Hungarian Baja
2015 rozstrzygnęła się na ostatnim odcinku specjalnym. Bernhard
Ten Brinke i Tom Colsoul postanowili na nim zawalczyć o utraconą z
powodu pękniętej tarczy hamulcowej na OS2 pozycję.
Miroslav
Zapletal i Maciej Marton mieli nad nimi niemal 4 minuty przewagi,
jednak okazała się ona niewystarczająca, by zagwarantować
czesko-polskiej załodze 2. miejsce w rajdzie. Na ostatnim oesie
bowiem Toyota Ten Brinke’go dosłownie frunęła: - Wciskałem
gaz jak tylko się dało. Nawet pomimo tego, że byłem 4 minuty za
nim[Zapletalem – red.], czułem, że
mam jeszcze szansę. Dostałem od Overdrive’u doskonałe auto, więc
mogłem wygrać niedzielny odcinek i zdobyć 2. miejsce w generalce.
Jeśli pomyślimy, że nie ścigałem się od Dakaru, myślę, że
można uznać to za dobry wynik, więc jestem bardzo szczęśliwy– mówił Bernhard Ten Brinke. Przypomnijmy, że w Dakarze 2015 ten
holendersko-belgijski duet zajął 7. miejsce, zatem pokazał już,
że stać go na dobre wyniki. Zajmując 2. miejsce w Hungarian Baja
po tak długiej przerwie Ten Brinke i Colsoul udowodnili, że nadal
są w świetnej formie. Natomiast zdobyte w Pucharze Świata punkty
plasują ich dopiero w drugiej dziesiątce tej klasyfikacji. O awans
z 6. miejsca w Pucharze natomiast walczyli Miroslav Zapletal i Maciej
Marton, a 3. lokata w Hungarian Baja ten „skok” im umożliwiła –
znaleźli się na 4. pozycji, zrównując się w ten sposób z polską
załogą Marek Dąbrowski / Jacek Czachor (Toyota Hilux Overdrive).
Polacy natomiast z Węgier wrócili bez punktów, gdyż nie udało im
się ukończyć rajdu. Na pierwszym z sobotnich odcinków pojechali
świetnie, bo uzyskali 3. czas i również znaleźli się na 3.
miejscu po tym oesie. Potem dopadł ich pech - Po pierwszym
płynnie przejechanym odcinku specjalnym miałem nadzieję, że
wywieziemy z Węgier bardzo dobry wynik. Niestety, samochód odmówił
posłuszeństwa na 120 kilometrze drugiego dzisiejszego OSu.
Próbowaliśmy z Markiem naprawić go na trasie, ale nie udało się
wyeliminować awarii układu elektrycznego. Kończymy rywalizację w
Hungarian Baja i wracamy przygotowywać się do polskiej rundy
Pucharu Świata FIA – mówił Jacek Czachor.
Nowiutka
Toyota, jaką otrzymali na ten rajd od Overdrive’u, zamiast silną
bronią okazała się więc być przeszkodą: - Straciliśmy
kilkadziesiąt minut naprawiając samochód. Szkoda, bo rano
złapaliśmy swój rytm i byliśmy w stanie powalczyć o pierwszą
trójkę. Niestety, tym razem się nie udało. Przed nami kilkanaście
dni, które poświęcimy na zoptymalizowanie ustawień samochodu. Już
niedługo rajd w Polsce, gdzie będziemy chcieli pokazać się naszym
kibicom z jak najlepszej strony - komentuje Marek Dąbrowski.
Podczas zbliżającej się Baja Poland (27.-30. sierpnia) ten duet
ponownie powalczy o awans na 3. miejsce w klasyfikacji Pucharu
Świata, co nie udało im się na Węgrzech.
Z nadzieją na bardziej
udany start przed własną publicznością z Hungarian Baja wrócili
również pechowi w tym rajdzie Jarosław Kazberuk i Robin
Szustkowski (Ford Raptor), rywalizujący w grupie T2: - To był
pierwszy rajd cyklu Pucharu Świata w tym roku, który musieliśmy
zakończyć przed osiągnięciem mety. Oczywiście pozostawia to
pewien niesmak, ale jest on chyba mniejszy niż próba podejmowania
walki samochodem, który nie chce jechać. Teraz najważniejsze,
abyśmy za dwa tygodnie dobrze zaprezentowali się przed swoimi
kibicami podczas Baja Poland – mówił Jarosław Kazberuk.
Raptor natomiast na Węgrzech nie chciał jechać z powodu problemów
z elektryką, które powodowały, iż silnik ciągle przełączał
się w tryb awaryjny. Ta usterka ujawniła się już na pierwszym z
sobotnich oesów i choć Polacy do mety odcinka dotarli, to
postanowili wycofać się z rajdu: - Trzeba było podjąć
jakąś decyzję. Nie mieliśmy rajdowego tempa, ani perspektyw, że
uda nam się je złapać i utrzymać do końca. Dlatego zakończyliśmy
nasz udział w tegorocznej Hungarian Baja – opowiadał
Robin Szustkowski.
Taką trudną decyzję musiały też podjąć dwie
inne polskie załogi, startujące w Hungarian Baja w grupie T2.
Łukasz Lechowicz i Łukasz Solecki (Nissan Navara), którzy w
ubiegłym roku zajęli w tym rajdzie 3.miejsce w T2, tym razem mieli
mniej szczęścia. Choć bardzo dobrze pojechali pierwszą część
OS1, to na drugiej części tego odcinka „wyniosło” ich na
jednym z zakrętów, co skutkowało uderzeniem w drzewo, a w jego
konsekwencji rozbitą szybą. Nie mając szans na jej wymienienie
podczas serwisu, Lechowicz i Solecki zmuszeni byli do wycofania się
z rywalizacji. W niedzielę natomiast taką samą decyzję musieli
podjąć Klaudia Podkalicka i Błażej Czekan (Mitsubishi Pajero).
Już w sobotę w ich aucie zaszwankowała skrzynia biegów, ale po
jej wymianie podczas nocnego serwisu załoga postanowiła w niedzielę
powrócić na trasę: - Dzisiaj wycofaliśmy się po 30 km
odcinka. Stwierdziliśmy, że nie ma co forsować samochodu przed tak
ważnym rajdem jak Baja Poland, a to już tak niedługo!, więc każdą
kolejną awarię ciężko byłoby usunąć. Nie liczyliśmy się już
w klasyfikacji rajdu, więc dalsza jazda po sprawdzeniu wymienionej
nowej skrzyni biegów i amortyzatorów do niczego nie prowadziła w
rywalizacji – pisała na Facebooku Klaudia Podkalicka.
W
grze w niedzielę pozostały z kolei dwie inne T-dwójkowe załogi,
którym udało się do mety dojechać i to z całkiem niezłymi
wynikami. Grzegorz Czarnecki, który mimo tego, iż na liście
zgłoszeń przy swoim nazwisku miał wpisane nazwisko Słowaka Juraja
Ulricha, pojechał na Węgry z polskim pilotem Michałem Bojarem,
okazał się najszybszym z polskich kierowców. Załoga Czarnecki /
Bojar (Nissan Navara) zajęła w Hungarian Baja 15. miejsce wśród
wszystkich załóg samochodowych oraz 5. w grupie T2. „Załapali”
się oni jednak na puchar za 3. miejsce w klasie T2.2. Tuż za nimi w
poszczególnych klasyfikacjach znaleźli się również jadący
Navarą Tomasz Piec i Gabriel Prochacki (16. miejsce w „generalce”,
6. miejsce w T2, 4. miejsce w T2.2). W grupie T2 natomiast na
Węgrzech triumfowali aktualni liderzy tej klasyfikacji, Kazachowie
Denis Berezovskiy i Ignat Falkov (Nissan Patrol). 2. miejsce zaś
przypadło w udziale katarsko-jordańskiej załodze Hamad Eid
Al-Thani / Ferras Allowh (Ford Raptor), którzy dzięki temu w
klasyfikacji pucharowej T2 zbliżyli się z 14. do 8. punktów do
zajmującego 3. pozycję Maxima Kirpileva. Z kolei rosyjska załoga
Maxim Kirpilev / Andrei Rudnitski (Toyota Land Cruiser) ukończyła
Hungarian Baja na 4. miejscu w T2, dzięki czemu w Pucharze już
tylko 1 punkt dzieli ich od wiceliderów klasyfikacji Emila
Khneissera i Alexeia Kuzmicha (Nissan Patrol), którzy na Węgrzech
nie dojechali do mety (wycofali się na ostatnim odcinku).
CIĘŻARÓWKI
Spośród 4 zgłoszonych w Hungarian
Baja załóg ciężarówek, do rajdu nie przystąpił reprezentant
gospodarzy, Miklos Kovacs. Podium ciężarowe między sobą podzielić
miały zatem dwie czeskie załogi i jedna holenderska. Holendrzy w
składzie Marc Leeuw / Marco Siemons / Niels Hatzmann (DAF CF FAV45)
począwszy od prologu poprzez cały rajd utrzymywali się na 3.
pozycji, toteż najniższy stopień podium w Hungarian Baja w grupie
T4 przypadł w udziale właśnie im. Prawdziwą batalię o zwycięstwo
rozegrały natomiast między sobą Czesi – załoga Tatry T815 pod
wodzą Martina Kolomy’ego oraz załoga Liaza 111.154 z Martinem
Macikiem za kierownicą, którzy dokładnie po równo podzielili się
zwycięstwami oesowymi. Martin Macik, Michal Mrkva i Frantisek
Tomasek wygrali prolog i pierwszy z sobotnich oesów, natomiast dwa
kolejne odcinki padły łupem załogi w składzie Martin Kolomy /
David Kilian / Rene Kilian. Po pierwszym z sobotnich odcinków te
dwie załogi różniło zaledwie 14 sekund, natomiast na OS Kolomy
wyprzedził Macika o minutę i 20 sekund, obejmując prowadzenie.
Macik próbował tę stratę odrobić na najdłuższym w rajdzie
niedzielnym odcinku, jednak nie dość, że to mu się nie udało, to
jeszcze Kolomy „dołożył” mu kolejne 51 sekund i z przewagą
1:57 to właśnie on został zwycięzcą Hungarian Baja w kategorii
ciężarowej.