Akcesoria i wyposażenie
australijskiej firmy ARB znajdziesz w ofercie naszego sklepu 4x4.


Tuleje zawieszenia


Bagażniki dachowe

[2016-04-18]
Podsumowanie Baja Drawsko
 
Już chwilka ;) minęła od zakończenia Baja Drawsko, a ja wciąż ocieram z twarzy pot. Z sędziowskiego punktu widzenia pracy na tym rajdzie było naprawdę dużo. Bo to jest tak, że po niemal półrocznym oczekiwaniu na tę inaugurującą sezon rundę jest się tak „wyposzczonym”, że się chce pracować nawet po kilkanaście godzin dziennie. Jakoś trzeba sobie przecież zrekompensować ten zimowy post. Podobnie rzecz się miała z zawodnikami i uczestnikami Carmont Baja Drawsko. Wreszcie mogli opuścić swoje garaże i niekiedy nie przetestowawszy dobrze swoich nowych, usprawnionych czy po prostu zregenerowanych po poprzednim sezonie pojazdów wyruszyć wreszcie na rajdowe trasy. Nietrudno więc było o błędy i awarie. To wszystko dodawało smaczku rywalizacji, która była dość nieprzewidywalna.

RMPST / CEZ
W tej grupie pojazdów najwięcej było nowości. Na nowe „furki” przesiedli się m.in. Włodek Grajek i Piotr Brakowiecki (BMW X5), Darek Jedliński i Piotr Oskwarek (również BMW, ale X3 NT-X6),  Rebeka i Grzesiek Jankowscy (Pajero), Sebastian Ciuła i Paweł Kołasiński (Chevrolet G1) czy Emil Grabowski, który również zmienił pilota na Łukasza Włocha (Toyota Land Cruiser). Największe zainteresowanie jednak budziło nowe auto Piotra Gadomskiego i Tomka Widery, czyli Renault Megane w kolorze czerwonego wina, bardziej jednak przypominające pojazd kosmiczny niż oryginał, a zwane przez załogę pieszczotliwie „Cukiereczkiem” (nazwa w 100% adekwatna do wyglądu!). Okazało się natomiast, że „Cukiereczek” ma dość poważne skłonności do tycia – po „najedzeniu” się piasku przytył o jakieś 100kg. Inne auta także potrafiły pokazać skrzętnie dotąd skrywane i niekonieczne pożądane właściwości, skutkujące z reguły awariami, a te z kolei mieszały w wynikach.
Już piątkowy prolog pokazał, że polskim załogom, mimo zdecydowanej przewagi liczebnej, nie będzie łatwo walczyć o najwyższe lokaty. Spodziewać się można było, że o wygraną w T1 i całym rajdzie „ciąć” się będą Marcin Łukaszewski i Magda Duhanik z Mirkiem Zapletalem i Bartkiem Momotem, podobnie, jak było to kilka dni wcześniej na Węgrzech. W grze mieli się liczyć także Tomas Ourednicek i Pavel Vaculik oraz Jes Munk i Rafał Marton, jak również Sławek Wasiak i Marcin Grydziuszko oraz Dariusz Jedliński i Piotr Oskwarek. Poniekąd te prologowe przewidywania się sprawdziły.

Nie dało się natomiast przewidzieć awarii wspomagania w Hummerze Zapletala, a tym bardziej dachowania Łukaszewskiego, a obie te przygody miały miejsce na pierwszym z sobotnich, ponad 170-kilometrowych odcinków. Po tym, jak po wybiciu na hopce na kilkaset metrów przed metą BMW Marcina Łukaszewskiego i Magdy Duhanik rolowało, skutkując m.in. wybitą szybą, rajd dla nich się zakończył. Natomiast Mirek Zapletal i Bartek Momot dotarli do mety, a w dodatku wywalczyli sobie 3. miejsce w T1 i generalce RMPST, a także 2. miejsce w klasyfikacji CEZ:
- „Baja Drawsko ostatecznie kończymy na 3 miejscu w generalce RMPST. Wynik o tyle satysfakcjonujący, że mimo prawie 5-minutowej straty do lidera po pierwszym OS-ie i 5 pozycji w generalce, udaje nam sie wskoczyć na pudło:). Pierwsze 170km przejeżdżamy bez wspomagania kierownicy i Mirek bardzo ciężko walczy o utrzymanie auta na trasie. Drugi OS jedziemy już bez awarii, pełnym ogniem i wygrywamy go, co pozwala nam wskoczyć na pudło” – podsumowywał rajd na Facebooku Bartek Momot. Jeśli chodzi zaś o walkę o najwyższy stopień „pudła”, to sprawdziła się zasada, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Tymi, którzy skorzystali z problemów swoich rywali, byli Sławek Wasiak i Marcin Grydziuszko.
Na dwóch sobotnich oesach zajęli oni 2 miejsce, ale tyle wystarczyło, by triumfować w całym rajdzie. Z pewnością do ich sukcesu przyczyniła się znajomość tras – wszak Carmont Baja Drawsko to „domowy” rajd Wasiaka. Takiego komfortu nie miał Duńczyk Jes Munk. Miał natomiast inny atut – świetnego pilota Rafała Martona. Ten duet wygrał OS2 i uplasował się na 3. miejscu na OS3, dzięki czemu zapewnił sobie 2. lokatę w generalce rajdu. Munk nie był zaś klasyfikowany w CEZ, dzięki czemu na podium tej klasyfikacji (3.miejsce) wskoczyli stali bywalcy polskich rajdów, nasi sąsiedzi zza południowej granicy Tomas Ourednicek i Pavel Vaculik.

Znacznie trudniejsze do przewidzenia były wyniki w grupie T2. Tu również nie brakowało nowości. W swoje nowe auto – Pajero – „wjeżdżali” się m.in. Rebeka i Grzesiek Jankowscy, których po kilkumiesięcznej przerwie można było znów zobaczyć na trasach:
- Samochód jest fantastyczny. Mieliśmy okazję testować go przed sezonem, ale dopiero na rajdzie przekonaliśmy się, że jest naprawdę szybki. Oczywiście, jeszcze musimy sporo trenować, żebyśmy mogli się „dogadać” i w pełni wykorzystać możliwości auta. Mimo, że to w dalszym ciągu auto grupy T2, jazda daje znacznie więcej przyjemności niż w poprzednio użytkowanej Navarze, można nawet mówić o pewnym zapasie mocy. W Drawsku starałam się ostrożnie wykorzystywać potencjał silnika, ale i tak nie obyło się bez „piruetu” na śliskiej nawierzchni - na szczęście bez żadnych konsekwencji. Pajero okazało się też wytrzymałe, przez cały rajd nie mieliśmy żadnej poważnej awarii – opowiada Rebeka Jankowska. Małżeństwu Jankowskich udało się osiągnąć 8. miejsce w grupie T2, co wcale nie było łatwym zadaniem, biorąc pod uwagę, że za nimi w klasyfikacji znalazły takie załogi, jak ubiegłoroczni mistrzowie Marcin Sobiech i Inez Kieliba czy Łukasz Lechowicz i Łukasz Solecki. Mety nie osiągnął także Emil Grabowski pilotowany przez doświadczonego i jak mało kto obeznanego z przepisami Łukasza Włocha.
Triumfy w Drawsku święcili natomiast zeszłoroczni mistrzowie Polski Paweł Molgo i Janusz Jandrowicz, którzy wystartowali w Carmint Baja Drawsko swoją T-dwójkową Toyotą Land Cruiser w ramach treningu do Silk Way Rally:
- Poszło idealnie, bo wygraliśmy grupę T2, a... nie mieliśmy tego w planie. I mówię to bez żadnej kokieterii. Nie zakładaliśmy walki o czołowe pozycje, mając świadomość, że startujemy autem, którego przeznaczeniem nie są trasy mistrzostw Polski, lecz długie, maratońskie odcinki na pustyni. Okazało się jednak, że nasza Toyota Land Cruiser na drawskim poligonie czuje się równie znakomicie jak na afrykańskich wydmach. Wynik uważam za rewelacyjny. Auto zdało egzamin, my również nie zawiedliśmy, co oznacza - przynajmniej w teorii - że jesteśmy przygotowani do startu w Silk Way Rally 2016 – mówi Paweł Molgo. Z kolei z pełną premedytacją o wynik w Baja Drawsko walczyli Robert Kufel i Daniel Dymurski, czego efektem było zajęcie przez nich 2. miejsca w grupie – z załogą NAC Rally Team przegrali jedynie o 24 sekundy!. Co ciekawe, niemal prosto z Drawska „Lopez” pojechał do Irlandii, gdzie u boku Wojtka Chuchały wygrał w klasie ERC2 w będącym rundą Mistrzostw Europy Circuit of Ireland Rally (rajd płaski). Natomiast podium T2 w Drawsku uzupełnili Grzesiek Szwagrzyk i Kuba Moliter.

W T3 w Carmont Baja Drawsko startowały dwie załogi – obie w Polarisach. Mniej szczęścia mieli Jacek Kozakiewicz i Łukasz Łaskawiec, którzy „polegli” na OS3, jednak zostali sklasyfikowani, uzyskując cenne punkty do klasyfikacji rocznej. Jak głosi stare rajdowe powiedzonko, „zwycięzcy są na mecie”, zatem naturalną koleją rzeczy zwycięzcami w T3 zostali Andrzej Miklaszewski i Jarek Małkus, którym tę metę udało się osiągnąć. Warto podkreślić, że znaleźli się oni na 19. miejscu w generalce, co podkreśla, że małe Polarisy wcale nie ustępują swoim „większym kolegom”.
Skoro mowa o „większych kolegach”, to nie można zapomnieć, że Carmont Baja Drawsko jest ucztą dla oka dla miłośników ciężarówek. Trzeba przyznać, że pojazdy te naprawdę robią wrażenie, szczególnie wtedy, gdy pędzą po trasach praktycznie nie zwalniając przez żadnymi przeszkodami, czego efektem bywają spektakularne loty czy jazda na dwóch kołach. A takie atrakcje kibicom w Drawsku zapewniły cztery czeskie załogi startujące w grupie T4. Przed metą „wykruszył” się jedynie Martin Kolomy w Tatrze 815, zaś pozostałe 3 załogi podzieliły między siebie rajdowe podium. Z Tatrami wygrał młody kierowca Martin Macik jadący Liazem. 2. lokatę zajął David Vrsecky za sterami Tatry Phoenix. Na najniższym stopniu podium stanął natomiast kierowca Tatry 815 4x4.1, Filip Skrobanek – dakarowy mechanik pokładowy Jarka Kazberuka i Robina Szustkowskiego.

Wyjątkowo liczna w porównaniu z zeszłorocznymi zmaganiami była w Drawsku stawka załóg z grupy TH. Do walki stanęło bowiem aż 8 załóg, w tym jedna zagraniczna – Czesi Vlastimil Forejt i Frantisek Prazak, jadący ostatnio rzadko spotykanym na rajdowych trasach Bowlerem Wildcat. Niestety goście szybko pożegnali się z Baja Drawsko, gdyż jedynym oesem, który udało im się ukończyć, był prolog. Ale nie tylko oni mieli kłopoty – do mety nie dojechał „Cukiereczek” Piotra Gadomskiego i Tomka Widery, Navara Grześka Marciniaka i Krzyśka Tomczuka (najszybszych na prologu), a także Range Rover Roberta Łyżwy i Michała Krotiuka. Natomiast o kolejności pierwszej trójki zadecydował pierwszy z sobotnich oesów, gdyż układ końcowej klasyfikacji był identyczny, jak miejsca zajęte na OS2. Najszybsi na tym odcinku, a zarazem w klasyfikacji rajdu, okazali się Krzysiek Antończak i Andrzej Mańkowski, którzy ubiegłoroczne Pajero zamienili na Navarę. Załoga z Drawska o ponad 17 minut wyprzedziła kolejnych zawodników, którzy przesiedli się na nowe auto – chodzi o Sebastiana Ciułę i Pawła Kołasińskiego, którzy z kolei Navarę wymienili na Chevroleta S1. Ten pojazd pozwolił im uzyskać 2. miejsce w TH. Natomiast zaledwie 17 sekund (!) do nich stracili zdobywcy 3. lokaty, wierni swojemu Nissanowi Patrolowi Aleksander „Fazi” Szandrowski i Rafał Płóciennik. Nie przeszkodziła im w tym awaria, która „dopadła” ich auto: - Po starcie wszystko wyglądało bardzo dobrze, trasa była świetnie przygotowana, ściganie się było więc czystą satysfakcją. Frajdy nie zepsuł nam nawet problem ze skrzynią. Jechaliśmy tylko na piątym biegu, mimo to utrzymaliśmy niezłe tempo, które po pierwszym odcinku pozwoliło zająć nam 3. miejsce w grupie TH – opowiada „Fazi”. Co więcej, awarii nie udało się usunąć podczas serwisu między odcinkami, a mimo to, na jednym biegu, dojechali do mety, utrzymując 3. lokatę.

Dość ciekawie potoczyła się rywalizacja w grupie OPEN. Wystartowały w niej 3 załogi – Krzysiek Biegun, który „rozstał się” z dotychczasową pilotką Olą Kujawą i na prawy fotel zaprosił Tomka Dołhana, Hubert Odejewski, który także swoją siostrę-pilotkę Dominikę zamienił na Karola Zygmunta, oraz Karol Mazur, który z kolei zmienił i auto (wrócił do swojego starego Pajero), i nawigatora (w poprzednim sezonie był nim Łukasz Włoch, a w Drawsku tę funkcję pełnił Paweł Ścibor). Jak się okazało, im więcej zmian, tym lepszy wynik – Mazur w swoim starym poczciwym Pajero i z nowym pilotem jako jedyny z grupy OPEN dotarł do mety rajdu i w ten sposób to jemu przypadł w udziale puchar za 1. miejsce. Zrekompensował sobie w ten sposób poprzedni sezon, w którym z powodu różnych perypetii wystartował tylko w Baja Poland, nie ukończywszy jej jednak z powodu awarii. Carmont Baja Drawsko dla Karola Mazura była zatem tym bardziej wyjątkowa, że tym razem to nie on, a jego rywale „polegli na polu walki”. Krzysiek Biegun nie dojechał do mety OS2, natomiast Hubert Odejewski „zaliczony” miał jedynie prolog. Obaj nie zostali sklasyfikowani w rajdzie, więc o pierwsze punkty w RMPST 2016 zawalczą dopiero w kolejnych rundach.

RPPST
Pomimo tego, iż załogi startujące w Carmont Baja Drawsko w ramach RPPST miały do przejechania o 150km krótszą trasę niż ich koleżanki i koledzy z RMPST (prolog plus 2 odcinki po 100km), to wcale nie mieli łatwiej. Wymagające trasy drawskiego poligonu także im dały się we znaki, powodując, że z liczącej 28 załóg stawki aż 9 nie osiągnęło mety (5 nie zostało sklasyfikowanych). Ale walka toczyła się nie tylko na oesach – „pucharowicze” wykorzystali bowiem możliwość składania protestów, co jest raczej rzadką praktyką w polskim cross country. Efekt? Parking strzeżony czynny całą dobę, czyli wydłużenie czasu postoju aut w parc ferme, co powodowało próby przekupywania sędziów słodkimi uśmiechami i trzepotaniem rzęs w celu uwolnienia pojazdów, a niekiedy spektakularnymi ucieczkami, jak w przypadku przybyłych z daleka załóg ciężarówek. Na nic się jednak zdały prośby i groźby, gdyż ZSS musiał protesty pucharowiczów rozpatrzyć. Pierwszy z protestów dotyczył załogi Tomek Stokłosa / Karol Trzebny, w których Pajero jeden z konkurentów dopatrzył się nieregulaminowych mocowań amortyzatorów. Protest po dodatkowym badaniu technicznym został przez sędziów uznany, a załoga wykluczona z rajdu. Drugi protest dotyczył Darka i Bartka Krzywkowskich (m.in. o podejrzenie nieprawidłowej chłodnicy), ten jednak został odrzucony, a panowie sklasyfikowani zostali na 3. miejscu w grupie S2 i 7 w pucharowej generalce. Co więcej, Krzywkowscy postawili też na postawę fair play, pomagając na trasie swoim kolegom z zespołu Rajdos Ekipos, Michałowi „Golonowi” Goleniowskiemu i Mateuszowi Królowi, co kosztowało ich kilkanaście minut, a tym samym wygraną w S2. Zaledwie nieco ponad minuta dzieliła ich bowiem od zdobywców 2. miejsca, Tomka Kobyłeckiego i Michała Pawłowskiego. Obie z tych załóg jechały Pajero, zresztą podobnie, jak niemal wszyscy uczestnicy w tej grupie. Załogi z S2 żartobliwie określają swoje zmagania „Pucharem Pajero” i w zasadzie tak było też w Drawsku. Z jednym wyjątkiem – Nissanem Patrolem Sebastiana Matyszczuka i Rafała Grzywacza. I ten „Puchar Pajero” wygrali właśnie oni! Warto podkreślić, że znaleźli się oni także bardzo wysoko w klasyfikacji generalnej – na 4. pozycji.

Dużo większa różnorodność pojazdów była w grupie S1. Jednymi z faworytów do wygranej zarówno w S1, jak i w generalce, byli jadący Wranglerem Tomek i Filip Gołka. Wygrali oni prolog i OS2, ale na OS3 ich „Cobra” postanowiła załodze z teamu „Bez Ciśnienia”  pokrzyżować plany: - Silnik zatarty, koniec zabawy. Przez dwa odcinki specjalne byliśmy liderami, 10 km przed metą silnik stracił ciśnienie… Bywa i tak .. Jak zawsze Bez Ciśnienia – komentuje Filip Gołka. Winna tej sytuacji okazała się dziura w silniku. Problemy z „sercem” dopadły również Pajero drugiej z załóg z teamu „Bez Ciśnienia”, czyli Maćka „Maneja” Manejkowskiego i Magdy Wruszak. W Carmont Baja Drawsko wystartowali oni swoją treningówką, która już na prologu objawiła problem z temperaturą. Grzejącym się autem pokonali oni jednak i prolog, i pierwszy z sobotnich odcinków, dojeżdżając do ich mety o własnych siłach. Ta sztuka nie udała się jednak na OS3 – auto, zgodnie z przewidywaniami, wyzionęło ducha: - Te ostanie 49 km odcinka specjalnego, które pokonaliśmy na pełnym ogniu nie zważając na żadne alerty, które pipkały i blyskały radośnie w kokpicie, to było najcudowniejsze 49km w moim życiu – mówił Maciek Manejkowski.
Tymczasem bez większych problemów drawski poligon pokonywał Jacek „Japa” Soboń, przemalowanym na ten sezon w odblaskowe barwy „Zjeebem”. Zmienił on nie tylko kolory, ale także pilota – tę funkcję w Drawsku pełnił dziennikarz TVN Turbo, Kacper Jeneralski. Załoga ta zajęła 2. miejsce na prologu i 3. na OS2, zaś osiągnięte na OS3 zwycięstwo pozwoliło im triumfować w S1-3000, całej S1 oraz w generalce. Ponad 13 minut stracili do nich jadący Patrolem K160 Tomek i Łukasz Kwiatkowscy, którzy uplasowali się na drugim miejscu. Trzecia lokata przypadła zaś w udziale załodze Land Cruisera w składzie Tomek Wojtyra i Maciek Kostrzewski. Nie byłabym sobą, gdybym pisząc o zmaganiach RPPST nie wspomniała o rodzinnej załodze w składzie Magda Gadaj i Mietek Gadaj i ich czerwonym Pajero. Owo Pajero było w minionym sezonie wybitnie kapryśne i bez skrupułów szarpało nerwy swojej załodze. W Drawsku przed startem rajdu również dało się im we znaki i zapowiadało się na powtórkę z rozrywki. Na szczęście od chwili startu spokorniało, dowożąc uśmiechniętą Magdę i jej równie uśmiechniętego tatę Mietka do mety rajdu. Cała trójka zajęła 7. miejsce w S2 i 16. w generalce.

PPRB
Zawodnicy startujący w Carmont Baja Drawsko w ramach PPRB zadbali o to, by sędziowie się nie nudzili. Na przegrupowaniu wręcz brakowało rąk do pracy, gdyż trzeba było tę niesforną gromadkę uporządkować. Na czym polegała ta niesforność? Otóż roadbook mówił „prosto”, a ślad mówił „w lewo”. I co tu wybrać? Ślad okazał się bardziej kuszącą opcją. A szkoda, bo meta znajdowała się na wprost. I takim to sposobem znaczna ilość zawodników przestrzeliła metę, czego efektem był brak wpisu na karcie drogowej, a konsekwencją – nadanie czasów i kar. A sędziowie jednak wolą się ponudzić niż wlepiać kary… Z punktu widzenia kibica natomiast ta sytuacja dodała pikanterii tym zmaganiom, bo dokonała totalnej rewolucji w wynikach. Zdecydowanie mniej do śmiechu było zawodnikom. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni – a jako ostatni śmiali się ci, którzy posłuchali roadbooka, a jednocześnie uniknęli problemów ze sprzętem.

W pięcioosobowej stawce motocyklowej, jaka zmierzyła się podczas Carmont Baja Drawsko, nikomu nie udało się uniknąć kar – różnice były natomiast w ich wysokości (od 2 minut do półtorej godziny łącznych kar). Zwycięzcą rajdu finalnie został najszybszy na ostatnim oesie Krzysiek Jarmuż na Hondzie. Drugą lokatę uzyskał Paweł „Szołek” Stefanicki, kierowca wyścigowy debiutujący w rajdzie baja: - Informacja o możliwości startu w Rajdzie Baja była dla mnie zaskoczeniem, a na przygotowanie do zawodów miałem dosłownie dwa dni, czyli nic – opowiada Szołek. - Dysponowałem całkowicie seryjnym motocyklem bez urządzenia do nawigacji ... no nie, przepraszam odkręciłem dla lusterka ;) Podczas drugiej pętli, kiedy liderowałem w rajdzie, jechałem jako pierwszy, ale koleiny z pierwszego przejazdu nie pozwoliły mi pomylić trasy ;) . Największym jednak problemem w pokonaniu trasy były długie odcinki specjalne i brak powiększonego zbiornika paliwa . Może to zabrzmi śmiesznie, ale musiałem jechać oszczędnie, a na metę odcinków specjalnych wjeżdżałem na oparach benzyny. Niesamowitą frajdę sprawiały mi techniczne, szybkie, utwardzone zakręty, natomiast zmorą były kopne piaskowe koleiny wydrążone przez samochody terenowe i ciężarówki . Jestem niezmiernie szczęśliwy z pokonania tej wymagającej trasy i pełen podziwu dla zawodników z motocykli i quadów, bo to nie jest proste jechać dwie godziny na czas balansując ciałem i do tego bez pilota . O lepszym wyniku w podwójnym debiucie nikt nawet nie marzył, a drugie miejsce na seryjnym motocyklu to rewelacyjny, można chyba powiedzieć historyczny wynik – cieszył się Stefanicki. O nieco ponad 8 minut pokonał on gościa z Czech, Lukasa Kvapila, który stanął na najniższym stopniu motocyklowego podium. Tuż poza podium znalazł się Piotr Zawiliński, który po odliczeniu kary byłby zwycięzcą rajdu, a został jedynie rekordzistą w kwestii uzyskanej kary – nałapał aż półtorej godziny!
Piąte, i choć ostatnie w stawce, to i tak zasługujące na uznanie miejsce zajęła zaś jedyna kobieta w stawce moto, Asia Modrzewska. Dla niej Carmont Baja Drawsko była prawdziwym wyzwaniem, gdyż był to jej pierwszy rajd po kontuzji nogi i związanej z nią kilkumiesięcznej rehabilitacji: - Baja Drawsko już za mną uff... Były to najcięższe 300 km oesowych w moim życiu, ale udało się dojechać do mety, z czego jestem mega szczęśliwa. Już na pierwszych km z rana przy minusowej temperaturze zastanawiałam się, co ja tu robię i po co mi to! Noga bolała, nie mogłam znaleźć pozycji, swojego tempa, koncentracja szwankowała przez co nawigowanie tez było problematyczne. Jeszcze daleka droga do powrotu do formy, ale jest światełko w tunelu ;) – opowiadała po rajdzie. Wystarczy jedynie dodać – szacun, Asia!
Nie lada gratką dla kibiców, jak również zawodników rywalizujących w grupie Q2, był udział w Carmont Baja Drawsko pięciokrotnego quadowego zwycięzcy Dakaru, Czecha Josefa Machacka. Również dla mnie wypisywanie kart drogowych takiej legendzie było wielką frajdą. Okazało się jednak, że ten, kto wygrywa Dakar, wcale nie musi wygrywać w Drawsku – i vice versa. Machackowi nie udało się dojechać do mety rajdu. Natomiast o wygranej w Dakarze 2018 marzy Maciek „Albin” Albinowski (nota bene uczestnik tego supermaratonu w 2012 roku), dla którego start w Baja Drawsko był elementem treningu do południowoamerykańskiego klasyka. Ten trening wypadł na tyle pomyślnie, że zapewnił Albinowi wygraną w Q2 i w nieformalnej generalce całego PPRB: - Rajd ten był dla mnie bardzo ciężki i wymagający, po pierwsze, że był to pierwszy start i wszystko jak zawsze było niewiadome. Ponadto na starcie pojawił się Josef Machacek, jest to najbardziej doświadczony i utytułowany zawodnik w Europie, zwycięzca rajdu Dakar i wielu innych największych rajdów świata. Rajd na Drawskich poligonach był bardzo ciężki i wyczerpujący ze względu na ponad 270 km odcinków specjalnych jakie pokonywaliśmy w sobotę. Na takich długich odcinkach wydarzyć może się dosłownie wszystko. Dlatego też nie tylko szybka jazda, ale także szczęście i dobra nawigacja przyczyniła się do osiągnięcia tego sukcesu – opowiadał Maciek Albinowski.
Nawigacja rzeczywiście okazała się kluczową sprawą w drodze do wygranej, bo gdyby nie ona, to w Q2 triumfy święciłby Adrian Janik, który był najszybszy na wszystkich 3 oesach. 16-minutowa kara zepchnęła go natomiast na 2. miejsce, za wyjątkowo zaprzyjaźnionego z roadbookiem Albina. Na 3. miejscu zaś uplasował się kolejny kierowca, który popisał się bezbłędną nawigacją, Piotr Serbista. Tuż za podium natomiast znalazła się jedyna kobieta w quadowej stawce, Agata Stefaniak. Drajwerka różowego quada, która w poprzednim sezonie zadebiutowała w rajdach baja (wcześniej startowała w zawodach cross country), była trochę przerażona brakiem strzałek nawigacyjnych na trasie i koniecznością jazdy wyłącznie według roadbooka (który zresztą nie chciał jej się zmieścić na przewijarce). Okazało się jednak, że jej obawy były nieco na wyrost, gdyż w przeciwieństwie do wielu jej quadowych kolegów, z tym zadaniem poradziła sobie na tyle dobrze, że przy jej nazwisku nie widnieje żadna kara.
Zawodnicy z grupy Q4 w Drawsku byli rekordzistami pod względem umiejętności zdobywania… kar. Spośród 11 zawodników z tej grupy gratisowych minutek ustrzegł się tylko jeden – ubiegłoroczny zwycięzca klasyfikacji rocznej Pucharu w Q4, Piotr Ceklarz. Niestety nie wystarczyło to na sięgnięcie po podium – zajął on 8. miejsce. Carmont Baja Drawsko była niezbyt udana także dla wicelidera PPRB 2015, Arka Lindnera, a także jego brata Radka. Radka dopadła awaria quada, zaś Arek widniał na 1. miejscu klasyfikacji, dopóki na jego koncie nie pojawiły się dodatkowe 3 kwadranse kar (ostatecznie zajął 5. miejsce). Jednak po rajdzie próżno było szukać na twarzach przesympatycznych braci Lindner rozgoryczenia – przy ich serwisie odbywała się bowiem huczna impreza z udziałem chyba wszystkich pozostałych na terenie parku serwisowym zawodników PPRB. Trzeba przyznać, że potrafią się oni bawić zarówno na trasach, jak i poza nimi. Największe powody do świętowania w Drawsku spośród zawodników z grupy Q4 miał natomiast Tomek Dębiński, który został zwycięzcą rajdu. 2. miejsce przypadło w udziale Grześkowi Brzezińskiemu, zaś na najniższym stopniu podium stanął Andrzej Pieron. O takim układzie sił w dużej mierze zadecydowała wysokość uzbieranych przez nich kar – Dębińskiemu sędziowie doliczyli jedynie 5 minut, Brzezińskiemu 15, a Pieronowi 30, a w klasyfikacji różnica czasowa między 1. a 3. miejscem wynosiła zaledwie nieco ponad 10 minut. Kar nie ustrzegł się także jedyny zagraniczny zawodnik w tej stawce, Duńczyk Nicholas Harkjaer, któremu na dodatek nie udało się ukończyć OS3. Miałam okazję zamienić z nim kilka słów po rajdzie (nota bene niosąc mu złą nowinę o naliczonej mu karze) i okazało się, że ten sympatyczny zawodnik nie dość, że nie okazywał żalu z powodu kiepskiego wyniku, to jeszcze był zachwycony swoją obecnością na polskim rajdzie. Mówił, że bardzo mu się u nas podoba i zamierza nas odwiedzać częściej (choć na Baja Carpathia nie pojawi się z racji zupełnie za dużej odległości).
10 Polarisów kontra CanAm – tak wyglądała gra o tron Carmont Baja Drawsko w grupie UTV. Mimo tak miażdżącej przewagi liczebnej załóg Polarisów, to jednak okazały się one dość kapryśne. M.in. Waldi i Kaja Wojnarowie, którzy jechali zgodnie z nazwą swojego zespołu „4fun”, to ten fun odbierał im złośliwy pasek, z którym co chwila użerał się Waldi. Skończyło się tym, że na metę OS3 ich Polaris wjeżdżał… na pasku, a dokładniej na lince holowniczej. Nie mniej problemów miała znaczna część pozostałych załóg Polarisów. W ogólnym rozrachunku na najwyższym stopniu podium znaleźli się zatem jadący CanAmem Łukasz Szymczak i Artur Janowski. Choć okazało się to dopiero po zakończeniu zmagań. - Jeszcze nie oficjalnie, ale wg wyników debiut wyszedł bardzo dobrze wręcz wzorowo.  Pierwsze miejsce w klasie UTV oraz pierwsze miejsce w klasyfikacji generalnej rajdu!  Jest wow! – cieszył się na mecie kierowca jednego z Polarisów, Mateusz Budziło. W minionym sezonie ten młody zawodnik był pilotem Roberta Lamenty, w tym roku zaś postawił na karierę solową. No, nie całkiem solową, bo do współpracy zaprosił Tomka Walocha, który z kolei został jego pilotem, zaś Mateusz zajął miejsce za kierownicą. Jego debiut w tej roli rzeczywiście wypadł fantastycznie i załoga Budziło / Waloch znalazła by się na 1. miejscu, gdyby nie skrócik, który niechcący zrobili na trasie OS2. Skutkował on 15-minutową karą, która pozbawiła tych wesołych, młodych chłopaków debiutanckiego triumfu. Choć 2. miejsce, które zajęli po naliczeniu kary, i tak jest świetnym wynikiem i dobrym prognostykiem na resztę sezonu. Trzecia lokata natomiast przypadła w udziale Nikodemowi Suzinowi i Michałowi Pielużkowi. Kolejne 2 miejsca zajęli Robert Dorosz i Michał Osuch (4. lokata) oraz Robert Lamenta i Piotr Osuch (5. pozycja). Na tym kończy się lista załóg UTV, którym udało się pokonać wszystkie 3 odcinki Carmont Baja Drawsko – 3 kolejne załogi nie ukończyły OS3, a trzy następne w ogóle nie zostały sklasyfikowane. Krótko mówiąc – pogrom! Ale… to je rally…



Dla sędziów Carmont Baja Drawsko była chyba wcale nie lżejsza niż dla zawodników. Pracy było mnóstwo, a komplikowały ją jeszcze różne nieprzewidziane sytuacje, jak choćby błądzenie zawodników czy „aresztowanie” pojazdów w parc ferme. Niemniej jednak humory nam dopisywały, co było wynikiem tego, że ekipa sędziowska była wyjątkowo zgrana (nawet obcą mnie po raz kolejny potraktowali jak swoją) i złożona z prawdziwych pasjonatów. Podsumowując Carmont Baja Drawsko nie mogę więc pominąć pochylenia czoła przed dowodzącą tą wesołą sędziowską gromadką Magdą Lewandowską, jak i wszystkim przesympatycznym sędziom, z którymi miałam ogromną przyjemność współpracować. A zatem – WIELKIE DZIĘKI!

fot. Dariusz Krupa, Katarzyna Lewandowska / Dariusz Bieńkowski, AM, sport4x4

AM
<< powrót
Dodaj do:





X