Akcesoria i wyposażenie
australijskiej firmy ARB znajdziesz w ofercie naszego sklepu 4x4.


Tuleje zawieszenia


Bagażniki dachowe

[2005-07-01]
Widomości z wczorajszego V etapu rajdu Berlin-Wrocław.
 
Łączna długość 325 kilometrów w tym 270km odcinków rajdowych.

Jest to najdłuższy i najbardziej wyczerpujący etap w całym rajdzie.

Podział na odcinki:
1. 75 km rajdowych, potem 24 kilometrowy łącznik z czasem dojazdu na następny odcinek 120 minut
2. 120 km rajdowych, 4 (cztery) km łącznika z czasem dojazdu 10minut
3. 17 km rajdowych, 35 km łącznika, czas dojazdu 90 minut
4. 60 km rajdowych

Już przed startem do pierwszego odcinka okazało się, że jednego z nowo założonych Simexów ucieka powietrze. Mechanicy zespołu Hubert i Staszek szybko wymienili wadliwe koło na nowe i załoga Gryszczuk-Krawczyk wystartowała o czasie.

Podczas pierwszego odcinka udało się załodze odrobić stracony wczoraj czas i dzięki temu przeskoczyła z 10 pozycji startowej na 6. Odcinek był szybki i bardzo pylisty, a wyprzedzanie dochodzonych załóg praktycznie nie możliwe ze względu na kompletny brak widoczności. Do tego odcinka załoga wystartowała bez wyciągarki w której padł silnik robiąc na "śniadanie" zwarcie w całej instalacji.

Po zakończeniu etapu pierwszego została zamontowana nowa wyciągarka i załoga ruszyła do miejsca startu tego odcinka. Po drodze auto zostało poddane lekkiej kosmetyce polegającej na sprawdzeniu i dokręceniu kół oraz zatankowaniu na dwa kolejne odcinki. Podczas pierwszego odcinka Tomkat spalił 50 litrów benzyny.

Drugi najdłuższy odcinek tego dnia okazał się jednym z najtrudniejszych nawigacyjnie odcinków całego rajdu. Liczne rozjazdy i krótkie manewrówki powodowały maksymalne skupienie załogi na jeździe. Juz po 30 minutach trwania tego odcinka załoga wysforowała się na prowadzenie po stoczeniu ostrej walki z poprzedzającymi ją dwoma Suzukami i Gelendą.

Decydująca walka rozegrała się na brodzie przez rzekę gdzie dogoniona Gelenda pojechała środkiem w najgłębszą wodę, a Suzuka wyprzedziła obserwującego drogę Gelendy Tomcata prawą stroną. Atak ten się nie powiódł bo muliste dno brodu zatrzymało silnik Suzuki. Tomcat został przeprowadzony przez pilota lewą stroną wody i po krótkim winczu (za kotwice posłużył Unimog organizatora) wyciągnięty na brzeg.

Druga Suzuka została dogoniona po kolejnych minutach pościgu i oddała prowadzenie po krótkiej walce na szerszej części trasy. Załoga była zmuszona wyrzucić z auta trapy w połowie odcinka ponieważ zaczęły latać po pace i groziło to uszkodzeniem zbiornika paliwa.

Sam odcinek był rozgrywany w bardzo dużym upale. Woda w chłodnicy miała non-stop 100 stopni C. Wentylatory chodziły na okrągło na równo z nagrzewnicą w środku odprowadzając ciepło z silnia, olej w skrzyni biegów tak się rozrzedził, że automatyczna skrzynia miała widoczne długie zawahania przy zmianie biegów. W takich warunkach załoga co pewien czas zwalniała dając wytchnienie sprzętowi, ale i tak na metę odcinka udało się dotrzeć z przewagą 9 minut na pozostałymi uczestnikami rajdu.

Odcinek trzeci 17 kilometrowy był prawdziwym zrywem do walki. Jeżeli średnie przejazdu poprzednich odcinków wynosiły pomiędzy 50, a 60 km/h to ten odcinek załoga ukończyła ze średnią prędkością prawie 100 km/h. Trasa odcinka była krótka, ale bardzo wyboista i kręta - maksymalnie nawigacyjna i maksymalnie zmuszająca kierowcę do nagłych przyspieszeń i hamowań przed hopami (teren poligonu w Żaganiu). Najtrudniejszym fragmentem była piaszczysta patelnia z nielicznym drzewkami, jamami jak małe domki, śladami po czołgach w każdym kierunku gdzie załoga miała znaleźć "słabo widoczny szlak" idący trochę prosto, potem lekko w lewo, w prawo, do tyłu, w lewo i na wprost, a na koniec wypatrzeć "gdzieś" kawałek murka za siatką i tam pojechać. Pomimo tych utrudnień odcinek załoga Gryszczuk-Krawczyk ukończyła odrabiając aż 40 minut do prowadzącego.

Czwarty etap rozgrywany był na poligonie w Świętoszowie. Tak wyboistej trasy jak do tej pory nie było na żadnym odcinku rajdu. Same dziury, jamy na koła, czołgowiska z głazami i kawałkami betonu oraz piaszczyste drogi zwalniające Tomcata do nawet 20 km/h dały się naprawdę we znaki. Na tym odcinku pękł przewód od zbiorniczka wyrównawczego prawego przedniego amortyzatora, ale ze względu na liczne dziury to tylko minimalnie spowolniło jazdę. Na metę tego odcinka kibicowaną przez ostanie 3 kilometry na każdym zakręcie załoga wjechała o godzinie 20:00. Następne auto (Gelenda) przyjechało ponad 50 minut później, a Suzuki dopiero po 2 godzinach.

Klasyfikacja po 5 etapie:

- Albert Gryszczuk i Michał Krawczyk - 2 miejsce w generalce (osobowe i ciężarowe) i pierwsze pole startowe do dzisiejszego etapu ze względu na zrobione czasy przejazdu wczorajszych odcinków.

Strata do prowadzącej Gelendy 35 minut (a jednak wrócili o 20 minut wcześniej tylko długo stali na mecie).

Brat pilota Paweł przywiózł pożyczonego od Marka Adamczyka z Warszawy jednego Ohlinsa (amortyzator) w którym pękł wężyk do zbiorniczka wyrównawczego oraz komplet Foxów od Turchana i Modża (dzięki chłopaki !)

- Robert Górecki i Ernest Górecki - 39 miejsce w generalce (24 wśród samochodów osobowych) - po ukończeniu wczorajszego trzeciego odcinka zostali zaholowani do bazy z wydmuchaną uszczelką pod głowicą (motor gotował się im już podczas drugiego odcinka, a na trzecim powiedział, że ma dosyć). Niestety na start w czwartym odcinku nie mieli szans.

Serwisanci Hubert, Stachu, Moli i Marek obsługiwali nasze dwa auta do samego rana tak, że auto Góreckich już gada - 6 rano, nowa uszczelka i stara głowica która ujdzie w tłoku. Tomcat - nowy amortyzator, olej w skrzyni, wąż od pompy wody który dostał purchla wielkości kciuka od przegrzania, oraz dokręcone wszystko ci się da (na fotce Moli śpi pod Tomcatem tam gdzie skończył walkę)

- Hornik 44 miejsce w generalce

Bardzo dużo załóg pogubiło się na drugim etapie, trzeci robiło o zmierzchu, a na najtrudniejszy czwarty wjechało dopiero o zmroku. Ostatni zawodnik dotarł do mety o 7 rano w związku z czym przesunięto dzisiejszy start na godzinę 10:00 (motocykle, samochody o 11:00)

Ciekawostka:
- w kasku nie da się pływać ? głowa idzie pod wodę.
- przy szukaniu brodu przez Kwisę pilot po znalezieniu przejazdu musiał wykonać nura w bok bo poczuł na plecach falę robiona przez jadącego za nim Tomcat, a że ten zaczął odpływać kierowca musiał dać gazu
- mikrofon i głośnik wbudowany w kask nie są wodoszczelne - test j.w.

Michał Krawczyk
<< powrót


KOMENTARZE Tylko zalogowani użytkownicy mogą
rozpoczynać nową dyskusję.






X