Akcesoria i wyposażenie
australijskiej firmy ARB znajdziesz w ofercie naszego sklepu 4x4.


Tuleje zawieszenia


Bagażniki dachowe

[2004-04-06]
Zawodnicy Orlen Team startujący w Tunezji zakończyli pierwszy z siedmiu dni zmagań na wysokich pozycjach.
 
Zawodnicy Orlen Team startujący w Tunezji zakończyli pierwszy z siedmiu dni zmagań na wysokich pozycjach. Na etapie El Kantara-Nekrif nawigacja odbywała się bez odczytu punktów GPS. To pierwsza z trzech zaplanowanych atrakcji tego typu. Pomimo przygotowanych przez organizatora utrudnień miłą niespodziankę sprawił zwłaszcza kapitan zespołu, Jacek Czachor - zajął siódme miejsce, tak samo jak załoga Łukasz Komornicki / Rafał Marton.

Dzień rozpoczął się dla Jacka już o 5.30 rano. O tej godzinie nowy mechanik Czachora, niemiec Holger Roth zarządził przymusową pobudkę. Sam położył się spać po 4 nad ranem. Do świtu sprawdzał każdą możliwą część w KTM-ie 660 Rally Factory Replica z numerem 10. To jego debiut w polskim zespole, ale takich rajdów jak Optic 2000 Tunisie zaliczył już kilkadziesiąt a do tego 16 "Dakarów". Do poruszania się po Tunezji nie potrzebuje już mapy. Ma swoje ulubione, dobrze znane kawiarnie i sklepy na trasie zawodów. Pomimo 60 lat na karku tryska energią i humorem. Najczęściej wypowiadanym przez niego zdaniem jest "keine problem!".

Ten optymizm udzielił się również Czachorowi. Słysząc dobiegający zewsząd ryk startujących maszyn, rzucił: "Skrytym przepalaczom mówimy stanowcze: nie!". Po czym pojechał za najbliższą wydmę, żeby w kameralnej atmosferze 100 decybeli sprawdzić rezultaty pracy Holgera. Po powrocie był z nich conajmniej zadowolony.

Miły prezent sprawiła mu ekipa mechaników Łukasza Komornickiego i Rafała Martona. Jacek otrzymał kilkadziesiąt litrów specjalnego paliwa rajdowego. Zanim bus serwisowy przejechał dwieście metrów po odbiór podarunku, po beczce zdążyła już przejechać potężna ciężarówka serwisowa Mitsubishi. Na ziemi leżał przedziwny twór, którego kształtów nie powstydziłby się sam Picasso. Ale jak głosi przysłowie: "Darowanej beczce nie zagląda się..."

Dzisiejszy etap miał być tylko rozgrzewką. O ile pogoda była wręcz wymarzona do ścigania - 25 stopni i bezchmurne niebo - to trasa wymagała sporego wysiłku. Przede wszystkim fizycznego. Rafał Marton, "umysłowy" Łukasza Komornickiego: "Ciężki odcinek, nie było gdzie odpocząć. Mnóstwo kamieni, sporo zakrętów. No i do tego naprawdę konkretne prędkości! ".

Na potwierdzenie tych słów Rafał zajrzał do komputera pokładowego, tzw. haldy. Okazało się, że dziś pędzili po odcinku specjalnym 178 km/h. Nie obyło się jednak bez drobnych przygód. Łukasz Komornicki: "Zahaczyliśmy lekko o mostek, poszła osłona prawego reflektora. Oprócz tego przydarzył się też lekki stempel, czyli odciśnięcie maską logo "Mitsubishi" na ziemi. W sumie naszych mechaników czeka tylko kosmetyka i standardowy serwis. Jesteśmy na mecie i to na dobrej pozycji. Nasi najwięksi konkurenci mieli mniej szczęścia ".

Faktycznie, w rajdzie nie liczy się już jeden z faworytów, Hiroshi Masuoka. Startujący fabrycznym Mitsubishi Pajero Evo 2 (biorąc pod uwagę ogrom szaleństwa jaki doprowadził do powstania tej konstrukcji, równie dobrze mógłby reprezentować zespół Satan-Japan Racing Team) japończyk zaparkował na parę godzin na pustyni. W jego "Miśku" uszkodzeniu uległo sprzęgło. Hiroshi został odholowany na biwak, otrzymał karę za ominięcie punktu kontrolnego i jutro wystartuje z odległej pozycji, żeby testować nowe rozwiązania w aucie.

Już podczas prologu w Levens faworytem strażaków (po francusku "Sapeurs-Pompiers") został Nicolas Misslin. Dojechał wtedy na metę z palącymi się hamulcami, znacząc teren wyciekającym z układu płynem. Podczas dzisiejszego odcinka specjalnego jego Mitsubishi Pajero uległo calkowitemu spaleniu już na drugim kilometrze. Pod maska białej terenówki - oprócz płomieni - pracował silnik o poj. 4000 ccm z Forda. Tę jednostkę skonstruował dla Misslina weteran i legenda rajdów terenowych, sam Jean-Louis Schlesser. Jakoś młodość (22 lata "Nico") tym razem nie poszła w parze z doświadczeniem...

Doświadczenie z poprzedniego roku z pewnoscią wykorzystał Carlo de Gavardo. Z powodu złego opisu trasy na 6. km pierwszego odcinka specjalnego (lub jak wola nasi policjanci - "z powodu niedostosowania prędkości do warunków na drodze") wpadł w ogromną wyrwę z prędkoscią autostradową i złamał obojczyk. Dziś przemykał po kamienistych szlakach niczym kozica, z gracją prowadząc swojego fabrycznego KTM-a 450.

Było coś o gracji? Otóż Matteo Graziani stracił do Chilijczyka tylko pięć sekund na 281 km. Może powodem tak dobrego występu jest prototypowy silnik o pojemnosci 500 ccm, który zamontowano w maszynie Włocha? Ale o tym "cicho sza!", bo nawet sam Matteo wciska dookoła kit jakoby jechał "siedemsetką". Szkoda tylko, że zarejestrowaną w Austrii, w mieście gdzie swoją fabrykę ma producent motocykli KTM.

Niech tkwi na razie w błedzie. A byli w nim ci, którzy watpili w umiejętności Jacka Czachora. Płynac do Afryki "Czacha" domagał się jak najszybszego zejścia na ląd. Był głodny jazdy. Po dzisiejszym etapie może być zadowolony i syty, Startując z 34. pozycji zajął 7. miejsce, plasując śię tuż za armadą zawodników fabrycznych no i Grazianim. Do tego wyprzedził m.in. zwycięzcę prologu, fabrycznego torreadora Isidre Esteve Pujola. Na mecie pomimo zmęczenia trudami odcinka, Jacek był wyraźnie zadowolony. No może nie od razu... "W mordę, poszedłem w kanał na 10. km przed metą. Straciłem jakieś dwie minuty. Miałem dziś zyskać na nawigacji a załatwiłem się jak turysta! "

Nastrój poprawił mu po chwili Marek Dabrowski (coraz lepiej czujący się w roli reportera: "Praca dziennikarza jest bardzo ciężka") ogłaszając wywalczony przez Jacka rezultat - 7. miejsce. Czachor podsumował: "No to ładnie. Zwłaszcza, że przecież w Polsce z powodu pogody nie można było trenować po "Dakarze". Widzę braki w swoim przygotowaniu, trochę mi betonowało łapy od tych dziur. Musiałem też ciagle uważać na ślizgajace się na kamieniach opony. Jestem zadowolony, z rajdu na rajd bedzie coraz lepiej ".

"Rallye Optic 2000 Tunisie" rozpoczął się równie szczęśliwie dla Łukasz Komornickiego i Rafała Martona. Po zdobyciu 7. miejsca na pierwszym etapie Polacy w srebrno-czerwonym Pajero są na najlepszej, liczącej w sumie prawie 300 km drodze do powtórzenia a nawet poprawienia zeszłorocznego rezultatu - 4 lokaty. Zwłaszcza, że ich najwięksi rywale wykluczają się na własne życzenie lub z powodu złośliwości rzeczy martwych. W gronie pechowców, oprócz wspomnianych już Masuoki i Misslina, znalazł się też Kenjiro Shinozuka, demolujący skrzynię biegów w swoim Nissanie.

Ciepło - i to dosłownie - było w Evo 2 Stephane'a Peterhansela. Siedmiokrotny triumfator "Dakaru" pędził po pewne zwycięstwo w zeszłorocznej edycji rajdu "Optic 2000 Tunisie". Na kilkanaście kilometrów przed metą ostatniego sprawdzianu jego samochód stanął w płomieniach. Milion Euro zamieniło się w kupę stopionego plastiku i wysokogatunkowej stali. Dziś Peterhansel dojechał na metę kopcącym się autem. Próbował zgasić pożar jeżdżąc w kółko swoich samochodów serwisowych. W końcu okazało się, że zamieszanie spowodowały kępy suchej trawy, które dostały się na rozgrzane hamulce. Było blisko...

Jutro, 7 kwietnia będzie coraz dalej. Dalej na południe Tunezji i po coraz dłuższej trasie. Etap Nekrif-Nekrif, rozgrywany jako pętla ze startem i metą na biwaku w Nekrif, liczy 339 km, z czego 307 km to odcinek specjalny. Ma być mocno zróżnicowany terenowo, szybki i jednocześnie techniczny. Czyli to co tygrysy (orły) z Orlen Team'u lubia najbardziej!

autor: Grzegorz Dąbrowski
źródło: www.orlenteam.pl
<< powrót


KOMENTARZE Tylko zalogowani użytkownicy mogą
rozpoczynać nową dyskusję.






X