Akcesoria i wyposażenie
australijskiej firmy ARB znajdziesz w ofercie naszego sklepu 4x4.


Tuleje zawieszenia


Bagażniki dachowe

[2008-07-09]
Paweł Oleszczak / Maciej Chełmicki na mecie 14 Rajdu Drezno - Wrocław jako najlepsza Polska załoga.
 
Paweł Oleszczak i Maciej Chełmicki startujący zmodyfikowanym Jeepem Wranglerem zajęła ósme miejsce w klasyfikacji generalnej samochodów i pierwsze w klasyfikacji polskich załóg.

Do sobotniego prologu wystartowaliśmy z bardzo dalekiej, bo 212 pozycji, był to bardzo krótki odcinek na sztucznie przygotowanym torze, z wieloma trudnymi przeszkodami, ukończyliśmy go na bardzo wysokim - 23 miejscu.

W niedzielę, pierwszy etap rajdu rozgrywany był obok Tropical Islands, była to krótka bo tylko 8 kilometrowa pętla, pokonywana 3 razy, ze startu równoległego po 4 samochody. Odcinek był momentami bardzo podobny do tych znanych z rund RMPST, pewien jego fragment nazwaliśmy "Góra Kalwaria". Odcinek ten wygrał Damian Baron jadący "Smoczycą", my ukończyliśmy go ze stratą do lidera tylko 11 minut na 24 miejscu.

Poniedziałkowy etap z Gubina do Żagania, kończymy na 23 miejscu, kilka minut przed nami Kozioł, Tolak, Ostaszewski. Schwarz trzeci, Baron czwarty ze stratą zaledwie kilku minut do zwycięzcy Kovacheva.

Wtorkowy etap składający się z dwóch odcinków, rozpoczęliśmy dość pechowo, najpierw urwane przewody hamulcowe na tylnym moście uniemożliwiły nam szybką jazdę w powodu braku tylnych hamulców, potem na dojazdówce do drugiego odcinka uszkodzeniu uległ tylny wał. Musimy naprawić samochód, w efekcie spóźniamy się na start i otrzymujemy prawie półtorej godziny kary.

Do środowego, IV etapu, podobno najtrudniejszego a na pewno najdłuższego na tym rajdzie, startujemy niestety dopiero z 84 miejsca. Do pokonania mamy cztery odcinki 110, 36, 27 i 120km, razem z dojazdówkami to 480km. Pierwszy odcinek to zmodyfikowana trasa III etapu w Żaganiu, w sumie na nim wyprzedzamy kilkanaście samochodów. Dwa następne to bardzo szybkie i nawigacyjne odcinki, ciężko w kurzu wyprzedzać, mijamy kilka zagotowanych i zepsutych aut.
Docieramy do startu do ostatniego odcinka, jest 18:40, wątpimy czy dojedziemy dziś do mety, o nocnej jeździe krążą tu już legendy. Niestety po całym dniu jazdy, na trasie wychodzą pierwsze objawy zmęczenia, kilka minut nie uwagi, jadąca przed nami IFA która nie daje się w żaden sposób wyprzedzić, wykonuje swój ulubiony numer, przed którym przestrzegał nas wcześniej Trasek, puszcza nas - grzecznie hamulce i kierunek w prawo, zjeżdza ustępując nam drogi, kratki się mniej więcej zgadzają, jak za chwilę się okazuje nie zgadzają się wcale, tracimy 6km i kolejne minuty.
Trudna nawigacja, kolejne przeprawy błotne, na nich wyprzedzamy kolejne auta, na trasie zaczyna się robić ciemno i jakby pustawo, przed nami nie widać nawet kurzu. Trzy kilometry przed metą zatrzymujemy się przy samochodzie Mirka Kozła, podwójny przewrót przez przód, na szczęście chłopakom nic się nie stało.
Meta uff... Jest Kilka minut do 23, nie mamy siły nawet iść się umyć przed spaniem.

Czwartkowy V etap rozpoczynamy z 37 miejsca, według kolejności zajętej w pierwszej części "Hannibala", powoli odrabiamy straty, końcowe wyniki środowego etapu organizatorzy podadzą dopiero po południu.
Na mecie wczorajszego etapu nadal nie zameldowały się aż 23 załogi. Dziś do pokonania mamy 120km odcinka z kilkoma przeprawami i pierwszym check pointem odnajdywanym na azymut, który znajdujemy bez problemu. Dziś chyba zaczyna się prawdziwy rajd, ten pierwszy CP to łąka z rowem na końcu, przed nami chyba 30 wklejonych aut, w samym środku Ural Krzyśka Ostaszewskiego, mały kłopot sprawia nam tylko rowek na końcu, do CP podjeżdzamy w samej czołówce jako 6 auto.
Dalej na trasie wieje pustką, w czubie jedzie się dużo łatwiej, wszystkie pozostałe przeszkody pokonujemy z głową i o dziwo bez wyciągarki. Na którymś z kolei CP po pokonaniu wcześnijszego rowu, słyszymy od organizatora "Sehr schon!!". Budujące. Jedziemy dalej, do samej mety praktycznie bez przygód.
W bazie już wiszą wyniki, w generalce po IV etapie jesteśmy na 19 miejscu. Jest dobrze!

W piątek startujemy z 16 miejsca. Pełen optymizm i luz. Na starcie okazuje się że GPS nie działa. Nie jest dobrze, dziś na trasie mamy do wyznaczenia z punktu kontrolnego A, punkt kontrolny B odległy ponad 5km, nie jest łatwo, stara eXplona wskazuje nam tylko kierunek, ale nie sam punkt, po godzinie błądzenia wraz z dwoma innymi autami dogania nas Kowal, na metromierzu mamy nakręcone prawie 30km, Piotr ma lekko ponad 5000m. Po następnych kilkunastu minutach, wreszcie odnajdujemy drugi punkt kontrolny. Z nigo startuje dalej roadbook. Przed nami zupełnie pusto, na mecie meldujemy się jako piąte auto i pierwsi Polacy. W klasyfikacji końcowej odcinka jesteśmy na 6 miejscu.

Sobota, ostatni etap rajdu, start planowany o 11.00, przesunięty o godzinę ze względów bezpieczeństwa, na trasie jest za dużo motorów i quadów.
Trasa to tylko 72km, jechane w dwóch, minimalnie różniących się pętlach. Chwilę przed startem dowiadujemy się, że mamy 10 miejsce w generalce a wśród polskich załóg samochodowych pierwsze. Różnica do 11 jest około 30 minut, do 9 – kilkanaście. Wspólnie szybko ustalamy taktykę. Do zyskania mało różnice w godzinach, do stracenia wszystko. Z uśmiecham na ustach, lekko podniesionym ciśnieniem i z premedytacją startujemy na samym końcu naszej dziesiątki. Koledzy, jak widać sekundy po starcie, dalej nie trzymają ciśnienia i niektórym chyba skoczyło aż zanadto :-). My jedziemy swoje. Pierwsza przeprawa przez rów z wodą mijamy wklejonego Piotra Kowala i kilka innych aut walaczących o życie – wystarczyło się lepiej rozejrzeć. Na trasie straszny kurz, to nie wiarygodne ale ciężko jechać momentami nawet 15km/h, nic nie widać. Linię startu mijamy jako drugi samochód z naszej dziesiątki, niestety nie mieliśmy tyle szczęscia co samochód przed nami, zdążyły wystartować ostatnie – najwolniejsze ciężarówki, dwa białe czteroosiowe MAN'y już wcześniej były naszą zmorą, wyprzedzamy je ścinając zakręt drogą w lewo, niestety już do końca odcinka przed nami kłębi się dziki tłum ponad stu samochodów jeżdzących we wszystkie strony.
Dojeżdzamy do mety. Ufff to wreszcie koniec, choć wcale nas ten rajd nie zmęczył.

Muszę przyznać, że nie wierzyłem, że nam się uda dojechać do mety, nie wątpliwie ogromną zasługę ma w tym Paweł, który przygotował samochód do startu i jechał nim w sposób bardzo oszczędny, usuwając na rajdzie tylko drobne usterki.

Tegoroczny rajd Drezno-Wrocław to nie był wyścig o sekundy, różnice idą w dziesiątki minut a nawet godziny, Paweł szybko musiał dostosować swój styl jazdy, znany nam z wielu rund RMPST do nowych realiów i doskonale mu się to udało. Dużym zaskoczeniem dla nas było na ogłoszeniu wyników to, że przeskoczyliśmy jeszcze dwa miejsca w górę.

ZOBACZ:

Wystartowaliśmy w 14 rajdzie Drezno-Wrocław dzięki firmom:





oraz CHINALSKI
FIRMA HANDLOWA


<< powrót
Dodaj do:


KOMENTARZE Tylko zalogowani użytkownicy mogą
rozpoczynać nową dyskusję.






X