|
[2012-06-01] |
Ladoga Trophy - etap 5 i 6. |
|
Brody i pływające łąki
Środowa rywalizacja miała miejsce w okolicach nowego kampu na północ od St. Petersburga. Uczestnicy musieli pokonać około 11 kilometrowy odcinek specjalny, który składał się w dużej części z pływających łąk. Największym utrudnieniem dla zawodników było pokonanie rowów z głęboką wodą. Przejazd wymagał doboru właściwego toru jazdy i asekuracji w razie utknięcia samochodu. W użyciu często były trapy, a także wyciągarka. Odcinek zakończył się spektakularnymi przejazdami przez rzeką, za którą zlokalizowana była meta.
Mówi Marcin Łukaszewski – "Dziś na własnej skórze się przekonaliśmy, że nie jesteśmy w stanie rywalizować z Rosjanami bo na łące gdzie mieliśmy kłopoty oni poruszali się ze znacznymi szybkościami. Ich pojazdy w 100 % przygotowane są do tutejszych terenów i widać, że kierowcy mają duże doświadczenie. Robimy swoje, staramy się jechać na 110 %. Dzień był torfowo – łąkowy, na dodatek sporo było poprzecznych rowów z wodą, gdzie musieliśmy szukać odpowiedniego miejsca by przeskoczyć na drugą stronę. Zdarzały się takie sytuacje, że jechaliśmy sami, a nagle z boku wyskakiwała jakaś załoga i była daleko przed nami – to świadczy o znajomości specyfiki terenów. Oes zakończył się bardzo wartką rzeką, którą znaliśmy z zeszłego roku. Tam pomagaliśmy Kamilowi Podolakowi bo jego quad został porwany przez nurt".
Morenowe jezioro
Szósty dzień rywalizacji w okolicach Pitkaranty odbył się na terenach z polodowcowym krajobrazem. Oprócz pływających łąk i bagien, zawodnicy poruszali się także po kamieniach. Ciekawym zakończeniem odcinka specjalnego był przejazd przez "kamienne oziero". Załogi musiały przeprawić się przez wodę, poruszając się po ogromnych głazach. Załoga Off-roadsport Titanium nie może zaliczyć tego dnia do szczęśliwych. Z powodu awarii koła i chłodnicy nie zmieściła się w limicie czasowym, za co przysługuje kara.
Opowiada Marcin Łukaszewski – "To był bardzo pechowy dzień. Zaczęło się od kapcia na drodze dojazdowej. W środę naprawialiśmy dwa przebite koła, ale jak widać nie zostało to dobrze zrobione. Opóźniliśmy trochę start, ale mieszcząc się w 30 minutach regulaminowych. Zaraz za startem skorzystaliśmy z kompresora Kasi i Kamila i napompowaliśmy koło. Odcinek zaczął się łąkami, było też trochę kamieni i na szczęście zabrakło długich, błotnych dróg. Na jednym z zimników, który był gęsto porośnięty drzewkami przebiliśmy osłoniętą chłodnicę. Dziura była dosyć spora, pomimo tego, że miała jakieś 5 cm, udało się ją zacisnąć uszczelnić, zaciskając żabką. Plus jest taki, że tu wszędzie jest woda, w rowach, na bagnach więc nie mieliśmy kłopotu z jej napełnieniem. Strata czasowa związana z awariami, nie pozwoliła nam ukończyć odcinka w limicie czasowym 5 godzin. Zabrakło niewiele bo skończyliśmy 1,5 kilometra przed metą".
|
<< powrót |
|
|
|