Jarek Kazberuk:- Po wczorajszym dobrym wyniku, na dwa oesy przed końcem, dostaliśmy
„team order” aby nie przekraczać prędkości maks. 140 km/h. To nie
pozwoliło mi zawalczyć na drugiej, bardzo szybkiej części oesu.
Pierwsza to ściany piachu, kawałek oesu z niełatwymi, wysokimi wydmami.
Szary, dziwny piach… Jechaliśmy dosyć płynnie, raz się zakopaliśmy, raz
musieliśmy wymienić koło. Upal straszny, temperatura w kabinie jak w
piekarniku. Bardzo ciężka dojazdówka, ponad 280 km po bezdrożach,
przypominająca oes. Jesteśmy kompletnie wykończeni. Naszym marzeniem
jest dojechać to piekło.
Robert Szustkowski: - Jeszcze
jutro ponad 700 km, ostatni dakarowy oes przede mną i marzenia o
upragnionej mecie w Buenos się zrealizują. Aż trudno w to uwierzyć, co
wieczór koncentrujemy się na kolejnym odcinku, i planujemy jak
przetrwać to piekło. Myślę, że jak na debiut, oczywiście z mocnym
wsparciem i doświadczeniem Jarka, obecna pozycja jest
satysfakcjonująca. Dakar to naprawdę morderczy rajd, dla ludzi i
sprzętu. W dodatku ten potworny upał, przygotowanie fizyczne ma też
ogromne znaczenie. Jutro po skończonym etapie, mam nadzieję, że
pomyślnym dla naszego zespołu, zostawiamy sprzęt w parc ferme. W
niedzielę uroczyste zakończenie rajdu, mam nadzieję, że znajdziemy się
tam w komplecie z całym zespołem R-SIXTEAM.
Rafał Marton: - Jest bardzo
ciężko z powodu potwornego upału. Ostatnie dni to jakiś koszmar,
temperatury w cieniu wysoko ponad 40 stopni, w kabinie po prostu się
gotujemy. To bardzo utrudnia jazdę, jesteśmy już mocno wyczerpani.
Dzisiejszy odcinek był znowu długi i dosyć ciężki. Pierwsze 50 km
bardzo trudne wydmy i miękki piasek, parę razy się zakopaliśmy.
Następna część odcinka dosyć szybka, generalnie odcinek poszedł nam
sprawnie, nie mieliśmy większych problemów.
Jakub Przygoński:- Dzisiejszy odcinek był bardzo szybki jechaliśmy po szutrze, prawie,
cały czas prosto z prędkością 100-165 km/h. Przy takich prędkościach
trzeba bardzo uważać, bo może spalić się opona. Czasami musiałem
zwalniać, żeby opona się schłodziła. Cieszę się, że jestem na mecie,
odczuwam już zmęczenie. Został jeszcze jeden etap i chciałbym go
przejechać. Powiększyłem przewagę nad kolejnym rywalem i będę mógł
trochę odpuścić. Chcę po prostu dojechać do mety.
Jacek Czachor: -
Na początku jechałem słabo, nie podjechałem pod jedną z wydm i
wyprzedziło mnie kilku zawodników. Potem sam zakładałem ślad i
nawigowałem. Na całym rajdzie było 11 km prawdziwej afrykańskiej
nawigacji i mieliśmy to właśnie dzisiaj. Wszyscy zawodnicy pojechali w
trudne wydmy, a my z Markiem i Kubą je ominęliśmy. Dlatego mamy dobre
czasy. Potem na szybkich partiach dogoniłem zawodników, którzy
startowali przede mną. Przez sto kilometrów nie mogłem w kurzu
wyprzedzić Zanottiego, aż reszcie się udało. Sto kilometrów przed metą
urwała mi się mapka i jechałem kierując się kurzem innego zawodnika. Po
tankowaniu przerywał mi motocykl. Myślę, że to przez zwężkę i brudny
filtr powietrza. Jutro trzeba dojechać od mety i chyba nic już się nie
zmieni.
Marek Dąbrowski:- Wreszcie była nawigacyjna jazda, szkoda, że tylko na jedenastu
kilometrach. Wszyscy pojechali w różne strony. Tylko Ci, którzy maja
doświadczenie w nawigowaniu wybrali dobrą trasę. Potem odcinek zrobił
się łatwiejszy. Mieliśmy drobne problemy, bo we wsiach były radary,
trzeba było zwolnić do 30 km/h i gotowały nam się motocykle. Poza tym
wszystko było OK.
fot. R-Six Team
(PR)