Vladimir Chagin: - "Etap po dniu odpoczynku zawsze jest podstępny. Nie można być pewnym, czy po gruntownych naprawach mechaników, auto będzie prowadziło się podobnie. Trzeba przyznać, że wczoraj spisali się świetnie, nie mieliśmy jakichkolwiek problemów technicznych podczas tego etapu. Sam odcinek był skomplikowany i interesujący zarazem. Miejscami bardzo kamienisty. W tym momencie nie chcę nawet myśleć o całkowitym zwycięstwie. Myślę tylko o tym, żeby jechać dalej. Na Dakarze wszystko może się zdarzyć a przecież pozostało jeszcze 5 dni wyścigu."
Stéphane Peterhansel: - "Dzisiejszy etap był trudny, miejscami trzeba było być ostrożnym, by na kamienistym podłożu uniknąć przebicia opony. Był również wymagający nawigacyjnie. Problemem okazało się pokonanie wydm na oponach, których ciśnienie było dostosowane do jazdy po skałach. Jazda po piasku na 3 atmosferach nie jest łatwa. Wiemy, że Volkswageny są najszybsze. Pomiędzy Nasserem a Carlosem toczy się prawdziwa walka o pierwszą pozycję. Niestety nie mamy szans w tej walce, jeszcze wciąż jesteśmy za bardzo w tyle. Zbieramy jednak zwycięstwa na kolejnych odcinkach i dajemy z siebie wszystko.
Krzysztof Hołowczyc: - "Jechało się ciężko. Bardzo trudny OS. Nie wiem, dlaczego organizatorzy upierają się, byśmy jeździli dnami rzek. Pod koniec wylądowaliśmy bardzo źle. Uderzyliśmy trochę dołem i mój pilot Jean-Marc Fortin zesztywniał na chwilę i to był wielki problem, bo się przestraszyliśmy, że jest to coś poważnego. Prosił, bym jechał wolno. Wręcz stanęliśmy. Trochę się rozruszał, spuściliśmy powietrze, bo było blisko wydm i pojechaliśmy dalej. Końcówka już bardzo spokojna. Trzeba powoli patrzeć, gdzie jest koniec rajdu. My się bronimy, a nie atakujemy."
Robert Szustkowski: - "To był kolejny ciężki dzień, z kamienistymi fragmentami, na których trzeba było bardzo uważać, żeby nie uszkodzić auta. Pod koniec odcinka, bardzo zdradliwe wydmy, również nawigacja dzisiaj nie była łatwa. Cieszę się, że jesteśmy już na półmetku, jeszcze jutro ciężki dzień i mam nadzieję, że będzie już z górki, o ile w ogóle, tak można powiedzieć na Dakarze – dodaje kierowca R-SIXTEAM. Nasza strategia przynosi efekty, z każdym etapem pniemy się wyżej w klasyfikacji generalnej, dzisiejszy awans, daje mi sporo satysfakcji, jako debiutantowi."
Rafał Marton: - "Po przygodach podczas 6 etapu, cieszymy się, że bez większych problemów jesteśmy na mecie. Za nami już chyba najtrudniejsze etapy rajdu, powoli wyjeżdżamy z pustyni więc teraz powinno być już tylko lepiej. Jeszcze jutrzejszy etap będzie bardzo ciężki, ale podobno ma być skrócony oes więc zobaczymy. Dzisiejszy odcinek przez prawie 340 km prowadził po strasznych dziurach, jakieś 80 km to ciężkie łańcuchy wydm, przeplatanka z doliny w górę i znów w dolinę. Przy zjeździe z wysokiej wydmy uderzyliśmy przodem MANA i złamał nam się zderzak, ale większych problemów nie mieliśmy. Trochę czasu straciliśmy też na starcie, na ok. 20 km pomogliśmy znajomej załodze z Niemiec wymienić złamany wahacz w Mitsubishi Pajero – dodaje pilot R-SIXTEAM."
Jakub Przygoński: - "Znowu mieliśmy bardzo szybki odcinek. Walczę o pierwszą dziesiątkę, ale mam mocnych rywali. Po trochu odrabiam do nich straty. To był trudny etap, bo jechaliśmy po wielkich kamieniach. Jak w trialu. Niełatwo pokonuje się je na motocyklu, zwłaszcza ciężkim. Mój waży 180 kilogramów. Gdy się chce jechać bardzo szybko, robi się to niebezpieczne. Na koniec były wydmy, które lubię i to mi sprawiło sporo przyjemności. Bardzo wysokie. Nigdzie na świecie nie ma tak wysokich wydm, jak na Atacamie."
Marek Dąbrowski: - "Cieszę się, że dojechałem do mety, bo jest to pechowe dla mnie miejsce. Kiedyś przyjechałem do Copiapo i na pętli wokół niego miałem najpoważniejszy w mojej karierze wypadek, więc cały czas bojaźliwie podchodzę do tych terenów. Zwłaszcza, że to są pierwsze poważne zawody po kontuzji, jeszcze w tym pechowym miejscu. Niemniej jednak jestem zadowolony. Choć organizator stara się, by ostatnie kilometry odcinków były bardzo trudne i rzeczywiście jest ciężko."
Jacek Czachor: - "To był długi i trudny etap. Dwieście kilometrów jechało mi się dobrze. Potem wjechaliśmy w duże kamienie. Tam już nie dałem rady jechać tak szybko i trochę straciłem. Potem odżyłem, ale jestem cały obolały. Jestem na swojej pozycji i czekam na błędy rywali, żeby być w piętnastce na koniec. Na razie wyprzedzający mnie zawodnicy są lepsi, ale nie tracę dużo i cały czas jestem w grze. Teraz będą krótsze etapy, może będzie się lepiej jechać."
Rafał Sonik: - W trakcie trwania etapu dogoniłem i wyprzedziłem Halperna, potem pogubiłem się troszkę i wyprzedzili mnie razem z Declerkiem. I tak parokrotnie. Kilka kilometrów dalej wpakowałem się w głazy, gdyż pojechałem na ślady motocyklistów, którzy wjechali w maliny. Pierwsi z nich się bardzo ucieszyli, bo myśleli, że nie ma 19 i 20 waypointa i w związku z tym pojechali na skróty. Ja nie wiedziałem, że to jest na skróty, tylko to, że są to świeże ślady. Pojechałem za nimi i okazało się, że się dostałem w takie piargi skalne, że do tej pory nie mam pojęcia jak quad mógł po tym przejechać.
Byłem zdenerwowany sam na siebie, że nie pojechałem na roadbook, tylko na ślady, wiedziałem, że muszę przejechać, choćbym miał przez samą górę jechać. I po tych głazach powolutku na jedynce przejechałem, ale teraz nie mam pojęcia jak to było możliwe. Finalnie dojechałem do trasy, wtedy okazało się, że Declerck i Halpern mnie znowu wyprzedzili i tak ścigaliśmy się następne 200 kilometrów ze skutkiem takim, że udało mi się ich wyprzedzić.
Kiedy ruszyłem z CP, przed którym ich wyprzedziłem – to było jakieś 150 kilometrów do przejechania przed metą odcinka. Tuż za mną ruszył z tego punktu motocyklista, który chciał wjechać przede mną do koryta rzeki. Gonił mnie kilka kilometrów, aż w końcu tuż przed samym dojazdem do rzeki był taki skręt w lewo zaznaczony dwoma wykrzyknikami i skarpą. Kiedy zacząłem skręcać w lewo okazało się, że w tym kurzu, jaki tam wszechobecnie panuje on nie zauważył mojego manewru skrętu i że zaraz we mnie uderzy. Wobec tego musiałem wyprostować i skoczyć z tej skarpy do rzeki. Właściwie myślałem, że skończyłem rajd. Wylądowałem jakoś tam, jadę dalej, parę metrów dosłownie, a tu on też skoczył z tej skarpy. W ogóle nie widział, że jest skręt w lewo. Finalnie wjechał we mnie z boku i urwał mi podłogę. Z narzędziami, z wodą, ale przede wszystkim urwał mi cały podnóżek. Przymocowałem to jakoś trytytkami, ale to się oczywiście nie chciało trzymać. Po 5 czy 10 kilometrach musiałem to odciąć i wyrzucić, całą tą podłogę z podnóżkiem.
Jechałem 140 kilometrów bez lewego podnóżka. Na szczęście nic się nie stało z nogą i na szczęście nie urwał mi lewarka od zmiany biegów, wtedy to byłaby kompletna tragedia. A tak po prostu nie miałem lewego podnóżka i musiałem siedzieć na lewym udzie i nie miałem na czym nogi oprzeć.
Jechałem wściekły dalej. Dwa razy mi noga wpadła pod quada, mimo tego, że starałem się być strasznie ostrożny. Dziękowałem bogu, że zdecydowałem, żeby jechać w twardych i mocnych butach motocrossowych, bo w tych butach, w których Josef Machacek rekomendował, żeby jeździć, to by mi nic z nogi nie zostało. Pewnie by mi ją urwało w kostce. A tak tylko quad wylądował mi na nodze w bucie. Parę kilometrów przed metą jechałem w kurzu motocyklisty, chciałem go wyprzedzić. Nie zauważyłem, że jest taki potężny skok. Skoczyłem z góry i noga mi wpadła pod quada. Kompletnie nie mogłem utrzymać równowagi na jednej nodze i na kierownicy. Wyszarpałem ją z powrotem i z nogą jest wszystko ok. Sprawdziłem przed chwilą.
Lubię długie etapy, ponieważ mogę się ułożyć w jakiś rytm jazdy. Nie lubię tych krótkich odcinków. Poza tym widać, że ktoś jest zmęczony, bo to zmęczenie każdego prędzej, czy później dopada. W prawdzie różnice czasowe do Halperna, czy Declerka są niewielkie dzisiaj. Wynika to z tego podnóżka, który usiłowałem naprawić. To mi zajęło w tym etapie mnóstwo czasu. Dodatkowo jeszcze dwa pobłądzenia.
ATV POLSKA, PZM, tvpsport, scigacz, dziennik
fot. kamazmaster.ru
(PR)