Akcesoria i wyposażenie
australijskiej firmy ARB znajdziesz w ofercie naszego sklepu 4x4.
Tuleje zawieszenia
Bagażniki dachowe
[2015-01-28]
Dakar 2015 - samochody - podsumowanie
Rywalizacja załóg samochodowych w
Rajdzie Dakar zwykle budzi największe zainteresowanie. Dzieje się
tak nie tylko ze względu na ogromne pieniądze, jakie są angażowane
w przygotowanie samochodów i całych zespołów, ale także z tego
względu, że to właśnie na tym morderczym rajdzie testowane są
najnowsze rozwiązania oraz zupełnie nowe konstrukcje pojazdów.
Dlatego też szczególną uwagę przykuwają zmagania aut z klasy T1,
czyli ulepszonych. Ich rywalizacja w pewnym sensie ma posmak
poszukiwań idealnego auta terenowego.
Ponownie najbliżej tego
ideału okazały się być samochody MINI All4 Racing, których w
pierwszej dziesiątce Dakaru 2015 znalazło się aż 5, z czego 2 na
podium. Po raz czwarty z rzędu to właśnie auto niemieckiego
producenta zwyciężyło w tym rajdzie – tym razem za sprawą
Nassera Al-Attiyah i Matthieu Baumela. Jednak w tym roku, w
przeciwieństwie do ubiegłego, załogom „Miniaków” nie udało
się opanować całego dakarowego podium. Producentowi z Bawarii te
plany pokrzyżowali Giniel de Villiers i Dirk von Zitzewitz,
hołdujący japońskiej myśli technicznej. Załoga Imperial Toyota
zajęła 2. miejsce. Niewiele brakowało, by również 3. lokata
należała do Toyoty, gdyż aż do 10. etapu utrzymywali ją Yazeed
Al-Rajhi i Timo Gottschalk. Ostatecznie jednak to kolejne MINI
znalazło się na najniższym stopniu podium, a polscy kibice mogli
się cieszyć sukcesem Krzysztofa Hołowczyca i Xaviera Panseri.
Połączone siły Imperial Toyota i Overdrive mogą natomiast także
uznać tegoroczny Dakar za udany, gdyż w pierwszej dziesiątce
widnieją 3 auta japońskiej marki, a na poszczególnych etapach
ulepszone Hiluxy również zajmowały czołowe lokaty, swobodnie
konkurując z niemieckimi pojazdami.
37. edycja Rajdu Dakar nie sprzyjała
pojazdom typu buggy. Piekielnie szybkie na otwartych przestrzeniach,
doskonale radzące sobie na wydmach buggy są jednak na tyle
szerokie, że problem sprawiają im kręte, wąskie trasy, a tych
organizatorzy w tym roku zawodnikom nie szczędzili. Te auta często
także trapią awarie – dobitnie przekonała się o tym polska
załoga Adam Małysz / Rafał Marton, której samochód doszczętnie
spłonął po „wybuchu” amortyzatora. Paliło się również
przygotowane przez X-raid buggy Guerlaina Chicherita i Alexa Winocq,
jednak im udało się pożar ugasić, ale nękało ich mnóstwo
innych awarii.
Najwyżej sklasyfikowanym buggy był natomiast
bliźniaczy do SMG Małysza pojazd Ronana Chabota i Gillesa Pillota.
Ta załoga zajęła 10. miejsce, choć tylko dwukrotnie udało jej
się ukończyć etap w pierwszej dziesiątce (7. i 9. miejsce). Dwa
„oczka” wyżej w klasyfikacji samochodów znalazło się
natomiast inne auto typu buggy – Peugeot 2008DKR. Od klasycznych
buggy dakarówka spod znaku lwa dość mocno się różni, a jej
możliwości są znacznie lepsze. Wbrew wielu opiniom, Peugeot może
swój pierwszy od ćwierćwiecza Dakar uznać za udany. Ten rajd miał
być dla tych pojazdów „poligonem testowym”, a nie rywalizacją
o czołowe lokaty. Wspominał o tym najbardziej doświadczony z
kierowców zespołu Peugeot-Total, Carlos Sainz:
- To jest
totalne wyzwanie. Wszystko jest nowe: zespół, auto, a powiedziałbym
nawet, że konstrukcja samochodu. To jest buggy z wymiarami auta 4x4.
Idea jest taka, że to buggy ma być mocne w każdym terenie. To
właśnie nad koncepcją wszechstronności bardzo ciężko
pracowaliśmy. Jak to bywa przy wszystkich nowych projektach, dość
późno zaczęliśmy, jednak udało nam się przeprowadzić dwie
sesje testowe w Maroko. Oczywiście jest trudno mówić o celach czy
ambicjach”. W kuluarach zaś mówiło się, że te auta nie są
w stanie przejechać kilkudziesięciu kilometrów bez awarii,
tymczasem na Dakarze przejeżdżały znacznie więcej. Problemów
technicznych oczywiście nie brakowało, jednak kiedy Peugeoty
jechały, to jechały naprawdę dobrze. Na 13 etapów Stephane
Peterhansel ze swoim „etatowym” pilotem, Jeanem Paulem Cottret,
aż 8 kończyli w pierwszej dziesiątce (w tym dwukrotnie zajmowali
5. miejsce w klasyfikacji etapowej), a zdarzały się także momenty,
że na poszczególnych waypointach prowadzili. Efektem tego było
końcowe 11. miejsce w klasyfikacji samochodów, co jak na zupełnie
nowe auto jest naprawdę dobrym rezultatem:
- Z natury jestem
optymistą, więc raczej patrzę na jasne strony. Dwa z naszych
samochodów dotarły do mety, a to trzecie, którego tu nie ma, nie
ucierpiało z powodu problemów mechanicznych. Brakowało nam trochę
werwy i przygotowania, ale nie mieliśmy żadnych poważnych
problemów. Zrobiliśmy pierwszy krok. Udało nam się osiągnąć
metę, a odtąd dla nas będzie już tylko lepiej… Mam taką
nadzieję. Nie mam żadnego konkretnego problemu. Wiedziałem, że
nie wydarzy się żaden cud. W motorsporcie jest tak, że jeśli nie
przejedziesz tysięcy kilometrów i nie przetestujesz wszystkiego, w
dniu rajdu nie zdarzają się cuda – podsumował swój debiut
za kierownicą Peugeota „Monsieur Dakar”, czyli Stephane
Peterhansel. Trochę mniej zadowoleni mogą Carlos Sainz i Lucas
Cruz, jednak i oni na pierwszych 3 etapach zajmowali miejsca w
pierwszej dziesiątce (8., 7., 4.) i po 3. etapie znajdowali się tuż
za podium samochodowej generalki – 4. miejsce. Późniejsze
problemy natomiast zepchnęły ich na 77. miejsce na 4. etapie i 55.
miejsce w klasyfikacji generalnej samochodów, zaś na kolejnym
odcinku „zaliczyli” solidną „rolkę” podczas wyprzedzania
quada, co skutkowało totalną destrukcją auta oraz wycofaniem się
załogi z rajdu. Mimo to udowodnili oni, że 2008DKR to bardzo
szybkie auto, które jest w stanie konkurować z MINI czy Toyotą. Do
mety natomiast dojechała trzecia para w Peugeocie – Cyril Despres
i Gilles Picard. Despres, dla którego Dakar 2015 był debiutanckim
za kierownicą samochodu, zajął 34. miejsce w klasyfikacji
końcowej, ale na 9. etapie pokazał, że zarówno on, jak i auto, są
w stanie walczyć „w czubie”, gdyż etap ten zakończyli z 9.
lokatą. Co jednak najważniejsze, załoga Despres / Picard
„doprowadziła” swojego Peugeota do mety w Buenos Aires.
Tegoroczny, „testowy” Dakar pokazał zaś, że Peugeoty 2008DKR
to auta, które mogą konkurować z najlepszymi, a w przyszłym roku
z pewnością będą w gronie tych najbardziej liczących się marek:
W 37. Rajdzie Dakar bezkonkurencyjny
okazał się Nasser Al-Attiyah, który ponownie pojechał MINI All4
Racing, jednak tym razem wypożyczył je od X-raidu i startując w
barwach własnego zespołu, Qatar Rally Team. Katarczyk odniósł
swoje drugie zwycięstwo w tym najtrudniejszym na świecie rajdzie.
Poprzednie uzyskał w 2011, jadąc Volkswagenem, na którego prawym
fotelu zasiadał niemiecki pilot Timo Gottschalk. Tamtą wygraną
wspominał na mecie swojego kolejnego zwycięskiego Dakaru 2015: -
Jestem zachwycony! Wygrałem Dakar! Pamiętam, że w 2011 meta także
była w Baradero, więc jest to dla mnie naprawdę wyjątkowa chwila.
To fantastyczne, bo prowadziliśmy od początku i byliśmy w stanie
kontrolować przebieg rajdu przez cały czas. Jest wiele osób,
którym należą się za to podziękowania. Pojechałem na Dakar
będąc w swojej najwyższej formie, zarówno fizycznej, jak i
psychicznej. Potem udało nam się robić swoje dzień po dniu” –
cieszył się Al-Attiyah.
Rzeczywiście Katarczyk był najszybszy już
na 1. etapie rajdu, choć tę etapową wygraną sędziowie mu
odebrali, nakładając na niego 2-minutową karę za przekroczenie
prędkości w strefie z ograniczeniem. To jednak nie zrobiło na nim
wielkiego wrażenia i już na kolejnym etapie, który także padł
jego łupem, pokazał, „kto tu rządzi”. Zdobytego wtedy
prowadzenia w rajdzie nie oddał aż do końca, za to przypieczętował
je kolejnymi 4 zwycięstwami etapowymi. Na wagę złota była tu
perfekcyjna nawigacja nowego pilota Al-Attiyaha, Francuza Matthieu
Baumela. W ubiegłym roku Katarczyka pilotował Hiszpan Lucas Cruz,
którego pomyłka nawigacyjna sprawiła, że załoga straciła szansę
na zwycięstwo. Baumelowi udało się takich błędów uniknąć: -Różnica pomiędzy zeszłym a tym rokiem jest w moim pilocie,
Matthieu Baumelu, który stał za zwycięską strategią. Rok temu
dostaliśmy godzinną karę, która znacząco nas zepchnęła w dół
stawki. Jednak ukończyliśmy rajd na 3. miejscu. To dało nam
determinację i wyznaczyło cel w postaci powalczenia o zwycięstwo w
2015 roku. Różnica pomiędzy Matthieu Baumelem a moim poprzednim
pilotem (Lucas Cruz – red.) jest taka, że Baumel ma bogate
doświadczenie w rajdach i cross country, w przeciwieństwie do
Cruza, i dawał mi mnóstwo rad przez cały tegoroczny rajd, co dało
mi przewagę i pomogło wygrać kilka etapów, wiedząc, że
otwieraliśmy trasę” – chwalił Francuza Al-Attiyah. Baumel
faktycznie jest doświadczonym nawigatorem – od wielu lat pełni tę
rolę w rajdach „płaskich” (był m.in. pilotem Bryana Bouffiera,
Guerlaina Chicherita czy Yazeeda Al-Rajhi), zaś Dakar 2015 był już
jego ósmym (jeździł z Guerlainem Chicheritem, Carlosem Sousą,
Berrnhardem Ten Brinke). Co ciekawe, Matthieu Baumel w dniu kończącym
tegoroczny Dakar obchodził swoje 39. urodziny, zaś jego kierowca od
początku rajdu planował zrobić mu wyjątkowy prezent urodzinowy w
postaci wygranej. To się udało, choć tak naprawdę zapracowali na
to obaj. Kluczowa okazała się atmosfera – Francuz zdradził
m.in., że Al-Attiyah każdego dnia opowiadał w aucie kawały. On
również jest zadowolony z tej współpracy: - Wszystko było
bezstresowe, co w porównaniu z innymi wiele rzeczy ułatwiało,
dzięki czemu mogłem się skoncentrować całkowicie na nawigacji.
Nasser był fantastyczny: w aucie panowała bardzo spokojna
atmosfera, co pozwoliło nam kontrolować przebieg rajdu i prowadzić
od startu do mety, nawet na tak trudnych etapach, jak te na znacznych
wysokościach. Zwycięstwo jest niesamowitym uczuciem, zwłaszcza
zdobyte w dniu urodzin! – cieszył się Baumel. Również
Nasser Al-Attiyah ma dodatkowe powody do radości, gdyż odnosząc
swoje drugie zwycięstwo w tym najtrudniejszym na świecie rajdzie
dołączył do elitarnego grona wielokrotnych triumfatorów Dakaru w
kategorii samochodów, w którym znajdują się takie postacie, jak
Rene Metge, Ari Vatanen, Pierre Lartigue, Jean-Luis Schlesser,
Hiroshi Masuoka i Stephane Peterhansel. Jednak Katarczykowi zwycięstw
nigdy dość. Tuż po Dakarze przesiadł się do Forda Fiesty RRC,
którym po raz 11 wygrał swój domowy rajd – Rajd Kataru,
wchodzący w skład Mistrzostw Bliskiego Wschodu. Cały ten cykl
Al-Attiyah wygrywał już 10 razy, a w tych zwycięstwach towarzyszył
mu włoski pilot z polską licencją, Giovanni Bernacchini. Od tego
roku prawy fotel Fiesty Al-Attiyaha należy natomiast do Matthieu
Baumela. W tym zestawie panowie wystartowali także w Rajdzie
Meksyku, walcząc o punkty w klasyfikacji WRC2 (w ubiegłym roku
Al-Attiyah wygrał rywalizację w WRC2) – wygrali ten wyjątkowo
trudny rajd, na dodatek zajęli 7. miejsce w klasyfikacji łącznej,
pokonując aż 7 aut WRC! Natomiast już teraz Katarczyk zapowiada,
że w przyszłym roku ponownie będzie chciał wygrać Dakar. Kwestię
auta, którym o ten kolejny dakarowy sukces będzie walczył,
pozostawia na razie otwartą.
Do grona wielokrotnych samochodowych
mistrzów Dakaru w tym roku po raz kolejny próbował także dołączyć
triumfator Dakaru 2009, Giniel de Villiers. Ten pogodny kierowca z
RPA od 2003 roku startuje w Rajdzie Dakar i przez te lata
pięciokrotnie stawał na podium – raz wygrał, raz zajął 3.
miejsce i aż trzykrotnie był drugi. W tym roku, ponownie jadąc
Toyotą Hiluxem w ramach fabrycznego zespołu Imperial Toyota
(współpracującego z Overdrive) znów musiał się zadowolić 2.
miejscem: - To zawsze jest ulgą, kiedy ukończy się Dakar. Jest
to zwieńczenie ogromnej pracy tak wielu ludzi. Każdy chce stanąć
na najwyższym stopniu, ale my mamy powód do dumy z tego, co
osiągnęliśmy, bo przez dłuższą chwilę podejmowaliśmy walkę z
Nasserem. Pojechał najlepszy rajd, świetnie rozegrany. To jest
trochę frustrujące, ale takie są rajdy. Kilka lat zajmuje
stworzenie auta, które może wygrać Dakar. Po czterech latach
istnienia w tym rajdzie Toyota Hilux zrobiła skok, w który włożono
mnóstwo pracy – podsumował swój występ w Dakarze 2015 de
Villiers. Faktycznie Giniel de Villiers wraz ze swoim wiernym
kompanem z prawego fotela, Niemcem Dirkiem von Zitzewitzem, był
jedynym, który był w stanie rywalizować z Al-Attiyahem. To właśnie
na kierowcę z RPA Katarczyk musiał się oglądać, broniąc swojej
pozycji. De Villiers natomiast podążał za nim niemal krok w krok i
podobnie jak jego rywal, swoją pozycję w stawce utrzymywał od
początku aż do końca rajdu. Do 9. etapu de Villiers i von
Zitzewitz wierzyli nawet, że są w stanie wygrać tę edycję
Dakaru, jednak pomyłka nawigacyjna, która na tym etapie im się
przydarzyła, kosztowała ich nie tylko 15 minut straty do załogi
Al-Attiyah / Baumel, ale także pogrzebała szansę na złotego
Beduina. Z kolei przewaga kierowcy RPA nad pozostałymi rywalami
była na tyle duża, że wystarczyło to 2. miejsce dowieźć do
mety. W uzyskaniu i utrzymaniu tego wyniku de Villiersowi i von
Zitzewitzowi pomogła bezawaryjność ich ulepszonej Toyoty Hilux: -Ta Toyota wygląda jak poprzednia wersja, ale inne jest rozłożenie
masy, a środek ciężkości jest obniżony. Dzięki nowym
regulaminom, jest także o 60kg lżejsza –opowiadał jeszcze
przed Dakarem de Villiers. Jednak w związku z tym również
oczekiwania południowoafrykańskiego kierowcy były wyższe,
zwłaszcza po raczej nieudanym dla niego ubiegłorocznym rajdzie
(4.miejsce): - Dakar 2014 był bardzo rozczarowujący. Chciałem
skończyć na podium, na obojętnie którym stopniu. I moglibyśmy to
zrobić. Jednak potrzebny byłby cud, żeby wygrać. Fakt, że
wygraliśmy tylko ostatni etap, pokazuje nasz poziom. Teraz mam
nadzieję, że wprowadzenie nowych regulaminów nam pomoże. Byłem
zaskoczony, jak blisko Mini byliśmy w Maroko, jednak ciężko jest
stwierdzić, na jakim oni są etapie – mówił przed Dakarem
Giniel de Villiers. Choć założonego celu – wygranej – nie
udało mu się osiągnąć, to jednak jego 2. miejsce i niewielka
strata do lidera przez znaczną część raju pokazały, że zarówno
on, jak i jego Toyota faktycznie są w stanie konkurować z
kierowcami MINI.
Bój o 3. miejsce w Dakarze 2015
również toczył się między MINI a Toyotami. Pretendentami do
najniższego stopnia podium byli Krzysztof Hołowczyc i Erik Van Loon
w MINI oraz Yazeed Al-Rajhi i Bernhard Ten Brinke w Toyotach. Między
tymi kierowcami toczyła się najbardziej zawzięta walka o miejsce w
pierwszej trójce, bowiem Nasser Al-Attiyah i Giniel de Villiers byli
niemal od początku rajdu praktycznie poza zasięgiem. Jako pierwszy
na wirtualne podium wskoczył debiutujący w Dakarze Saudyjczyk
Yazeed Al-Rajhi i od 3. do 10. etapu tę pozycję utrzymywał,
sprawiając sporą niespodziankę dakarowym „starym wyjadaczom”.
A tak sobie radził na Dakarze 2015:
Al-Rajhi dał się już poznać jako
bardzo szybki kierowca . Zaczynał od rajdów „płaskich”,
startując najpierw w rajdach z cyklu Mistrzostw Bliskiego Wschodu,
gdzie odnosił swoje pierwsze zwycięstwa, a następnie w WRC2, gdzie
również kilkukrotnie stawał na podium – między innymi zajął
3. miejsce w ubiegłorocznym Rajdzie Polski. Stopniowo zaczął
próbować swoich sił w rajdach cross country i na tym polu również
się sprawdził. W ubiegłym roku zajął 3. miejsce w Pucharze
Świata FIA w Rajdach Cross Country, a wystarczył mu do tego udział
w zaledwie 3 z 10 rund – wygrał je wszystkie, pokonując m. in.
Nassera Al-Attiyah. A to właśnie Al-Attiyah namówił go na start w
Dakarze. Swój dakarowy debiut Al-Rajhi planował już na 2014 rok –
miał w nim startować kupionym od Robby’ego Gordona Hummerem,
jednak plany pokrzyżowała mu kontuzja odniesiona w wypadku na Hail
International Rally. Ten wiecznie uśmiechnięty Saudyjczyk ma
zresztą skłonność do kończenia rajdów na dachu lub przynajmniej
awariami. Również 3. miejsce w Dakarze 2015 przeszło mu koło nosa
z powodu awarii – zbyt ciężka noga doprowadziła do „zarżnięcia”
silnika Overdrive’owego Hiluxa. W tym, że stało się to dopiero
na 11. etapie, z pewnością duża jest zasługa pilota Al-Rajhi’ego,
Niemca Timo Gottschalka. Gottchalk to doświadczony i perfekcyjny
nawigator, który zasiadał na prawym fotelu m.in. Carlosa Sainza, a
także Nassera Al-Attiyah, z którym wygrał Dakar 2011. Niemiec
potrafi także „okiełznać” nieco zwariowanego Yazeeda Al-Rajhi,
czego efektem było zdobycie przez tę parę 3. miejsca w
ubiegłorocznym Pucharze Świata FIA w Rajdach Cross Country.
Natomiast tuż po Dakarze 2015 Al-Rajhi zamienił Gottschalka na
Anglika Michaela Orra, który jest jego partnerem w Fordzie Fiesta
RRC, którym Saudyjczyk startuje w rajdach „płaskich”. Podobnie
jak Al.-Attiyah, Al.-Rajhi wystartował w Rajdzie Kataru, którego
nie ukończył („urwane” zawieszenie), a następnie walczył o
punkty w klasyfikacji WRC2 w zimowym Rajdzie Szwecji (zajął tam 4.
miejsce). Liczne starty w różnego typu rajdach z pewnością będą
mu pomocne jako przygotowanie do przyszłego Dakaru. Jego konkurenci
oceniają, że mając już na koncie swoje pierwsze dakarowe
doświadczenie, w Rajdzie Dakar 2016 może on być naprawdę groźnym
rywalem. Tak również twierdzi Krzysztof Hołowczyc, który na
„wypadnięciu” Al-Rajhiego z rajdu wspiął się na 3. lokatę. O
polskim kierowcy i jego francuskim pilocie więcej pisaliśmy tutaj:http://rajdy4x4.pl/index.php/ida/268/?aktualnoscID=6593&p=1
Hołowczyc nie zdecydował jeszcze, czy
wystartuje w przyszłorocznym Dakarze, natomiast zdradził, że
chciałby w tym roku spróbować swoich sił w rallycrossie.
Na pewno w tym roku w rallycrossowych
Mistrzostwach Świata wystartuje natomiast inny uczestnik Dakaru i
kolega Hołowczyca z zespołu X-raid, francuski kierowca Guerlain
Chicherit. W WRX startować będzie oczywiście MINI WRX. Na Dakarze
2015 jechał natomiast pierwszym buggy przygotowanym przez X-raid, a
konkretnie przerobionym przez niemiecki zespół buggy Jefferies
Racing, którym dwa lata wcześniej dakarowe trasy pokonywał Nasser
Al-Attiyah. Nota bene Francuz i Katarczyk w pewnym sensie „wymienili
się” – Chicherit wziął auto Al.-Attiyaha, zaś Al-Attiyah
pojechał z dawnym pilotem Chicherita – Matthieu Baumelem – z
którym Francuz rozpoczynał swoją przygodę z Dakarem. Na tej
wymianie zdecydowanie lepiej wyszedł Katarczyk – francuski
kierowca bowiem nie do końca może być zadowolony z otrzymanego
buggy. Chicherit lepiej czuje się w pojazdach tego typu niż autach
4x4, niemniej jego „Zebra Buggy” przysporzyło mu mnóstwo
problemów. Tego kierowcę oraz jego pilota, również Francuza,
Alexa Winocq, niemal od początku Dakaru 2015 nękały rozmaite
awarie. Silnik, sprzęgło, wspomaganie, elektryka, czy choćby
urwany drążek zmiany biegów – to tylko część elementów w
aucie Chicherita i Winocqa, które zaszwankowały podczas Dakaru
2015. Panowie tracili mnóstwo czasu na naprawy już od początku
raju, jednak ciągle jechali dalej. Natomiast na 5. etapie i to
raptem po 3km odcinka specjalnego załoga zgłosiła wycofanie z
rajdu, gdyż ich „Zebra” zaczęła się palić. Kilka godzin
później okazało się, że panowie uporali się zarówno z pożarem,
jak i niezbędnymi naprawami i ruszyli dalej na trasę, kończąc nie
tylko ten etap, ale i w konsekwencji cały rajd. Trapiące tę załogę
niemal na każdym etapie awarie i konsekwentne ich usuwanie sprawiły,
że pilot Guerlaina Chicherita, Alex Winocq, zyskał miano „Mac
Gyvera”. Jak mówił, po tym, jak wygrał z ciężką chorobą, nic
go nie pokona. Panowie jechali więc z hasłem „Never Give Up”
(„nigdy się nie poddawaj”) i to hasło doprowadziło ich do
mety. Zajęli 45. lokatę, ale udowodnili, że jeśli coś się chce
osiągnąć, a w ich przypadku było to dotarcie do Buenos Aires, to
jest to możliwe.
Hasło „Never Give Up” towarzyszyło
także innemu kierowcy – Holendrowi Tomowi Coronelowi. On również
mimo wielu przeciwności losu dotarł do mety, ale miał mniej
szczęścia niż Chicherit i Winocq, gdyż nie został sklasyfikowany
w rajdzie. Z pewnością jednak stał się jednym z bohaterów Dakaru
2015. Tom to jeden z dakarowych braci bliźniaków – ten mniej
związany z Dakarem. Wspólnie z bratem Timem Tom po raz pierwszy
wystartował w tym rajdzie w 2009 roku. Zaraz za metą Tom
powiedział, że więcej nie wróci na Dakar. I rzeczywiście słowa
dotrzymywał – no, może nie do końca, bo choć nie startował, to
na kolejnych edycjach Dakaru bywał – w roli reportera telewizji
RTL7. Tim natomiast co roku brał udział w rajdzie jako zawodnik.
Gdy w 2014 roku zbudował dla brata kopię swojego auta (jednoosobowe
buggy z silnikiem Suzuki Hayabusa!), Tom nie mógł mu odmówić
startu w Dakarze 2015. Pojechali obaj. Niestety dla bardziej
doświadczonego Tima przygoda z tym rajdem skończyła się już na
3. etapie. Tom zaś pozostał w grze, na trasie skazany wyłącznie
na siebie. Walczył z awariami, zaliczył rolkę, kilka nocy spędził
na trasie, ale nie dość, że się nie poddawał i jechał dalej, to
stać go było też na pomoc innym zawodnikom. Taka pomoc niestety
się na nim zemściła. Holował jedną z załóg do mety odcinka,
omijając kilka waypointów, za co sędziowie wykluczyli go z
rywalizacji. Coronel od tej decyzji się odwołał i jechał dalej.
Mimo licznych przygód nie poddawał się, choć po kolejnej nocy
spędzonej na wydmach (po 9. etapie) w swojej filmowej relacji mówił:- Mam już dość tego Dakaru. Stałem się bardziej mechanikiem
niż kierowcą. Nie, już tego nie lubię. To nie jest fajne. Można
to zobaczyć na tym filmiku:
Mimo to pokonywał kolejne etapy rajdu,
ciesząc się metą każdego z nich. Do mety całego rajdu również
dotarł, a tam… dowiedział się, że został wykluczony. Sędziowie
nie uznali bowiem jego wcześniejszego odwołania. To nie
przekreśliło jego radości z ukończenia rajdu. Tym razem nie mówi
też „nie” kolejnym startom w Dakarze. Póki co natomiast
rozpoczął sezon wyścigów WTCC, choć pierwszy start – w
Argentynie, na autodromie w Termas de Rio Hondo (ten obiekt w
styczniu odwiedziła także dakarowa stawka) – nie był dla niego
udany. Tom Coronel jednak i tym razem się nie poddaje i już czeka
na kolejny wyścig.
Na Dakarze poddawać się też nie mogą
załogi startujące w klasie T2, czyli aut seryjnych. Dla nich ten
rajd to wyjątkowo ciężka próba i wielu z nich nie dojeżdża do
mety. W tym roku dotrzeć do finiszu udało się zaledwie 6 takim
załogom. Co ciekawe, 5 z nich to załogi Toyot, szóstym autem T2 na
mecie był zaś Ford. Amerykańskim autem podróżowała rosyjska
załoga Alexander Terentyev / Aleksei Berkut. Panowie zajęli 1.
miejsce (i jedyne) wśród aut seryjnych z napędem benzynowym oraz
64. pozycję w klasyfikacji generalnej samochodów. Terentyev na
dakarowe trasy wrócił po 3-letniej przerwie – po raz pierwszy
wystartował w 2012 roku, jednak wtedy odpadł z rywalizacji już na
4. etapie, więc w tym roku z pewnością może mówić o sukcesie.
Łączny czas, jaki Rosjanie uzyskali na odcinkach specjalnych (z
karami), to aż 112:42.28, czyli niemal 3 razy tyle, co liderzy
samochodowej stawki, Nasser Al-Attiyah i Matthieu Baumel. To
pokazuje, jak ogromną wolę walki mają załogi z klasy T2. Nieco
lepiej poradziły sobie natomiast auta z silnikami Diesla, w tym
przypadku same Toyoty. Wśród nich najszybszy był Land Cruiser
VDJ200 należący do japońsko-francuskiej załogi Jun Mitsuhashi /
Alain Guehennec. Wygrali oni w kategorii aut seryjnych z silnikami
dieslowskimi, a także w całej klasie T2. Mitsuhashi startuje w
Dakarze od 2001, początkowo motocyklem, następnie w samochodach. Do
tej pory raz zajął 2. miejsce w T2, a aż trzykrotnie zwyciężał,
a do tych zwycięstw w tym roku dorzucił kolejne. W klasyfikacji
generalnej samochodów uplasował się w pierwszej połowie stawki –
zajął 29. lokatę. Najlepszy z jego dotychczasowych wyników to
natomiast 11. miejsce, które wywalczył dokładnie 10 lat temu.
Zaledwie o 6 minut od tej japońsko-francuskiej załogi wolniejsza
była ekipa francusko-japońska – Nicolas Gibon / Akira Miura. To
koledzy Mitsuhashiego i Guehenneca z zespołu Land Cruiser Toyota
Auto Body, jadący bliźniaczym autem. Gibon to także dakarowy
weteran – tegoroczny Dakar był już 17. w jego karierze. Po raz
piąty natomiast zajął on 2. miejsce w klasie T2. 3. lokatę w tej
kategorii natomiast wywalczyli sobie Argentyńczycy – Alejandro
Yacopini i Daniel Fernando Merlo, którzy podróżowali Hiluxem SW4
4X4 SRV. W klasyfikacji łącznej samochodów zajęli oni 39.
miejsce. W ten sposób Yacopini poprawił o „oczko” swój
zeszłoroczny wynik, jednak do tej pory najlepiej spisał się w
swoim debiutanckim Dakarze w 2010, kiedy zajął 36. miejsce.
Natomiast za tegoroczny cel postawił sobie podium w klasie T2 i to
udało mu się osiągnąć. Poza podium znaleźli się z kolei
Francuzi w Overdrive’owej Toyocie KDJ120 – Nicolas Falloux i
Emmanuel Baltes-Mougeot. Dla Fallouxa był to debiut za sterami
terenówki, ale nie debiut w Dakarze, gdyż w 2012 i 2013 roku jechał
ciężarówką w roli pilota. Na 5. miejscu w klasyfikacji T2 z kolei
znalazła się trzyosobowa załoga z Mongolii – Lkhamaa Namchin,
Byambadelger Udikhuu i Batbold Surendori. Dla Namchina to także nie
był pierwszy start w Dakarze, ale pierwszy za kierownicą auta (Land
Cruider VDJ200) – w dwóch poprzednich edycjach tego rajdu
startował on na motocyklu, ale nie ukończył żadnego z nich.
Natomiast w samochodzie w końcu udało mu się osiągnąć metę.
Zajął 62. miejsce wśród wszystkich 67. załóg samochodowych,
które zostały sklasyfikowane w rajdzie. Co ważne, ta załoga była
pierwszą mongolską załogą samochodową, która wystartowała w
Dakarze. Na kartach historii zapiszą się więc także jako pierwsza
załoga z Mongolii, która ten rajd ukończyła.
Filmowe podsumowanie Dakaru 2015 –
samochody:
AM
fot. X-raid, Red Bull Content Pool
KLASYFIKACJA KOŃCOWA SAMOCHODÓW:
1.
Nasser Al-Attiyah (QAT) / Matthieu Baumel (FRA) 40:32.25
2. Giniel
de Villiers (ZAF) / Dirk von Zitzewitz (DEU) + 35.34
3. Krzysztof
Hołowczyc (POL) / Xavier Panseri (FRA) + 1:32.01
4. Erik Van Loon
(NLD) / Wouter Rosegaar (NLD) + 3:01.52
5. Vladimir
Vasiliev (RUS) / Konstantin Zhiltsov (RUS) + 3:12.41
6. Christian
Lavieille (FRA) / Pascal Maimon (FRA) + 3:15.58
7. Bernhard Ten
Brinke (NLD) / Tom Colsoul (BEL) + 3:42.02
8. Carlos Sousa (PRT) /
Paulo Fiuza (PRT) + 3:44.59
9. Aidyn Rakhimbayev (KAZ) / Anton
Nikolaev (RUS) + 4:08.44
10. Ronan Chabot (FRA) / Gilles Pillot
(FRA) + 4:42.36