Akcesoria i wyposażenie
australijskiej firmy ARB znajdziesz w ofercie naszego sklepu 4x4.


Tuleje zawieszenia


Bagażniki dachowe

[2007-08-06]
Nowe informację z trasy "Tien-Shan Expedition".
 
Tien-Shan Relacja prasowa 01.08.2007 godz. 21.20

PAMIR – PIERWSZE STARCIE

Startujemy dziś ze słonecznych przedmieść kirgiskiego miasta Osh, temperatura już nad ranem znacznie przekroczyła 30 stopni. Gnamy w stronę granicy z Tajikistanem. Droga ta prowadzi również do granicy z Chinami, dopiero wysoko w górach, w miasteczku Sarytasz rozdziela się definitywnie. Do tego czasu brniemy po górskich serpentynach wraz z 40 tonowymi tirami, co wydaje nam się nieprawdopodobne. Połamane resory, remonty układów hamulcowych, remonty silników – to wszystko na tej drodze się odbywa. Asfaltu brak, a jeśli jest, to lepiej, żeby go nie było. My jedziemy na reduktorach pod gore, a załadowane ciężarówki prowadzone na zmianę przez cale rodziny ( wiele razy widzieliśmy piętnastolatków, którzy prowadzili Kamazy gdy rodzice odpoczywali ) męczą się , co chwilę widać remonty na środku drogi.
W Sarytasz – ostatnim mieście przed wjazdem w Pamir- próbujemy zatankować do pełna i wydąć resztę kirgiskich pieniędzy. Z tym ostatnim nie ma problemu, wykupujemy wszystko z jedynego w miasteczku sklepiku. Z ropą jest problem. Stacji tu nie ma, tankujemy z plastikowych butelek ale jest tylko 40 litrów. Kto pierwszy, ten lepszy. Ropa jest tak fatalnej jakości, ze Adam jeszcze przed granicą czyści układ paliwowy. My czekamy już na przejściu, na wysokości prawie 4000mnp , jesteśmy przeszukiwani przez uzbrojonych celników na okoliczność pozyskani jak największej ilości podarków. Zadawalają się długopisami, zapalniczkami i monetami innych państw do kolekcji. Cale szczęście, że nie kolekcjonują banknotów. Koniec odprawy. Teraz jakość drogi jeszcze spadła, co wydawało nam się niemożliwe. Jesteśmy na pasie granicznym o szerokości 13 km, gdzie nikt o drogę nie dba. Do tego wspinaczka na 4300 npm, gdzie zlokalizowany jest posterunek Tajikistanu. Temperatura 4 stopnie i porywisty wiatr. Mamy już na sobie wszystkie ciuszki, idealnie chroniące nas przed wiatrem. Okazało się , ze cala góra, na zboczu której wspinamy się trawersami, osunęła się i jedziemy po błocie i kamieniach na świeżym zboczu. Do tego zaczyna prószyć śnieg. I nagle z przeciwka widzimy jadące cysterny na Ziłach. Jesteśmy pełni uznania. Posterunek graniczny na przełęczy wygląda tak, ze zastanawiamy się , czy lepsze zesłanie tu, czy wiezienie. Temperatura zimą spada tu do –50 stopni, latem w nocy –15. Kontrola nie jest jednak uciążliwa i szybko zjeżdżamy z przełęczy . Jeszcze przed zmrokiem zakładamy obóz nad jeziorem Karakul na wysokości 4000 mnp. Widoki wspaniale ale niektórym doskwiera choroba wysokościowa. Kilka głębszych........ oddechów i daje się zasnąć.


Tien-Shan Relacja prasowa 02.08.2007 godz. 20.35

PAMIR – JAKI I ROWERZYSCI

Rano wiatr ustał i naszym , dopiero otwartym, oczom ukazuje się widok cudownego jeziora otoczonego białymi szczytami. Jest coraz cieplej. Zwijamy obóz i w drogę. Jakość ropy i niedobór tlenu w powietrzu daje się we znaki wszystkim silnikom. Wielkie czarno siwe chmury dymu oznaczają sukces – udało się odpalić. Opuszczamy gościnny brzeg jeziora. Droga przez Pamir jest asfaltowa i pozwala rozpędzić auta ( z górki ) do przyzwoitej prędkości. Usypia naszą czujność, tym bardziej ze po bokach widoki na skaliste szczyty odciągają uwagę od drogi. Tymczasem nagle pojawiają się niewidoczne fałdy asfaltu, na których 4 koła odrywają się na pół metra w górę. Przeżyliśmy to boleśnie wiele razy tego dnia. Adam nawet rozpakował w ten sposób swój bagażnik dachowy – zawieszenie jednak wytrzymało. I tak sobie jedziemy, jest nawet cieplutko. Droga nie schodzi poniżej 3800mnp. Zaludnienie spada tu praktycznie do zera, jedynie pasterze zamieszkujący jurty wypasają tu jaki. Zjeżdżamy z drogi, żeby zrobić kilka zdjęć tym przedziwnym zwierzakom. Droga wspina się dziś na najwyższy punkt na naszej trasie. Wjeżdżamy na przełęcz 4665 mnp. Garmin potwierdza wysokość z tabliczki. Postój , pamiątkowe foty i nagle....dwójka Anglików dojeżdża z przeciwnej strony na rowerach. Wyrazy uznania, bo nam brakuje oddechu przy sięganiu do lodówki po RedBula. Właśnie tym napojem gościmy rowerowych podróżników. Na podobnych pojazdach spotkaliśmy dziś Włocha , małżeństwo Holendrów i Szwajcara – ten ostatni zaskoczył nas swoją rowerową trasą – wraca bowiem tędy z Tybetu i jego samotna podróż trwa już 6 miesięcy. Gratulacje!
Przejeżdżamy przez ponure miasteczko Murgab, gdzie załatwiamy formalności meldunkowe na milicji. Kilkanaście kilometrów dalej znajdujemy zjazd do kanionu, którym płynie czyściutka rzeczka. Kąpiel w lodowatej wodzie. Adam próbuje jechać korytem rzeki, na jednym z zakoli wpada w głęboką dziurę i dopiero wyciągarka TomCata wybawia go z kłopotu. Dzisiejszy nocleg jest w dziwnym miejscu, do którego zjechaliśmy z głównego szlaku 20km. Zjeżdżamy na brzeg cudownego górskiego jeziora Yashilkul na wysokości 4050 mnp. Jezioro jest wąskie i kręte, wije się między brązowymi szczytami przez 12 km. ONZ prowadzi tu jakieś badanie związane z rybołówstwem ( tak głosi tablica na wjeździe ), być może w prastarym jeziorze, w którym nikt nigdy nie łowił ryb, są jakieś okazy... Woda idealnie klarowna, lodowata i do tego mroźny wiatr – nikt nie myśli o kąpieli. Nocka będzie zimna.


Tien-Shan Relacja prasowa 03.08.2007 godz. 19.35

PAMIR KONTRA HINDUKUSZ

Rano wiało od jeziora tak mocno, że trudno było zjeść śniadanie. Wystartowaliśmy z ambitnym planem objechania jeziora Jashilkul i dotarcia do miejscowości Shazud położonej u stóp szczytu Skalisty ( 5707mnp). Wprawdzie droga była dobra, jednak napotkani miejscowi uprzedzili nas , ze droga jest zaminowana i nie należy tam się pchać. Jednogłośnie ustaliliśmy natychmiastowy odwrót. Na chwilę wróciliśmy na asfalt legendarnej ‘Pamir Highway’ , czyli drogi krajowej M41, aby po chwili skręcić w kamienistą ścieżkę mającą nas po 30 km doprowadzić do afgańskiej granicy. Ta przeprawa zajmuje nam sporo czasu, droga zanika pośród skalnych osuwisk, kopczykami kamieni oznaczone są miny. Widać tez ślady po detonacjach . Góry w tym miejscu pozbawione wszelkiej szaty roślinnej sprawiają ponure wrażenie. W tych warunkach wspinaczka na przełęcz 4344 mnp, skąd po raz pierwszy dziś widzimy pokryte lodowcami sześciotysięczniki gór Hindukusz. Po kontroli dokumentów na posterunku przygranicznym droga się poprawia. Przez najbliższych ok. 200km będziemy jechać dolinami rzek Pamir i Pyandzh, na których wytyczono granicę z Afganistanem. I właśnie na tej odludnej drodze zorientowaliśmy się, że nasz LR zgubił śrubę mocującą przedniego wahacza. Może nie mamy jej już od kilku dni, jednak świadomość jej braku powoduje znaczny spadek tępa jazdy krawędzią gigantycznego wąwozu, w dole którego szaleje rzeka Pamir. Sytuacja i nastroje poprawiają się w miasteczku Lyanger ( 200 domostw ). Tam desperacko szukając śruby M16 poznajemy niezwykle przyjaznych mieszkańców i czwórkę turystów, od dwóch dni czekających na jakikolwiek transport w stronę granicy kirgiskiej. Trudno znaleźć śrubę w glinianej, przyklejonej do zbocza wiosce, w której nie ma sklepu, są za to dwa auta ( Moskwicze ) i traktor. Właśnie byliśmy w trakcie rozkręcania czynnego traktora , gdy Jurka olśniło : rolki prowadnic jego wyciągarki mocowane są takimi śrubami!!! Po chwili zadowoleni wkręcamy idealnie pasującą śrubę. Sukces opijamy herbatą zaparzoną przez miejscowych zagryzając pysznym chlebem. Kupujemy tez od nich ropę ( w całej wiosce jest tylko 40 litrów do traktora – bierzemy połowę )- na naszej trasie nie ma stacji a zapasy z kanistrów szybko topnieją. Pożegnalne foty, rozdajemy podarki z naszego ‘zestawu korupcyjnego ‘ i w drogę. W międzyczasie minęli nas niepostrzeżenie Adam z Grażyną i Artur z Witkiem, teraz ich gonimy. Droga wiedzie dnem doliny rzeki Pyandzh przez malownicze wioski obsadzone strzelistymi topolami. Jest biednie ale bardzo schludnie, wszystko zadbane, zielone maleńkie pletka na tarasach skalnych i setki miejscowych skupionych przy głównej drodze. Kobiety są bardzo kolorowo ubrane a ich uroda robi na nas nie mniejsze wrażenie, niż lodowce Hindukuszu schodzące wprost do rzeki na przeciwnym brzegu. Jesteśmy w dolinie pomiędzy górami Pamiru - nad nami Pik Karla Marx ( 6723 mnp ) a Hindukuszem, w paśmie którego podziwiamy Noshq ( 7485mnp ) a za nim Tirich Mir ( 7690 mnp ). Jednak jak zwykle musimy gonić – tym razem dwie załogi, które nie zauważyły naszego postoju w miasteczku , i teraz starają się nas dogonić. Są już tak daleko przed nami, że nie jesteśmy w stanie nawiązać kontaktu radiowego a zasięgu sieci komórkowych w tej części kraju brak. W końcu , o zachodzie słońca przerywamy pościg. Prawdopodobnie spotkamy się jutro w Khorg – największym i jedynym mieście Pamiru.

Michał Rej
<< powrót


KOMENTARZE Tylko zalogowani użytkownicy mogą
rozpoczynać nową dyskusję.






X