|
[2005-05-16] |
Pełna relacja z rajdu Croatia Trophy 2005. |
|
Na granicy ryzyka
Rajd Croatia Trophy 2005 po raz drugi z rzędu wygrała holenderka załoga Simon van der Velde - Peter Arends (LR Defender). W klasie ATV triumfowali Polacy: Jacek Bujański - Paweł Ratyński (obaj Suzuki KingQuad 700). Zdaniem uczestników rajdu i jego obserwatorów tegoroczna edycja "Chorwacji" była znacznie trudniejsza od tych, które odbyły się w ciągu ostatnich lat.
Po tragicznym wypadku, jaki miał miejsce na Croatii Trophy przed rokiem, w wyniku którego zginął znany kierowca Frieder Schwarz, przyszłość rajdu stanęła pod znakiem zapytania. Organizatorzy dopięli jednak swego, pozyskując posażnego sponsora (firmę Ramsey) i przygotowując kolejną edycję rajdu, który - z racji swej trudności - stał się już legendą. 28 kwietnia, w bazie zawodów, zlokalizowanej nieopodal miejscowości Vojnic u stóp ukrytej w lesie, nieczynnej wieży telewizyjnej, która w czasie niedawnej wojny funkcjonowała jako szpital polowy (w jej wnętrzu wciąż można znaleźć opatrunki, kroplówki, nosze, ubrania, a nawet protezy), zjawił się wielojęzyczny tłum zawodników - z Niemiec, Holandii, Austrii, Danii, Włoch, Węgier, Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Słowenii i Chorwacji. Nasz kraj w tym roku reprezentowały dwa, dwuosobowe zespoły startujące na quadach - Jacek Bujański-Paweł Ratyński oraz Mariusz Kulak-Jarosław Witas, którzy za rywali mieli dwa niemieckie zespoły ATV. Tym razem zabrakło niestety naszych załóg samochodowych - a szkoda, bo rajd był naprawdę przedni!
Prolog
Zmagania rozpoczęły się od prologu, którego trasę wytyczono w miejscu znanym niektórym uczestnikom rajdu z rozegranego tutaj w roku 2002 Trophy Day. Największą trudność sprawiało zawodnikom pokonanie kilkusetmetrowej łączki, której bardzo namoknięte, piaszczysto-gliniaste podłoże skutecznie zasysało koła pojazdów. Wyciągnięcie unieruchomionych maszyn utrudniał brak solidnych drzew do podpięcia wyciągarek - samosiewy, które rosły wokoło, były marną pomocą. Mimo że wyniki prologu nie były zaliczane do czasu łącznego rajdu (wyznaczały jedynie kolejność startową na etapie I), wielu zawodników dało się ponieść emocjom, walcząc na całego. Efekt to kilka boków, pourywane ośki i popsute wyciągarki. Trasę prologu można było jednak pokonać stosunkowo szybko i bez przystanków, co udowodnił - jadący jako ostatni już po rozrytej, ogołoconej z drzew trasie - Simon van der Velde, który mimo tych niesprzyjających okoliczności uplasował się na 6. pozycji. Najlepsi osiągali czas w okolicach 2 minut, najpowolniejsi - tracili ponad godzinę! Prolog, który dał przedsmak ogromnym trudnościom, jakie czekały na zawodników w nadchodzącym tygodniu, wygrała załoga chorwacka - Jadranko Kovac-Slavko Povrlisek (Toyota), w kategorii ATV górą byli Niemcy: Klaus Bunse-Frank Schmitz (team Polaris).
Gdy opadły pierwsze emocje, wieczorem, w miejscu tragicznego wypadku sprzed roku odbyła się skromna uroczystość ku czci zmarłego Friedera Schwarza.
Etap I
Następnego dnia rajd rozpoczął się na dobre mocnym uderzeniem. Zaraz po starcie zawodnicy dotarli do bardzo podmokłej łąki o długości około kilometra (znanej również tym, którzy startowali tu w roku 2003). Pokonanie jej bez zatrzymania było niemożliwe - koła zarówno samochodów, jak i quadów nieustannie grzęzły, a piloci zapadali się w błocie po kolana. Jedynym rozwiązaniem było umiejętne dobieranie drogi przejazdu, co umożliwiało ominięcie najbardziej zdradliwych miejsc. Tu okazało się, iż walka na całego na prologu była opłacalna - kto wystartował do etapu I z dalszej pozycji, zastawał łąkę już rozkopaną. Trudności te nie uczyniły żadnego wrażenia na Fritzu Bekerze (startował kiedyś na Orlen Trophy), który swoją Toyotą przy akompaniamencie huku wydobywającego się z potężnego silnika dosłownie przeciągnął się na wyciągarce niemal przez całą łąkę, pozostawiając za sobą głęboko rozryte bruzdy po kołach.
Inną, atrakcyjną przeszkodą na tym etapie był - jak zwykle na Croatii Trophy - wielokilometrowy przejazd po torach kolejowych. Co sprytniejsi wjeżdżali autami na szyny i tak podążali w kierunku mety. Wielu jednak przeżyło prawdziwe katusze, podskakując na podkładach. Z przejazdu zadowolony był Jacek Bujański - jego Suzuki KingQuad z niezależnym zawieszeniem było w stanie okraczyć szynę i - nie narażając się na przebicie opony - bez kłopotu poradziło sobie z tą trudnością.
Na I etapie najszybsza okazała się niemiecka para Thomas Shuker-Jasmin Moll (Mercedes G) - jedna z najlepszych załóg Europy. W kategorii quadów na prowadzenie wyszli Polacy - Bujański-Ratyński osiągnęli czas o blisko godzinę lepszy od pary Kulak-Witas, która niestety miała problemy z nawigacją.
Etap II
Stało się już zwyczajem, że w połowie Croatii Trophy organizowano Trophy Day - dzień "świąteczny", w czasie którego zawodnicy rywalizowali raczej w zabawach terenowych i dla przyjemności, niż na poważnie. Zasadą była walka zespołowa. Załogi dobierano piątkami, a wyniki poszczególnych konkurencji nie były zwykle wliczane do klasyfikacji generalnej.
W tym roku stało się inaczej. Organizatorzy, chcąc podkreślić, iż "Croatia" pod względem trudności nie ma sobie równych wśród europejskich ekstremów (po "łatwym" rajdzie w roku 2003 i wycofaniu się - w związku ze śmiercią Schwarza - kilku załóg w roku 2004 prestiż rajdu został nieco nadszarpnięty), tym razem Trophy Day zorganizowali zaraz na początku zawodów, dochowując wierności tylko zasadzie walki zespołowej. "Zabawowe" konkurencje zastąpione zaś zostały ciężkimi, przeprawowymi przeszkodami, a uzyskany czas był zaliczany do klasyfikacji rajdu.
Pierwsza konkurencja - zjazd po pionowym zboczu, a następnie przejazd głębokim, usianym skałami wąwozem, na którego dnie wił się rów zamieniający się później w koryto strumyka - okazała się morderczą przeprawą dla polskiego zespołu, tym razem złożonego z czterech quadów. Już po kilku metrach przeprawy rowem, pomiędzy potężnymi skałami, obie Suzuki miały pokrzywione drążki kierownicze, a w jednej z nich drążek wyrwał się z mocowania! Polacy rozpoczęli żmudną walkę z trasą (blokując przy tym nieco pozostałych zawodników, którzy nie byli w stanie ich wyminąć), przy czym sprawniejsza Suzuki ciągnęła za sobą swoją chorowitą koleżankę. O ile pokonanie wąwozu przyszło im jeszcze bez trudu, wyjazd z niego - po kilkudziesięciometrowym, pionowym zboczu - na wyciągarkach był już prawdziwą mordęgą.
W pozostałych konkurencjach (polegających m.in. na budowie mostu z lin wyciągarek oraz wdrapaniu się pojazdami po błotnistej ścieżce, a następnie opuszczeniu się na wyciągarkach i linach po pionowym zboczu) nasi startowali już trzema quadami, osiągając ostatecznie czas o blisko półtorej godziny gorszy od swych niemieckich konkurentów. W kategorii samochodów zdecydowanie najszybszy był team złożony z trzech załóg faworytów: vand der Velde-Arendts, Shuker-Moll i Seyfried-Weixler.
Etap III
Kolejny etap dla Polaków rozpoczął się pechowo. Na pionowym zjeździe po lesistym zboczu Paweł Ratyński stracił panowanie na quadem i jego Suzuki stoczyła się po drodze, kilkukrotnie rolując. Na szczęście - mimo groźnie wyglądającego wypadku - quad nadawał się do dalszej jazdy. Po prowizorycznej naprawie i ogołoceniu go z kilku, głównie plastikowych elementów obie Suzuki ruszyły w dalszą podróż, wkrótce przerwaną jeszcze na chwilę z powodu odnowionej awarii drążka kierowniczego.
Pół kilometra dalej - kolejne wyzywanie. Przejazd przez rów z wodą, a potem ostry, kilkumetrowy podjazd kończący się w lesie. Sporo załóg w tym miejscu sięgnęło po trapy, dzięki którym przeszkoda stawała się nieco łatwiejsza do pokonania.
Na koniec dnia organizatorzy poczęstowali zawodników prawdziwym rarytasem - czekał na nich kilkusetmetrowy, stromy podjazd po skalistej ścieżce, która pod koniec gwałtownie wspinała się ku górze. Wymęczone auta z trudem tańczyły na iście rockcrawlingowej ścieżce (niżej zawieszone co rusz wieszały się na mostach), a gdy załogom wydawało się, że to już koniec - nagle wyrastała przed nimi pionowa ściana, na którą trudno było wspiąć się nawet na piechtę! Najłatwiej z podjazdem poradziło sobie powolne, ale potwornie wytrzymałe Volvo Davida Amplinga (znanego z kilku Pomeranii), które przy pomocy mechanicznej wyciągarki bez trudu poradziło sobie w tych warunkach. Drogę krzyżową przeszły zaś quady, a szczególnie ciężko już doświadczony zespół Suzuki. Popis jazdy dał natomiast Mariusz Kulak, który swoim Grizzly wjechał bez zatrzymywania na sam szczyt. Z grona faworytów rajdu na etapie tym wypadł Harald Seyfried, który zaliczył taryfę.
Etap IV
Kolejny etap znów nie dał zawodnikom szansy na odpoczynek. Choć jego trasa była ich zdaniem nieco łatwiejsza niż w dniach wcześniejszych, dystans, jaki musieli w upale pokonać (90 kilometrów!), dał się wszystkim mocno we znaki. Mimo pozornej "łatwości" trasy, nie brakowało na niej ciekawych momentów. Najtrudniejszym było ogromne, wodno-błotne rozlewisko, zamieniające się później w nieco bardziej utwardzone bagno. Kto lubił kilkusetmetrowe winchowania, mógł być zadowolony. Pilotom jednak, zmuszonym brnąć po pas w błocie, rzadko uśmiech pojawiał się na twarzach...
Na etapie IV najlepszy czas osiągnął Defender Simona van der Velde, który o blisko siedem minut wyprzedził Mercedesa duetu Shuker-Moll. Mimo to niemiecka para wciąż z bezpieczną przewagą prowadziła w rajdzie. W klasie ATV etap wygrał duet Bujański-Ratyński, który o ponad pół godziny pokonał drugi z polskich zespołów (przyczyną straty była podobno przerwa na papierosa, którą nasi zawodnicy - nieświadomi bliskości mety - zrobili sobie pod koniec trasy...).
Etap V
Choć rajd zbliżał się już ku końcowi, jego trasa wciąż przysparzała zawodnikom wiele problemów. Etap piąty był z pewnością jednym z najtrudniejszych w tegorocznej edycji rajdu. Trzeba było wykazać się umiejętnościami nawigacyjnymi (szczególnie na samym początku, podczas jazdy po lesie, wiele załóg pobłądziło, pakując się w jeszcze groźniejsze zasadzki), pokazać siłę charakteru (jedna z prób polegała na pokonaniu stromo wznoszącego się zbocza, u szczytu którego autom podrywało już koła - chwila wątpliwości groziła zrolowaniem pojazdu w dół), a przede wszystkim dowieść swych off-roadowych umiejętności. Pod koniec etapu na zawodników czekał długi, leśny podjazd, pełen kolein, w których z powodzeniem mogłyby się schować nawet 35-calowe Simexy. Problem w tym, iż nie dało się ich ominąć! Po gehennie, jaką było wdrapanie się na górę, na pojazdy czekało kolejne zadanie - kilkudziesięciometrowe, głębokie rozlewisko błotne, które utworzyło się na prowadzącej dalej ścieżce. Po raz kolejny wyciągarka była jedyną szansą ratunku... Jakby tego było mało tuż przed metą wyznaczono jeszcze jedną poważną przeszkodę - głęboki parów, do którego należało zjechać (bez tylnego wincha ani rusz!), następnie pokonać kilkanaście metrów po jego skalistym, wąskim dnie (niektóre auta, by móc jechać dalej, musiały położyć się bokiem na jednej ze ścian), a na koniec podciągnąć się jakieś kilkanaście metrów na wyciągarce, aby wreszcie dotrzeć w bezpieczne miejsce.
Etap piąty, jak się okazało, był kluczowy w tegorocznej edycji zawodów. Prowadząca dotąd załoga niemiecka straciła na nim kilkadziesiąt minut z powodu awarii układu jezdnego ich Mercedesa. W tej sytuacji na prowadzenie wyszli - najszybsi tego dnia - Holendrzy: Simon van der Velde - Peter Arends. W obozie Polaków również nie było powodów do radości. Jarek Witas swoim Rinconem nadział się na wystającą gałąź, która przebiła blok silnika! Awarii nie dało się usunąć w warunkach polowych i Jarek wraz z Mariuszem musieli się wycofać.
Etap VI i VII
W ostatni dzień rajdu zaplanowano dwa 30-kilometrowe etapy: dzienny oraz nocny. Warunki, w jakich rywalizowali zawodnicy uległy znacznemu pogorszeniu - nad Chorwację nadciągnęły chmury, spadł deszcz, a temperatura z dwudziestu kilku stopni zmniejszyła się do ledwie dziesięciu.
Przed startem do etapu dziennego mało kto spodziewał się, że będzie on jeszcze trudniejszy niż poprzednie. Na zawodników czekała bowiem jedna z najbardziej wymagających przeszkód tego rajdu. Był nią długaśny wąwóz, o spadzistych ścianach, do którego auta (quadom tym razem zaoszczędzono tej próby) zmuszone były opuścić się na wyciągarkach (w miejscu zjazdu spadek był niemal idealnie pionowy), następnie pokonać jego dnem kilkadziesiąt metrów po wykrotach, po czym zatrzymać się, by dać szansę swym załogom na przyjrzenie się z rozdziawionymi ustami kolejnej przeszkodzie - dwóm, ponadmetrowej wysokości skalistym stopniom, po których należało w jakiś sposób zjechać... Co bardziej nieczułym na los swego samochodu pokonanie tego miejsca zajęło jednak zaledwie kilka sekund - dodawali gazu i nie przejmując się konsekwencjami po prostu zjeżdżali w dół... Inni, kombinując, asekurowali się dwoma wyciągarkami i powoli opuszczali się na trapach.
Po powrocie do obozu nastąpiły gorączkowe przygotowania do finałowego, nocnego etapu. W wielu miejscach, tak jak i podczas poprzednich wieczorów agregatory oraz spawarki pracowały bez wytchnienia. O północy na trasę jako pierwsze wyruszyły quady, kilkadziesiąt minut później samochody. Mimo panujących ciemności organizatorzy nie myśleli o dawaniu taryfy ulgowej - poprowadzona lasami trasa wciąż była bardzo wymagająca. Najtrudniejszym momentem był zjazd po zarośniętej stromiźnie, a następnie przejazd laskiem i atak na pionowe zbocze. Mimo padającego deszczu i sprytnie ukrytego w trawie głazu niektórym udało się wyjechać bez pomocy wyciągarki! Ogromne wrażenie wywoływał przede wszystkim Puch Haralda Seyfrieda, który jechał uzbrojony w całą baterię reflektorów ksenonowych.
Do mety pewnie, z dużą przewagą nad rywalami podążał holenderski Land Rover załogi van der Velde-Arendts. Shuker i Moll, mimo wysiłków, nie byli już w stanie nadrobić kilkudziesięciominutowej straty. Dzielnie z trasą poradził sobie nasz jedyny już polski zespół ATV, który na mecie pojawił się niemal równocześnie wraz z pierwszymi załogami samochodowymi. Po tygodniowej męczarni mało kto jednak miał ochotę na świętowanie...
Arek Kwiecień
Croatia Trophy 2005 - klasyfikacja generalna
Miejsce |
Numer startowy |
Załoga |
Kraj |
Samochód |
Czas łączny |
Samochody |
1 |
36 |
Simon van der Velde - Peter Arends |
Holandia |
Land Rover |
17:17:00 |
2 |
38 |
Thomas Shuker - Jasmin Moll |
Niemcy |
Mercedes |
17:39:50 |
3 |
34 |
Walter Friedrich - Gunther Hohensinner |
Austria |
Puch |
19:47:36 |
4 |
43 |
Roberto Camporese - Roberto Cortivo |
Włochy |
Toyota |
21:18:41 |
5 |
41 |
James Marsden - Luke Fail |
Wielka Brytania |
Land Rover |
21:45:52 |
|
Quady |
1 |
11/12 |
Jacek Bujański - Paweł Ratyński |
Polska |
Suzuki |
27:23:29 |
2 |
19/20 |
Thomas Burkard - Michael Schnider |
Niemcy |
Yamaha - Bombardier |
36:57:12 |
3 |
15/16 |
Mariusz Kulak - Jarosław Witas |
Polska |
Yamaha - Honda |
37:47:33 |
|
<< powrót |
|
|