|
[2006-03-21] |
Tuareg Rallye 2006 - relacje - pierwsze trzy dni rajdu. |
|
Dzień pierwszy - 19.03.2006
Prom dobił do portu przed siódmą rano czasu miejscowego. Odprawą celną zajšł się organizator, a my rozpoczęliśmy rozładunek trzynastu motocykli. Po półtorej godzinie wszyscy byli poza terenem portu, na placu przy głównej ulicy prowadzącej do miasta Nador. Na kilkunastominutowej odprawie tradycyjnie prowadzonej w kilku językach organizator przedstawił plan na dzisiejszy dzień rozjaśniając zawodnikom dość zawiłe zasady czasowego dojazdu i wyjazdu z checkpointów. Przed startem sprawdziliśmy jeszcze sterowanie tylną blokadą w Tomcacie Alberta i auta były gotowe do startu. Na początku ruszyły motocykle, potem samochody. Nasz Tomcat Team był ostatnim, który ruszył na trasę.
Po około 30 kilometrowym odcinku asfaltowym rozpoczął się stosunkowo szybki odcinek szutrowy (18 km) z kilkoma wyschniętymi rzekami. Potem znów asfaltem krótki dojazd sześciokilometrowy, a następnie twardy, ze sporą ilością kamieni i hopek OS. Ponownie przerywnik asfaltowy (34 km) i najciekawszy dziś odcinek o charakterze rockcrawlingowym: niezliczone ilości dużych i bardzo dużych kamieni w korycie starej rzeki, a całość na przestrzeni 30 km, zaraz potem, również wliczany do klasyfikacji czasowej długi, asfaltowy dojazd, ponad 80 km wprowadzający na ostatni etap kamienistej pustyni poprzecinanej starymi korytami rzek, potoków, prowadzący prosto do miasteczka Missour, gdzie mieści się dzisiejsza baza w Hotelu Baroudi. Tomcat Alberta dotarł na metę pierwszy, wyprzedzając wszystkich: motocyklistów, quady i samochody, po niecałych 7 godzinach od startu. Na mecie organizatorzy poprosili o GPS-a celem sprawdzenia zgodności jazdy naszej załogi z Road Bookiem, zgrywając traka do swoich laptopów.
Serwis:
Początkowo jechaliśmy razem, defender 110 pick-up i największy na tej imprezie pojazd serwisowy: ciąnik siodłowy MAN z profesjonalnie przygotowaną naczepą typu "jumbo" (zestaw mierzy ponad 15 metrów długości). Na pierwszej stacji uzupełniliśmy zapasy paliwa dla Tomcatów. Po dwóch godzinach od startu dostaliśmy sygnał o awarii Tomcata Roberta i Ernesta. Serwisowy defender dotarł i usunął usterkę w zasilaniu paliwem w około 40 minut. Opóźnienie w dotarciu do punktu kontrolnego niestety zaowocowało taryfą (2 h). W tym czasie MAN kierował się możliwie szybko w kierunku bazy, drogami w zasadzie asfaltowymi o całkiem przyjemnej nawierzchni, lecz szerokości o parę centymetrów większej od obrysu pojazdu. Nasza ciężarówka dotarła do bazy 40 minut po Albercie i Michale, i natychmiast serwis rozpoczął przegląd pierwszego Tomcata. Po kilkunastu minutach dotarł Robert z Ernestem i rozpoczęli?my prace przy obu samochodach.
Dzień drugi - 20.03.2006
Start na trasę drugiego dnia wyznaczono na miejscu odległym od bazy o kilka kilometrów od Missour. Start właściwy miał miejsce o godzinie 9.00 Wystartowaliśmy jako pierwsi z minutowš przewagą do następnej załogi jadącej Mercedesem G. Pierwsza pętla w terenie to duża ilość szybkich przejazdów przez kamienną część pustyni z dużą ilością wyschniętych rzek i rozpadlin długości ponad 30 km. Potem krótka dojazdówka asfaltem i wjazd we wschodnią część Wysokiego Atlasu. Odcinek niezmiernie ciekawy widokowo i równie ciężki dla zawodników: olbrzymie głazy, głębokie rozpadliny i koryta rzek w bardzo wysokich wąwozach. Najdłuższa rzeka miała blisko 10 km, oczywiście bez wody. Nawigacja często odbywała się intuicyjnie, obrazki z road-booka niechętnie pasowały do rzeczywistego obrazu. W czasie 130 kilometrowej dojazdówki pojazdy zostały zatankowane i przed czasem zjawiły się na starcie do ostatniego odcinka specjalnego. Umożliwiło to ekipie serwisowej na szybką kontrolę ciśnienia w ogumieniu i sprawdzenie zawieszenia. Na ostatnim odcinku rozpoczęła się właściwa jazda po piasku i wydmach wysokich na kilkadziesiąt metrów. W drodze do jednego z punktów kontrolnych Albert z Michałem pomogli swoim rywalom z drugiej pozycji listy startowej postawić na koła Mercedesa bo niefortunnym dachowaniu przez ?dziób?. Jako jedni z dwóch samochodów zaliczyli położony na najwyższej wydmie na trasie punkt kontrolny. Pojazdy dotarły na metę bez przeszkód i oczekiwały w bazie na serwis. W bazie skutecznie udało mi się zakopać serwisowego Mana z naczepą, ale na szczęście nie ruszamy się stšd przez najbliższe dwie doby...
Mechanicy przez całe popołudnie przy pomocy dwuosiowego DAFa bezskutecznie próbowali wydobyć ciężarówkę na względnie twarde podłoże, dające cień szansy na poruszanie się o własnych siłach przy ciśnieniu w oponach zmniejszonym do 30 % nominału. Niestety trzeba było poświęcić czas startującym w imprezie Tomcatom ;-). Prace serwisowe zakończyły się około godziny 4 czasu lokalnego.
Dzień trzeci - 21.03.2006
Pierwsza część dziesiejszego odcinka bardzo szybka, długości około 80 km, szutrówki i drogi ubite do twardości asfaltu, początkowo po kamienistej pustyni, później w terenie górzystym. Pierwszy PK zlokalizowany na niewysokich piaszczystych wydmach. Tam po raz pierwszy udało się zakopać samochód, ale sprawna akcja załogi wydobyła pojazd w kilka minut. Druga część to wyłącznie wydmy, ukryte PK, głównie na najwyższych diunach. Albert z Michałem dotarli jako pierwsi do bazy, po nim feralny Mercedes (wczorajsze dachowanie nie pozbawiło zawodników woli walki), a kilkanaście minut po nim wjechali Robert z Ernestem.
Serwis na dzień dzisiejszy ma niestety nadal dwa zadania: kontrolę Tomcatów i wydobycie ciężarówki serwisowej na przyjazną nawierzchnię. Bazę (N31.05'172/W004.00'488) opuszczamy dopiero w czwartek. Temperatura w cieniu oscyluje w okolicy 30 stopni, w słońcu...lepiej się nie wypowiadać... Godzina 15.55 czasu lokalnego. Przy pomocy ciężarówki o nieustalonej dotąd marce udało nam się wydobyć serwisówkę na teren przyjazny białemu człowiekowi. Rozstawiamy serwis i bierzemy się do roboty. Załoga Mercedesa, która wczoraj pechowo dachowała dostałe 8 h taryfy za konieczno?ć udzielenia pomocy typu "rescue" przez innego uczastnika (Albert/Michał). Według regulaminu czas poświęcony na pomoc "rescue" odlicza się od przebiegu odcinka. Przed chwilą pechowcy (Danner/Zach) przedstawili propozycję kasacji zdarzenia, na którą wyraził zgodę organizator: w takiej sytuacji Albertowi i Michałowi wydłuża się czas przejazdu na odcinku, a kolegom z Mercedesa kasuje się Taryfę. Nasza załoga zgodziła się na tę propozycję, co dla nas nie zmieni układu w tabeli, a załoga Danner/Zych obiecała w razie konieczności "oddać" trefne 20 minut. Całe zamieszanie nadaje sens walki chłopakom z Mercedesa jednocześnie podkreśla czysto sportowy charakter podejścia do rywalizacji Alberta z Michałem i całego Tomcat Teamu.
źródło: www.moli.pl |
<< powrót |
|
|