|
[2006-04-11] |
Pierwsze wieści z trasy wyprawy Outback Wertep Expedition. |
|
W niedziele, 9.04 Ok. godziny 5 czasu polskiego ( 11 czasu Alice Springs) ostatnia grupa uczestników Outback Wertep Expedition wylądowała na lotnisku w Alice. Przywitała nas piękna pogoda, ok. 25C,wysuszone słońcem busz oraz niesamowity wrzask papug, które obsiadały wszystkie lotniskowe drzewa. Po załatwieniu wszystkich formalności dotyczących pobrania samochodów wszyscy udali się na zakup do pobliskiego K-Martu. Każdy z nas wywiózł co najmniej po dwa duże wózki z zakupami-wszak jedziemy na dwa tygodnie na pustynię. Zakupy, jakieś jedzenie i włóczenie się po miasteczku przeciągały się dosyć długo tak, więc dopiero ok. 17 zaczęliśmy zbierać się do wyjazdu. Wtedy dopadła większość z nas dolegliwość związana ze zmianą czasu. Właściwie, poza kierowcami wszyscy zaczęli podsypiać. Dwie załogi zdecydowały się na nocleg w hotelu i po krótkiej drzemce zaczęli zwiedzać okoliczne bary. Wędrówka skończyła się podobnież nad ranem. Reszta pojechała na szlak do samotnej skały Cambers Pillar, ok. 160km od Alice Springs. Dojechalismy do biwaczku grubo po zmroku, jadąc czasami ponad 100km/h wzdłuż linii kolejowej Old Ghan. Zakosztowaliśmy tez trochę prawdziwego off-roadu przebijając się pod koniec przez kilka piaszczystych diun i trawersując skałki. Oczywiście, po przyjeździe nikomu nie chciało się spać i przy ognisku oraz lekkim australijskim piwie zabawa trwała do późna w nocy.
10.04
Obudziły nas jakieś papugopodobne ptaki latające nad nami dookoła a po wyjściu z namiotów zobaczyliśmy widok zapierający dech w piersiach. Dookoła busz, skałki jak na westernie i czerwony marsjański piasek. Pytanie, właściwie to gdzie jesteśmy? Po śniadanku wyruszyliśmy na szlak w kierunku aborygeńskiej komuny Finke, cały czas wzdłuż Old Gahana. Szlak biegł czasami po nasypie kolejowym, czasami obok – generalnie prawdziwa wycieczka krajoznawcza. Co kilkanaście kilometrów mijaliśmy opuszczone stacje kolejowe opisane tablicami i zdjęciami – prawdziwie przygotowana trasa dla turystów. Do Finke większość z nas dotarła już po zmroku skąd zakurzonymi szutrami dotarliśmy do Mount Dare, ostatniego homesteadu przed Pustynią Simpsona. Dotarła większość z nas bo przygody nas nie ominęły. Pierwsza ekipa: Michał Rej, Paweł Szperliński i Wojtek Idziak pojechała sobie na kreskę przez Outback – efekt: przebite dwie opony ok. 40 km od najbliższego szlaku i 40 km jazdy po kamieniach na jednej feldze oraz wzywanie przez satelitę samochodu serwisowego z Alice Springs (całe szczęście, ze było to ok. 100 km od miasta). W Mount Dare chłopaki byli w nocy. Kolejny wypadek następnej załogi zdarzył się 200 m przed campingiem – Romanek nie wyprowadził z zakrętu i wywinął 270 stopniowego dacha całym samochodem w poprzek drogi. Na szczęście jemu, Renacie i Andrzejowi nic się nie stało i poza niegroźnymi potłuczeniami wyszli z tego cało. Samochód oczywiście do kasacji a pechowa ekipa musi dalszą drogę spędzić w samochodach pozostałych uczestników... Ciekawe co po pierwszym dniu myślą sobie o nas w wypożyczalni.
Za to po przyjeździe do homesteadu wszyscy mogli wziąć sobie mały prysznic a opowiesci nie było końca
Michał Synowiec
» Zobacz pierwsze zdjęcia z trasy wyprawy
|
<< powrót |
|
|