|
[2006-06-30] |
Rajd Berlin – Wrocław – etap III i IV |
|
12. Rajd Berlin - Wrocław powoli osiągnął półmetek. Kierowcy przejechali już dość spory dystans, a przed nimi jeszcze najdłuższy 330 kilometrowy etap V. Trzeci i czwarty dzień rywalizacji, dla Polskich załóg był zmienny. Bardzo dobrze spisał się Jacek Bujański quadem, wygrywając etapy, świetnie pojechał Krzysiek Ostaszewski Uralem i Grzegorz Baran Mercedesem Unimog. Dzień trzeci zostanie też w pamięci Loctite Generali Team’u. Albert Gryszczuk prowadząc po trzecim etapie, popełnił błąd i dachował. Auto udało się reanimować i przystąpić do dalszej rywalizacji.
Rajd Berlin – Wrocław zaczął przysparzać, coraz więcej problemów, startującym załogom.
Sprzęt przestaje wytrzymywać trudy rywalizacji i sporo samochodów do mety wraca na lawetach lub na holu.
Trzeci etap rozegrał się ponownie na poligonie drawskim i liczył 120 kilometrów oesowych. Układ trasy był
bardzo podobny do poprzedniego, szybki, kilka przepraw błotnych, przejazdy przez rzeki i oczywiście
czołgowiska, niewybaczające zawieszeniu. Czwarty etap startował również na poligonie pod Drawskiem
Pomorskim. Pierwszy odcinek dnia miał ponad 70 kilometrów, po jego zakończeniu zawodnicy,
jak i wszyscy uczestnicy maratonu spakowali się, kierując się na kolejny poligon koło
Sulęcina, w Wędrzynie. Tam przystąpiono do drugiego odcinka dnia o długości ponad
40 kilometrów. Jednym z najszybszych Polaków kolejny raz był Jacek Bujański jadący
quadem Kawasaki. Wpierw uzyskał trzeci wynik dnia, po to by na kolejnym etapie przyspieszyć
i go wygrać. Po czterech etapach zawodnik awansował na drugą pozycję wśród quadów. Bardzo dobrze spisywali się też kierowcy Tomcatów. Robert Górecki z zespołu Loctite Generali Team z dnia na dzień przyspieszał awansując do pierwszej szóstki Rajdu Berlin Wrocław, podobnie jak Piotr Kowal z Land Serwis Team’u w podobnym aucie. Kierowcy z kilometra na kilometr przyspieszają, czują się coraz pewniej, uzyskując czasy w ścisłej czołówce. Mniej szczęścia miał drugi z kierowców Loctite Generali Team, Albert Gryszczuk. Kierowca popełnił błąd nawigacyjny, musiał się wracać i wtedy to dachował, urywając tylny most. Szybka reakcja serwisu, który musiał dotrzeć do miejsca zdarzenia, pozwoliła na stratę czterech godzin a nie dziesięciu, bowiem auto zostało zreanimowane na miejscu i kierowca przystąpił do dalszej rywalizacji. Bardzo dobrze spisywały się załogi ciężarówek. Diverse Extreme Team, dysponując najsłabszym autem w stawce, przygotowanym do ścigania się na Rajdzie Dakar, przez dwa ostatnie etapy plasował się w pierwszej szóstce pojazdów ciężarowych. Dla Grzegorza Barana i Rafała Martona to bardzo dobry wynik, bowiem zespół przyjechał tu na trening przed Dakarem. Jak sami zawodnicy przyznają, samochód nie jest oszczędzany, mają wyjść z niego wszystkie wady, tak aby w styczniu być pewnym, że się startuje w stu procentach sprawnym i bezawaryjnym pojazdem. Do najdłuższego etapu, zawodnicy DExT wystartują z piątej pozycji wśród ciężarówek. Kolejną bardzo szybką ciężarówką jest złoto – niebieski Ural z silnikiem od Volvo. Wielokrotny uczestnik rajdów off-roadowych jedzie bardzo szybko, nie popełnia błędów, jak i nie miewa problemów z pojazdem. Trzeci, jak i czwarty odcinek, kierowca z Radwanic wygrał, przechodząc na prowadzenie w klasyfikacji ciężarówek. Jest to bardzo dobry wynik zwłaszcza, że Krzysiek pierwszy raz startuje w tak długim rajdzie. Trzecia ciężarówka, MAN Sebastiana Hornika podróżuje ze zmiennym szczęściem. Czasami złapie kapcia, co przy tak wielkim pojeździe to nie lada problem, zdarzają się też załodze problemy z nawigacją, ale to nie ma większego wpływu na osiągany przez Ampol Rally Team wynik. Dla załogi najważniejsze jest przetestowanie nowopowstałego pojazdu, który ma służyć w przyszłości do wygrywania rajdów w klasie ciężarówek. Równie dobrze spisuje się ostatnia załoga w Uaz’ie własnej konstrukcji. Mirek Kozioł, co raz lepiej zgrany ze swoim pilotem, zaczął przyspieszać i od razu awansował o kilka pozycji do przodu. Załoga na trzecim, jak i na czwartym etapie nie miała większych problemów, ani z autem ani z nawigacją, i do piątego wyczerpującego etapu, przystępuje pełna optymizmu. A tego nie powinno zabraknąć nikomu, bowiem przed zawodnikami aż 330 kilometrów etapu, z czego około 260 kilometrów to trzy odcinki specjalne. Z pewnością układ klasyfikacji generalnej po „Dniu Hannibala” wywróci się do góry nogami i dopiero wtedy będzie można spekulować, kto ma szansę wygrać 12. Rajd Berlin – Wrocław.
Albert Gryszczyk – „Trzeci Etap 12. Rajdu Berlin – Wrocław liczył około stu dwudziestu kilometrów. Dla załogi numer 101 średnio szczęśliwy. Wystartowaliśmy z czwartej pozycji. Na 70 kilometrze dogoniliśmy już trzy załogi, niestety popełniliśmy mały błąd nawigacyjny, musieliśmy się wracać i wtedy dachowaliśmy uszkadzając poważnie samochód. Wyrwaliśmy tylni most, jak wiadomo bez tylnych kół jazda jest ciężka. Po około trzech godzinach od wypadku przyjechał nasz serwis na trasę. Podnieśliśmy pojazd do góry, podstawiliśmy most pod Tomcata i przyspawaliśmy go powrotem do rajdówki. Przejechaliśmy całą trasę, jesteśmy teraz na mecie, co widząc samochód zaraz po wypadku, wydawało się niemożliwe. Tak naprawdę to, że tu jestem zawdzięczam tylko i wyłącznie serwisowi i jego sprawnej reakcji. Myślę, że z czwartego miejsca w generalce spadliśmy do czwartej dziesiątki. Jest to jednak trzeci etap rajdu. Wszystko jeszcze przed nami.”
Jacek Bujański – „Trzeci etap miał około 130 kilometrów, mnie wyszło tak koło 150, więc sporo błądziłem. Zepsuł się metromierz i to głównie wpłynęło na wynik trzeciego etapu. Przypominał bardziej Enduro z tym, że tam odcinki mają niewiele ponad pięć kilometrów, tu znacznie więcej. Poza tym nie miałem większych problemów na trasie, dopadłem kilku zawodników, udało się wyprzedzić motory, potem zbłądziłem, złapałem kapcia i znów dogoniłem tych samych zawodników. Mimo tego jestem bardzo zadowolony z wyniku osiągniętego na trzecim etapie. Czwarty etap, rozpoczynający się na poligonie pod Drawskiem Pomorskim, a kończący koło Sulęcina udało się pojechać bez większych problemów i wygrać go w klasyfikacji quadów. Przed nami długi 330 kilometrowy piąty etap. Mam nadzieję, że uda się utrzymać wynik.”
Krzysztof Ostaszewski – „Były to dobre dni dla naszej załogi. Trasa była ciekawa, miała szybkie elementy i to, co nas cieszy, czyli sporą ilość przeprawówek. Poszło nam bardzo dobrze, wyprzedziliśmy sporo załóg. Problem mamy tylko z niemieckimi załogami, które nie patrzą się za siebie, nie ustępując drogi szybszym zawodnikom. Nie wiem czy to brak kultury, czy chęć spowolnienia wyprzedzających załóg, ale zdarza się to tylko im, bowiem Francuzi czy Austriacy, jak tylko widzą szybsze auto za nimi od razu zjeżdżają na bok. Czwarty etap był znów dość ciężki. Mimo tego, że go wygraliśmy w klasyfikacji ciężarówek, dojeżdżając na szóstej pozycji w generalce, nie było łatwo. Wpierw mieliśmy odcinek pod Drawskiem, stamtąd dojazdówką przenieśliśmy się pod Sulęcin do Węgrzyna, gdzie odbył się drugi oes dnia. Z wyniku jesteśmy zadowoleni i oby tak dalej.”
Mirek Kozioł – „Dla naszej załogi oba etapy trzeci, jak i czwarty były dość udane. Osobiście jestem zadowolony. Mimo trudniejszych warunków, jakie zafundował nam organizator Klaus Leihener, nie mieliśmy większych problemów. Nie popełnialiśmy błędów nawigacyjnych, no i przede wszystkim nie uszkodziliśmy samochodu. Z dnia na dzień nabieramy pewności siebie, w końcu jest to dla nas pierwszy w życiu tak długi i wyczerpujący rajd. Jedyny problem, z jakim się borykaliśmy, to szwankująca instalacja gazowa, bowiem asz Uaz został przystosowany do jazdy na dwóch paliwach. Sprawdzimy, co się stało i jak tylko się da, to awarię usuniemy. Przed nami najdłuższy piąty etap, zwany dniem Hannibala. Myślę, że tam rozegra się główna walka o pozycję.”
Robert Górecki – „Trzeci etap był bardzo ciekawy. Typowa dla tego rajdu trasa liczyła ponad 120 kilometrów, bardzo ciekawa, szybka, z elementami rajdu przeprawowego. Fakt, że przeprawy były łatwe, w końcu od dwóch tygodni nie padało i większość rzeczek nie ma takiego poziomu wody, jak w ubiegłym roku, co ułatwia wszystkim jazdę. Jesteśmy zadowoleni z rywalizacji, zwłaszcza z czwartego etapu, na którym osiągnęliśmy bardzo dobry trzeci wynik. Będziemy walczyć.”
Sebastian Hornik – „Dwa ostatnie etapy, czyli trzeci i czwarty były dla nas ciężkie. Nie ustrzegliśmy się paru awarii. Ominęliśmy też jeden punkt kontroli czasu, który w naszym przypadku nie wiele zmieni, jeśli chodzi o zajmowaną pozycję. My w Rajdzie Berlin – Wrocław jedziemy samochodem MAN, zbudowanym dwa miesiące temu. Auto jest poddawane gruntownym testom, stąd też słabsze wyniki. My się tym nie przejmujemy, w końcu przyjechaliśmy tu odkryć wszelkie bolączki tego siedmiuset konnego potwora. Przed nami piąty, 330 kilometrowy etap – będzie bardzo ciężko.”
Grzegorz Baran – „Trzeci 120 kilometrowy etap i czwarty 200 kilometrowy, to już prawdziwe ściganie się po długich i dość męczących drogach. Nasz Unimog sprawował się świetnie, nie mieliśmy żadnych przygód. Całą trasę przejechaliśmy czysto i z uzyskanego wyniku jesteśmy zadowoleni. Po dwóch etapach dowiedziałem się też bardzo ciekawej rzeczy. Jak tylko zaczęliśmy uzyskiwać dobre rezultaty, przyszli do nas zawodnicy niemieccy i francuzcy dowiedzieć się jaką mocą dysponujemy. Szybko z naszych rozmów wynikło, że Mercedes Unimog przygotowany do startów w Rajdzie Dakar jest jedną z najsłabszych ciężarówek biorących udział w Rajdzie Berlin – Wrocław. To dało nam jeszcze większą wiarę w siebie i sprzęt. Jesteśmy optymistycznie nastawieni do dalszej rywalizacji.”
Piotr Kowal – „Idzie nam coraz lepiej. Zaczynamy przeganiać większość zawodników. Jak dla nas odcinki są bardzo szybkie, nie ma zbyt dużej ilości przepraw, a my do tego jesteśmy stworzeni. Jak dotąd jest to nasz pierwszy rajd szybkościowy, z mniejszym naciskiem na przeprawy, i z dnia na dzień coraz bardziej się aklimatyzujemy. Do piątego etapu ruszamy z dziewiątej pozycji i mamy nadzieję na metę w Trzebieniu dotrzeć jako pierwsza załoga!”
|
<< powrót |
|
|