|
[2007-07-26] |
Kolejne dwa dni na trasie wyprawy Tien-Shan. |
|
Tien-Shan Relacja prasowa 24.07.2007 godz 22.50
KANION
Poranek zaskakuje nas niesamowitym widokiem....jest pięknie !!!
Przed nami błękitne lustro jeziora otoczone surowymi górami. Zachwyceni krajobrazem powoli zwijamy obóz, aby udać się do jednego z najważniejszych miejsc naszej wyprawy, kanionu Charyn.
Po 20 kilometrach stajemy przed bramką parku narodowego, gdzie uiszczamy opłatę 460 tengów ( ok. 12 zł) ...i wjeżdżamy dalej samochodami.
Do kanionu można zupełnie legalnie wjechać samochodem, jedynym warunkiem jest aby był to prawdziwy samochód terenowy.
Wjazd, będący jednocześnie wyjazdem prowadzi pod kątem ok. 18 stopni...i posiada dziury tak duże że koło normalnego samochodu osobowego zmieściło by się tam w całości.
Po przejchaniu pierwszego kilometra słychać w CB radiu okrzyki zachwytu wygłaszane przez wszystkich obecnych uczestników wyprawy.
Prawie dwie godziny poświęcamy na kręcenie materiału filmowego...a temperatura sięga 35 stopni.
Na dole kanionu w poblizu rzeki widzimy coś co nas przeraża....coś co rzuca cień nie tylko na zmotoryzowanych podróżników, ale przede wszystkim na Polaków.
Przy wygasłym ognisku leży torba pełna śmieci, na górze której ustawiona jest puszka z „konserwą tyrolską” .
Przed nami jedzie zielony Mercedes G na polskich numerach rejestracyjnych z dwoma osobami którym problem czystości środowiska nie jest na pewno bliski. Jego kierowca przedstawiający się jako CharliJ właśnie w tym miejscu zostal spotkany przez Adama.
Dla bardziej dociekliwych podaje początek numeru rejestracyjnego WG...... i zapraszam do rozwiązania zagadki na forum dyskusyjnym.
Zmęczeni słońcem postanawiamy rozbić obóz jeszcze po Kazachskiej stronie granicy, parę kilometrów przed miasteczkiem Kegen.
Znajdujemy dróżkę idącą w stronę małego szczytu...natychmiast tam wjeżdżamy. Widoku zachodu słońca jaki stamtąd widzimy długo nie zapomnimy.
Do tego jeszcze jedna niespodzianka na szczycie....działają komórki.
Dowiadujemy się że Agnieszka z Markiem są jeszcze w Astanie. Jak przystało na nowoczesne miasto brak w nim porządnej kuźni w której można by odkuć resor.
Ta sytuacja zmusza ich do zamówienia resorów z Polski za pośrednictwem DHL.
Land Serwis wysłał już resory, więc wszyscy mamy nadzieje że dołączą oni do naszej wyprawy w najbliższych dniach. Po naprawie będą mieli do nas najkrótszą droga około
2000 tyś km.
Wieczorem dostajemy sms od Andrzeja, że ma tylko 1300 km do nas i na pojutrze rano dojedzie do nas. Umawiamy się nad jeziorem Issyk Kul w Kirgizji.
Tien-Shan Relacja prasowa 25.07.2007 godz. 20.30
KRAINA MIODEM I MLEKIEM KOBYLIM PŁYNĄCA.
Dziś opuszczamy Kazachstan. Po noclegu na połoninach 2000 mnp zjeżdżamy do ostatniej przed granicą miejscowości Qargara celem dokonania drobnych napraw. Trzeba też zrobić zakupy żywnościowe oraz paliwowe. Drogą która przypomina ser szwajcarski jedziemy w kierunku granicy. Spotykamy samotnego Niemca podróżującego rowerem.
Przejście graniczne niezwykle małe, ale za to z niesamowicie przyjaznymi pogranicznikami. Pełni uśmiechów żegnamy na chwile gościnny Kazachstan i wjeżdżamy do
Kirgizji. Błyskawiczna i przemiła odprawa paszportowo celna i po kilkunastu minutach jesteśmy w Kirgizji. Poruszamy się po stepowym płaskowyżu na wysokości ok. 1700 mnp. Przed nami zaśnieżone szczyty jednego z pasm Tien Shan. Przy drodze miejscowi sprzedają miód i sfermentowane kobyle mleko kumys. Próbowaliśmy już tego mało u nas znanego specjału ale tylko Adamowi smakował.
Pierwsze zaskoczenie następuje po 5 km. Przed nami szlaban i „nada platit” chciał czy nie chciał . Okazuje się że droga biegnie przez rezerwat biosfery Issyk – Kul. Samochod + 2 osoby = 20USD. Człowiek pobierający od nas opłaty zaskoczył nas także doskonałą znajomością historii Polski.
Nie zatrzymując się jedziemy do miasta Karakol, gdzie czekają na nas imienne zezwolenia na wjazd w góry. Po dotarciu do biura, któremu zleciliśmy przygotowanie pozwoleń okazuje się, że jeszcze nie gotowe. Jutro, najdalej pojutrze. Nie martwi nas to, w tym miejscu umówiliśmy się z Andrzejem. Wprawdzie samo miasto Karakol w najmniejszym stopniu nie przypomina kurortu, jednak dookoła cudowne góry, gorące źródła i przepiękne jeziora. Na nocleg wybieramy jedną z dolin Parku Narodowego Karakol. Wspinamy się 19 km w gorę kamienistym szlakiem turystycznym. Walczymy z koleinami po ciężarówkach 6x6 Ural, które wożą czasem turystów do przepięknego jeziora znajdującego się na końcu doliny. Tam właśnie dojeżdżamy. Widok zapiera dech i jest drewno na ognisko. Tu zostajemy.
Michał Rej
|
<< powrót |
|
|