Paweł Oleszczak i Maciej Chełmicki
startujący zmodyfikowanym Jeepem Wranglerem zajęła ósme
miejsce w klasyfikacji generalnej samochodów i pierwsze w
klasyfikacji polskich załóg.
Do sobotniego prologu wystartowaliśmy z bardzo
dalekiej, bo 212 pozycji, był to bardzo krótki odcinek na
sztucznie przygotowanym torze, z wieloma trudnymi przeszkodami, ukończyliśmy go na bardzo wysokim -
23 miejscu.
W niedzielę, pierwszy etap rajdu
rozgrywany był obok Tropical Islands, była to krótka bo
tylko 8 kilometrowa pętla, pokonywana 3 razy, ze startu równoległego
po 4 samochody. Odcinek był momentami bardzo podobny do tych znanych
z rund RMPST, pewien jego fragment nazwaliśmy "Góra
Kalwaria". Odcinek ten wygrał Damian Baron jadący "Smoczycą",
my ukończyliśmy go ze stratą do lidera tylko 11 minut na 24
miejscu.
Poniedziałkowy etap z Gubina do
Żagania, kończymy na 23 miejscu, kilka minut przed nami Kozioł, Tolak, Ostaszewski. Schwarz
trzeci, Baron czwarty ze stratą zaledwie kilku minut do zwycięzcy
Kovacheva.
Wtorkowy etap składający się z dwóch
odcinków, rozpoczęliśmy dość pechowo, najpierw urwane
przewody hamulcowe na tylnym moście uniemożliwiły nam szybką jazdę
w powodu braku tylnych hamulców, potem na dojazdówce do
drugiego odcinka uszkodzeniu uległ tylny wał. Musimy naprawić
samochód, w efekcie spóźniamy się na start i otrzymujemy
prawie półtorej godziny kary.
Do środowego, IV etapu, podobno
najtrudniejszego a na pewno najdłuższego na tym rajdzie, startujemy
niestety dopiero z 84 miejsca. Do pokonania mamy cztery odcinki 110, 36,
27 i 120km, razem z dojazdówkami to 480km. Pierwszy odcinek to
zmodyfikowana trasa III etapu w Żaganiu, w sumie na nim wyprzedzamy kilkanaście
samochodów. Dwa następne to bardzo szybkie i nawigacyjne
odcinki, ciężko w kurzu wyprzedzać, mijamy kilka zagotowanych i
zepsutych aut.
Docieramy do startu do ostatniego
odcinka, jest 18:40, wątpimy czy dojedziemy dziś do mety, o nocnej
jeździe krążą tu już legendy. Niestety po całym dniu jazdy, na
trasie wychodzą pierwsze objawy zmęczenia, kilka minut nie uwagi,
jadąca przed nami IFA która nie daje się w żaden sposób
wyprzedzić, wykonuje swój ulubiony numer, przed którym
przestrzegał nas wcześniej Trasek, puszcza nas - grzecznie hamulce
i kierunek w prawo, zjeżdza ustępując nam drogi, kratki się mniej
więcej zgadzają, jak za chwilę się okazuje nie zgadzają się
wcale, tracimy 6km i kolejne minuty.
Trudna nawigacja, kolejne przeprawy
błotne, na nich wyprzedzamy kolejne auta, na trasie zaczyna się
robić ciemno i jakby pustawo, przed nami nie widać nawet kurzu.
Trzy kilometry przed metą zatrzymujemy się przy samochodzie Mirka
Kozła, podwójny przewrót przez przód, na
szczęście chłopakom nic się nie stało.
Meta uff... Jest Kilka minut do 23, nie
mamy siły nawet iść się umyć przed spaniem.
Czwartkowy V etap rozpoczynamy z 37
miejsca, według kolejności zajętej w pierwszej części
"Hannibala", powoli odrabiamy straty, końcowe wyniki
środowego etapu organizatorzy podadzą dopiero po południu.
Na mecie wczorajszego etapu nadal nie
zameldowały się aż 23 załogi. Dziś do pokonania mamy 120km
odcinka z kilkoma przeprawami i pierwszym check pointem odnajdywanym
na azymut, który znajdujemy bez problemu. Dziś chyba zaczyna się prawdziwy rajd, ten pierwszy CP to łąka z rowem na końcu,
przed nami chyba 30 wklejonych aut, w samym środku Ural Krzyśka
Ostaszewskiego, mały kłopot sprawia nam tylko rowek na końcu, do
CP podjeżdzamy w samej czołówce jako 6 auto.
Dalej na trasie wieje pustką, w czubie
jedzie się dużo łatwiej, wszystkie pozostałe przeszkody
pokonujemy z głową i o dziwo bez wyciągarki. Na którymś z
kolei CP po pokonaniu wcześnijszego rowu, słyszymy od organizatora "Sehr
schon!!". Budujące. Jedziemy dalej, do samej mety praktycznie bez przygód.
W bazie już wiszą wyniki, w generalce
po IV etapie jesteśmy na 19 miejscu. Jest dobrze!
W piątek startujemy z 16 miejsca.
Pełen optymizm i luz. Na starcie okazuje się że GPS nie działa.
Nie jest dobrze, dziś na trasie mamy do wyznaczenia z punktu
kontrolnego A, punkt kontrolny B odległy ponad 5km, nie jest łatwo,
stara eXplona wskazuje nam tylko kierunek, ale nie sam punkt, po
godzinie błądzenia wraz z dwoma innymi autami dogania nas Kowal, na
metromierzu mamy nakręcone prawie 30km, Piotr ma lekko ponad 5000m.
Po następnych kilkunastu minutach, wreszcie odnajdujemy drugi
punkt kontrolny. Z nigo startuje dalej roadbook. Przed nami zupełnie
pusto, na mecie meldujemy się jako piąte auto i pierwsi Polacy. W
klasyfikacji końcowej odcinka jesteśmy na 6 miejscu.
Sobota, ostatni etap rajdu, start
planowany o 11.00, przesunięty o godzinę ze względów
bezpieczeństwa, na trasie jest za dużo motorów i quadów.
Trasa to tylko 72km, jechane w dwóch,
minimalnie różniących się pętlach. Chwilę przed startem
dowiadujemy się, że mamy 10 miejsce w generalce a wśród
polskich załóg samochodowych pierwsze. Różnica do 11
jest około 30 minut, do 9 – kilkanaście. Wspólnie szybko
ustalamy taktykę. Do zyskania mało różnice w godzinach, do
stracenia wszystko. Z uśmiecham na ustach, lekko
podniesionym ciśnieniem i z premedytacją startujemy na samym końcu
naszej dziesiątki. Koledzy, jak widać sekundy po starcie, dalej nie trzymają ciśnienia
i niektórym chyba skoczyło aż zanadto :-). My jedziemy
swoje. Pierwsza przeprawa przez rów z wodą mijamy wklejonego
Piotra Kowala i kilka innych aut walaczących o życie – wystarczyło się lepiej rozejrzeć. Na trasie
straszny kurz, to nie wiarygodne ale ciężko jechać momentami nawet 15km/h, nic nie
widać. Linię startu mijamy jako drugi samochód z naszej
dziesiątki, niestety nie mieliśmy tyle szczęscia co samochód
przed nami, zdążyły wystartować ostatnie – najwolniejsze
ciężarówki, dwa białe czteroosiowe MAN'y już wcześniej
były naszą zmorą, wyprzedzamy je ścinając zakręt drogą w lewo, niestety już
do końca odcinka przed nami kłębi się dziki tłum ponad stu samochodów
jeżdzących we wszystkie strony.
Dojeżdzamy do mety. Ufff to wreszcie koniec, choć wcale nas ten rajd nie zmęczył.
Muszę przyznać, że nie wierzyłem,
że nam się uda dojechać do mety, nie wątpliwie ogromną zasługę
ma w tym Paweł, który przygotował samochód do startu
i jechał nim w sposób bardzo oszczędny, usuwając na rajdzie tylko drobne usterki.
Tegoroczny rajd Drezno-Wrocław to nie
był wyścig o sekundy, różnice idą w dziesiątki minut a
nawet godziny, Paweł szybko musiał dostosować swój styl
jazdy, znany nam z wielu rund RMPST do nowych realiów i
doskonale mu się to udało. Dużym zaskoczeniem dla nas było na
ogłoszeniu wyników to, że przeskoczyliśmy jeszcze dwa
miejsca w górę.
ZOBACZ:
Wystartowaliśmy w 14 rajdzie
Drezno-Wrocław dzięki firmom:
|
|
oraz CHINALSKI
FIRMA HANDLOWA |
|
|