Pechowa trzynastka
Zawodnik to też człowiek, więc po długiej, wyczerpującej nocy z wtorku na środę pozwoliliśmy spać im prawie do południa. Na ten dzień przygotowaliśmy trasę w kształcie pętli, którą trzeba było pokonać dwukrotnie. Na każdej pętli czekała tylko jedna próba “między taśmami”, za to bardzo zróżnicowana – zaczynała się niewinnie wyglądającym, za to niekoniecznie płytkim rozlewiskiem, potem był trawers i wielka, podmokła łąka.
Odwrócona kolejność startowa powoduje, że niełatwo zorientować się kto poprawił swoją pozycję. Trudno też gonić innych zawodników jeśli nie można zająć odpowiedniej pozycji przed przeszkodą. Oczywiście nie obyło się bez kłopotów. Wiele problemów mieli Niemcy – Dominique Trafoier (jadący z “trzynastką”) sam opowiada nam o perypetiach, równie wielkie miał Meinolt Dunninghaus. Wczoraj zmagał się z tylną piastą, na dzisiejszy poranek z Niemiec przyjechała nowa półoś z piastą. Dzisiaj popsuty kosz bębna wyciągarki uszkodził zbiornik paliwa, a wyciągarka w końcu “wyzionęła” ducha i sympatyczny Niemiec wycofał się z drugiej próby. Oczywiście Polacy też nie jechali bez przygód. Artur Owczarek stracił linę wyciągarki (stojąc przed potężnym zwałem błota!) i czekał na pomoc – z opresji uwolnił go Paweł Kado. W kategorii Extreme pierwszy przejazd wygrał Artur Owczarek przed Wojciechem Porębą (debiutant na Magamie!). Druga pętla była bardziej miarodajna (start według kolejności ukończenia pierwszego środowego etapu). Wygrał ją duet Łukaszewski/Duhanik. Co ciekawe zaproponowana trasa doskonale przypadła do gustu Łotyszom. Najlepszy Zeiza zajął trzecie miejsce, ale w pierwszej dziesiątce znalazło się jeszcze trzech jego krajanów.
W klasie Adventure cały dzień należał zdecydowanie do Arka Szamszona (“historyczny” zwycięzca tej klasy z ubiegłego roku), który wygrał obydwa przejazdy i zdecydowanie zmniejszył stratę do prowadzącego Remigiusza Moenerta. Na drugiej pętli świetnym czasem popisał się też Szwed, który zajął trzecią pozycję.
Dominique Trafoier: Jesteśmy bardzo zadowoleni z organizacji rajdu. Zaskoczyły nas świetnie przygotowane trasy, których stopień trudności jest dobrze przygotowany do aut. Niestety nie omija nas pech. Wczoraj pęknięta felga, dzisiaj uszkodzona wyciągarka mechaniczna (brak zębów przekładni, pęknięta obudowa), potem drzewo które dosłownie wyrosło nam spod ziemi. Mamy nadzieję, że będzie już tylko lepiej!
Marcin Łukaszewski: Dziś dwukrotnie przejeżdżaliśmy 40-kilomerową petlę, pokonując te same przeszkody. Do pierwszego okrążenia wystartowaliśmy z ostatniej pozycji i musieliśmy czekać, bo najtrudniejsza część próby trochę się zakorkowała. Nie mogliśmy wybrać najlepszego toru jazdy. Skończyliśmy ten etap na całkiem niezłej pozycji i do kolejnej pętli wyruszyliśmy z dobrego miejsca. Ten przejazd poszedł nam dużo lepiej i trasę pokonaliśmy śpiewająco. Kolejna załoga na mecie była aż 20 minut po nas.
Zbigniew Peczyński: Dziś było bardzo szybko, jedynie bagienka przytrzymały nas na dłużej. Pierwsza pętla poszła nam bardzo dobrze do momentu kiedy pod koniec odcinka zepsuliśmy wyciągarkę. Ze względu na awarię nie pojechałem drugiego okrążenia, tylko wziąłem karę. To już mój siódmy start w Magam Trophy i nigdy nie brakowało przygód, ale jak zwykle jest fantastycznie.
Dagobert Kubis: To był dla nas całkiem niezły dzień, postaraliśmy się i wynik był nie najgorszy. Trasa świetna, choć podobna do edycji sprzed dwóch lat, więc niektóre elementy pamiętaliśmy. W jedynym trudnym miejscu całkiem nieźle wybraliśmy trasę i przejazd nie sprawił problemu. Utrudnieniem było tylko skrzyżowane liny przy wyjeździe z próby. Można powiedzieć, że dziś była mała wojna. Myślę, że utrzymamy siódmą pozycję więc jest dobrze.
Wojciech Poręba: Dziś jechało mi się świetnie, choć mamy trochę piachu w oczach bo niektórzy, wolniejsi zawodnicy nie chcieli przepuszczać i podróżowaliśmy w strasznym kurzu. Trasa bardzo fajna, było bardzo szybko, nawet trochę bolą rączki od kręcenia kierownicą. Na błotnym przejeździe szybko znaleźliśmy właściwą ścieżkę i bez problemów pokonaliśmy tę przeszkodę. To mój pierwszy Magam Trophy, a w off-roadzie jeżdżę dopiero od roku. Po kilku lokalnych rajdach wraz z moim pilotem Mariuszem Borowskim, postanowiliśmy wystartować w renomowanej imprezie i już mogę powiedzieć, że to była dobra decyzja bo jesteśmy zachwyceni.
Robert Kufel: Jedzie nam się jak w off-roadzie, czyli z przygodami. Dwa kółka zrobiliśmy bez wspomagania, mamy jakąś awarię przekładni kierowniczej, bo po pierwszym okrążeniu zmieniliśmy pompę wspomagania i lepiej było tylko przez chwilę. Próby były bardzo ciężkie i treściwe. Start z końca stawki utrudniał przejazd bo korek uniemożliwiał wybranie odpowiedniego toru. Ten dzień można określić jako relaksacyjny, podobno jutro będzie o wiele trudnej.
Wyniki III i IV etapu:
|